listopada 12, 2023

"Gościni" Marcin Napiórkowski

Autor: Marcin Napiórkowski
Tytuł: Gościni
Data premiery: 25.10.2023
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 302
Gatunek: literatura grozy
 
Marcin Napiórkowski to polski semiotyk, kulturoznawca, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, który zajmuje się tematem postrzegania nowej technologii przez społeczeństwo oraz rolą mitów w czasach współczesnych. Do tej pory wydał sześć książek, wszystkie zaliczały się do gatunku literatury non-fiction – czytelnicy mogą go znać z takich tytułów jak: „Turbopatriotyzm” czy „Naprawić przyszłość”. Teraz jednak autor pokazał nam coś nowego – w „Gościni” teorię sprawdza w praktyce! Jest to więc proza nieco eksperymentalna, bo z założenia bazująca na tym, co znane, bawiąca się tym, naginająca to do swoich celów. Ale przede wszystkim to po prostu naprawdę przyjemna lektura!
 
Jest końcówka wakacji, dokładnie ostatnie dwa tygodnie wolnego. Rodzina Pana Wycieczki, znanego podróżniczego Youtubera właśnie wróciła z objazdu Podkarpacia, teraz w końcu mieli obiecany czas dla siebie. Niestety Pan Wycieczka zmienił te plany, z dnia na dzień przyjął kolejne zlecenie, teraz mają wybrać się na kilka dni w Beskidy. Rodzina nie jest za tego zadowolona, ale co zrobić – te zlecenia to od kilka lat ich główne źródło utrzymania, o zadowolenie sponsorów trzeba dbać. Zatem jadą, sponsorowanym SUVem, choć od początku wycieczka nie toczy się tak sprawnie, jakby sobie tego życzyli, w aucie panuje wroga atmosfera. Dojeżdżając do celu ledwo co udało uniknąć im się zderzenia z ciężarówką, teraz kłócą się o to czy podwozić autostopowicza, starszego pana, hipisa. Jednak w momencie, gdy nagle z nieba zaczynają lać się strumienie wody, zawracają i oferują podwózkę mężczyźnie. Wybierają jakiś skrót, w strugach deszczu jadą przez las, coś w samochodzie zaczyna stukać.. Pierwsza myśl – gałąź wkręciła się w podwozie, ale nic nie widać. Jazda przez to wydaje się niemożliwa, na szczęście widzą w oddali światło. Trzeba tylko przejechać przez niewielki mostek... Za nim znajdują dom starszego państwa, którzy chętnie oferują im, ich dzieciom i autostopowiczowi gościnę oraz pomoc w dotarciu do mechanika dnia kolejnego. W końcu wszystko zaczyna się układać, jest ciepło, spokojnie, przytulnie, choć starodawnie, jedzenie jest pyszne.. ale są też niewielkie niuanse, które każą myśleć, że może jednak to miejsce nie jest tak sielankowe na jakie wygląda? Może pod tą sielanką kryje się wielkie niebezpieczeństwo?
 
Książka rozpisana jest na pięć tytułowanych, nienumerowanych części oraz postscriptum od autora, które samo w sobie jest króciutkim esejem o roli starych mitów we współczesnym świecie – jest to część oddzielna, niezwiązana nicią fabularną z tym wszystkim, co przed nią. Główne, właściwe pięć części rozpisane są na bardzo króciutkie rozdziały, są numerowane i jest ich 86, naprzemiennie przedstawiają losy czterech z pięciu członków rodziny Pana Wycieczki. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy postaci, narrator jest wszechwiedzący, choć raczej stara się ograniczyć do perspektywy jaką mają opisywane postacie. Styl powieści jest niesamowicie lekki, niesamowicie prosty, płynny i przyjemny – to się po prostu czyta doskonale, bez wysiłku, za to z czystą przyjemnością. Uważni czytelnicy, którzy mają chęć spojrzeć na książkę nieco szerzej, zauważą w tekście odniesienia do popkultury i literatury, jednak są one tak subtelne, tak perfekcyjnie zgrywają się z tekstem, że gdy się je zauważy, to jest to bardzo miły dodatek, ale jeśli nie, to nie ma się odczucia, że coś jest dla czytelnika niezrozumiałe. Zrobiło to na mnie wrażenie!
„- Jesteśmy dziewczynami, więc mów na nas: paleontolożki. (...)
- A nie wystarczy: pani paleontolog? (...)
- Tylko jeśli będę mogła się do ciebie zwracać: panie nauczycielko.”
Postacie, którym narrator oddaje głos, miały być szczęśliwe – w końcu ich życie miało wyglądać tak, że jeżdżą rodzinnie w ciekawe miejsca za pieniądze sponsorów – ale nie są. W końcu ciągła obecność sprzętu do nagrywania, ciągły wymóg bycia szczęśliwym do kamery i ciągła pogoń za tematami, które poprawią zasięgi, przyciągną nowych fanów, nowych widzów, to nie bajka, a ciężka praca. I tak Pan Wycieczka czuje się niedoceniany – on przecież robi to wszystko dla rodziny, a oni tylko ciągle narzekają. Jego żona czuje się w małżeństwie niespełniona, chce odejść, choć jeszcze ostatecznie się na to nie zdecydowała... Młodszy syn jest samotny, córka też, ewidentnie ma problemy z akceptacją samej siebie. Okazuje się jednak, że w przeciągu jednej nocy trafili do miejsca, które uzdrawia, w nim zaczynają czuć się lepiej, lepiej się dogadywać, dostają to co chcą. Ale czy na pewno to czego chcą? Kreacje tych postaci są bardzo przyjemne, bardzo rzetelne, bardzo od siebie różne, przedstawiają inne podejście do życia i inne motywacje.
„Nie chcę, żeby ktoś omyłkowo zamknął cię na noc w tym parku, myśląc, że jesteś dinozaurem. Jednym z tych wylęknionych, przedpotopowych typów, którzy dostają ataku paniki, ilekroć słyszą, że do radia zaproszono gościnię, a nie panią gość. (...) Przeraża cię to słowo? Powiedz! – drażniła się z nim Natalia. – Gościni! Gościni!”
Jest jeszcze Heniek, autostopowicz, mężczyzna przeciwny technologii. Bo nie wspomniałam – głównym minusem miejsca, do którego wszyscy trafili, jest awaria sieci internetowej, nie ma zasięgu. Rodzina Pana Wycieczki czuje się więc jak bez ręki, pan Heniek nie – on woli mapę, on woli być tu i teraz, samodzielnie przeżywać, bez całego tego życia wirtualnego za plecami. Czy to sprawia, że jest czujniejszy, bardziej uważny na to, co dzieje się wokół nich?
 
Książka określona jest jako horror, powieść grozy, ale należy zaznaczyć, że nie z gatunku tych przerażających – fabuła prowadzona jest tak, że czytelnik od początku czuje że coś jest nie w porządku, ale jest to gdzieś tam z tyłu głowy, te niewygodnie uczucie, ten niepokój i oczekiwanie, że coś się zaraz może stać. Zatem nastrój grozy jest bardzo subtelny, zbudowany na motywach znanych, ale przekształconych na historię współczesną.
„Wejdzie tam i już nigdy nie wyjdzie, zostanie uwięziony w jakiejś idiotycznej parodii gry komputerowej. Co za tania horrorowa kalka! Ale czy wszystko, co mu się przytrafiło w ciągu ostatnich trzech dni, nie było zestawem takich właśnie kalek (...)?”
Nieraz wspomniałam tu już o mitach i robiłam to nie bez przyczyny – w tej powieści autor zderza stare wierzenia, stare mity, w które przecież człowiek współczesny już nie wierzy, ze współczesnością. Autor dowodzi, że choć twierdzimy, że nie wierzymy, to jednak w podświadomości wartości jakie z tych mitów był przekazywane przez pokolenia, siedzą w nas głęboko, nie da się ich wyzbyć, a ci sprytni mogą na tym zagrać, wykorzystać, co właśnie dzieje się w tej powieści…
„(...) odkąd tu przyjechaliśmy, nachodzi mnie co jakiś czas nieodparta myśl, że coś jest bardzo, ale to bardzo nie w porządku.”
„Gościni” to bardzo przyjemna powieść grozy, która raczej ma za zadanie znane z tego gatunku motywy przenieść we współczesną historię I robi to w mojej ocenie naprawdę dobrze – czyta się dobrze, lekko, historia ciekawi od samego początku, ale też nie wymaga od czytelnika dużo – można się przy niej zrelaksować. A równocześnie pomyśleć, zastanowić nad tym co znaczy teraz praca w mediach, co znaczy w ogóle pragnienie szczęścia i czy umiemy doceniać to, co mamy, czy cały czas musimy gonić za więcej. To dobra lektura na jeden, dwa wieczory, dla relaksu i dla chwili refleksji, a i przy okazji dobrej zabawy motywami zaczerpniętymi z popkultury. Myślę, że autor w beletrystyce odnalazł się naprawdę dobrze!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Literackim.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz