maja 22, 2024

"Taniec piżmowych szczurów" Krzysztof A. Zajas

Autor: Krzysztof A. Zajas
Tytuł: Taniec piżmowych szczurów
Data premiery: 15.05.2024
Wydawnictwo: Harde
Liczba stron: 448
Gatunek: powieść grozy
 
W tym roku Krzysztof A. Zajas świętuje dekadę na polskim rynku książki! Kulturoznawca, literaturoznawca i profesor polonistyki, który wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim, swoją przygodę pisarską z literaturą rozrywkową zaczął w 2014 roku pierwszym tomem trylogii grobiańskiej “Ludzie w nienawiści”, która gatunkowo zalicza się do kryminału. Aktualnie na swoim koncie ma dwa kryminalne trylogie i powieść grozy - “Oszpicyn”, która wydana została w 2017. Teraz do tej ostatniej dołącza “Taniec piżmowych szczurów”, który, jak autor wyznaje w posłowiu, jest domknięciem tematu, który męczył go od czasu wydania “Oszpicyna”. Do lektury tej książki jednak nie jest konieczna jego znajomość - sama nie miałam okazji jej czytać, choć podejrzewam, że gdyby było inaczej, to z “Tańca piżmowych szczurów” wyłapałabym jeszcze więcej smaczków! Których jednak i tak jest tu naprawdę dużo 😊
 
Historia “Tańca piżmowych szczurów” zaczyna się jesienią na targach książki w Krakowie. Pisarz Wiktor Szczęsny stoi na stoisku swojego wydawcy, by podpisywać dla czytelników swoją najnowszą książkę pt. “Gertruda”. Pod koniec ’warty’ podchodzi do niego pewien człowiek, dla którego uzyskanie autografu jest tylko pretekstem - tak naprawdę tej książki nawet nie przeczytał, zafascynowany jest jego wcześniejszą “Wróżdą”, którą uważa za własną historię. Próbuje się z nim umówić na kawę, chce o czymś porozmawiać, ale Wiktor go zbywa. Jakiś czas później sam kieruje się do kawiarni, a tam czeka na niego ten mężczyzna… Mówi coś o domu na wsi Podborze, który chciałby mu sprezentować… Wiktor trochę nie dowierza, trochę się z tego śmieje i w końcu wykorzystuje okazję i ucieka ze spotkania. Jednak wracając do domu dochodzi do pewnego szokującego zdarzenia, które sprawia, że w sumie nie ma dokąd wracać… Wtedy przypomina sobie o tej propozycji i impulsywnie decyduje się z niej skorzystać. Na miejscu szybko podpisuje akt notarialny i zostaje z poleceniem, że ma pisać - nieważne co, byle by pisać. I zostaje sam. W obcym domu, bez samochodu i telefonu, bez telewizji i internetu, całkowicie od świata odcięty… Nastaje noc i wtedy się zaczyna - impulsywna decyzja, by tu zamieszkać, chyba nie była trafiona… Co straszy Wiktora po nocach? Kogo szuka policja? I co do tego mają małe dzieci z okolicznej wioski? Kiedy realność zaczyna mieszać się z fikcją literacką robi się naprawdę niebezpiecznie…
“Nawiedzone domy czasem są trudne do wytrzymania, nawet dla autorów horrorów. Strach jest w nich zbyt prawdziwy.”
Książka podzielona jest na dziesięć tytułowanych rozdziałów i epilog. Każdy rozdział podzielony jest na osobne, kilkustronicowe numerowane podrozdziały. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Wiktora, który jest ciekawym narratorem, a jego spojrzenie na świat nadaje styl całej powieści. A ten jest bardzo dosadny i ironicznie-zabawny. Narrator, jak to pisarz, ma bujną wyobraźnię i dziwne skojarzenia, lubi bawić się słowem i temu wszystkiemu daje wyraz w swoim przedstawieniu świata tej historii. Nie stroni od mocniejszych słów, nawet od przekleństw, nie kryje swoich myśli przed nami nieraz dopowiadając (w nawiasie) co naprawdę myśli, czy co w międzyczasie przechodzi mu przez głowę. Nie ma przed nami tajemnic, czytelnik ma wrażenie jakby siedział w jego głowie, obserwował, co on sam widzi, w czym uczestniczy i jak to odczuwa. Stylistycznie książka jest naprawdę błyskotliwa, już same te zabawy słowem (nie są częste, ale są) wzbudzają respekt czytelnika - są pomysłowe, inteligentne i logiczne, a do tego zabawne, więc nie sposób się przy nich nie zaśmiać. Całość czyta się wyśmienicie, ma lekko gawędziarsko-uszczypliwy styl.
“Stąd groza. Rodzi się, gdy niemożliwe staje się możliwe.”
Gatunkowo historia zaliczana jest do literatury grozy i ta klasyfikacja wcale nie widzi - już z początku, chwilę po zawitaniu Wiktora do domu w Podborze orientujemy się, że to miejsce jest nawiedzone przez duchy. Poprzez lekki i uszczypliwy styl autora powieść jednak nie wydaje się specjalnie straszna do czasu… aż nie siądzie się do lektury w nocy. Wtedy fragmenty, w których fabuła toczy się nocą nabierają innego wymiaru, gdzieś tam na poziomie podświadomości wywołują ciarki na plecach. Autor sprawnie korzysta tu ze znanych motywów gatunku, ale dzięki stylowi narracji, jak i zawodowi narratora, cała historia nabiera ciekawego wydźwięku, staje się raczej grą z konwencją niż zwyczajnym powielaniem dobrze ogranych już motywów. Intryga, która spaja historię w jedno jest powiązana ze wspomnianym już “Oszpicynem”, ale jest tu odpowiednio wyjaśniona, więc czytelnik nie musi się obawiać, że czegoś nie zrozumie. Zagadka jest rozbudowana i dobrze przedstawiona, gdyż czytelnik raczej długo nie będzie w stanie poskładać wszystkiego w jedną całość, mimo tego, że tak naprawdę historia skomplikowana nie jest. Ale ten styl, te komentarze pełne różnych literackich czy ogólnie artystycznych nawiązań sprawiają, że podczas lektury tego nie zauważamy, bo raz po raz coś odciąga naszą uwagę. Bardzo sprytny zabieg.
“Sam znajdowałem się w środku, między tymi dwoma planami. Na granicy dwóch światów. Jak na pisarza, pozycja całkiem niezła, powiedziałbym nawet: inspirująca. Przeszkadzało mi, że nie była moim wyborem. Ktoś mnie na tej pozycji ustawił i prowadził rozgrywkę, w której odgrywałem rolę jednego z pionków. Wciąż nie wiedziałem, o co ta gra się toczy.”
Tym jednak, co mnie najmocniej w tej powieści zachwyciło, jest gra autora z czytelnikiem, mam wrażenie, że cała ta lektura to jedno wielkie puszczanie oka do czytelnika. Narrator jako pisarz, który znalazł się w nawiedzonym domu, cały czas balansuje na granicy fikcji literackiej a realności - oczywiście jego realności, która dla nas jest fikcją, zatem jego fikcja jest dla nas fikcją w fikcji. Tak, to malutki przedsmak jak gmatwają się w tej historii rozważania narratora, jak łatwo wyobraźnia miesza się z tym, co mogłoby się wydarzyć naprawdę. Przez to nic nie jest w tej powieści oczywiste, bo narrator na przykład zaczyna sobie rozmawiać obrazkiem albo wytwór wyobraźni podsuwa mu pomysł na wyjście z sytuacji. To jest zaskakujące i przyjemnie nieszablonowe. A jednak to nie wszystko. Autor jeszcze mocniej miesza w fabule, wplatając w nią jakby własne alter ego - nawet w pewnym momencie pojawia się Krzysztof Zajas, autor “Oszpicyna”, a sam Wiktor Szczęsny z kolei jest autorem “Gertrudy”, która w opisie jest łudząco podobna do “Gerdy” (recenzja - klik!). Zatem świat z “Tańca piżmowych szczurów” zdaje się przenikać trochę do tego naszego prawdziwego, a może raczej odwrotnie? To sprawia, że historia się gmatwa, kręci, daje poczucie mocnego poplątania, splątania znowu na kolejnym poziomie fikcji literackiej z życiem prawdziwym. Zresztą same doświadczenia narratora, który dzieli się swoimi przemyśleniami i bolączkami pisarskimi też pewnie mają jakieś osadzenie w doświadczeniach prawdziwego autora tej książki. I tak czytelnik próbuje rozwikłać co jest prawdą, a co fikcją, a co jeszcze fikcją w fikcji, co jest naprawdę dobrą zabawą.
“Pisarz siedzi okrakiem na dwóch rzeczywistościach i ciągnie wątki raz z jednej, raz z drugiej.”
A co z tym narratorem? Przede wszystkim to pisarz, z mocno uszczypliwym poczuciem humoru, który mimo wszystko chyba ma serce we właściwym miejscu. W tej historii zostaje trochę ofiarą, spada na niego kula śnieżna, która zaczyna się coraz szybciej toczyć, a on nie jest w stanie jej zatrzymać. Impulsywny, czasami podejmuje dziwne decyzje, ale to też nic nadzwyczajnego - co chwilę zostaje wystawiony na zaskakujący wydarzenia, a każdy z nas z pewnością ma na sumieniu jakąś głupią decyzję podjętą pod wpływem chwili. Mimo swojej wybujałej wyobraźni emocje odczuwa tak jak każdy inny, nic więc dziwnego, że są momenty kiedy się boi, mimo że powtarza sobie, że to przecież nie może dziać się naprawdę…
“Rozum tak długo działa w człowieku, jak długo nie włączą się emocje. Gdy to nastąpi, kamień puszczony ze szczytu nabiera rozpędu i nic go nie zatrzyma. W drugą stronę - do emocji do rozumu - ta zasada nie działa.”
A co z tymi tytułowymi szczurami? Są, w stawach za domem i też mają swoje miejsce w fabule, nie tylko funkcję dekoracyjną. Trochę nawiązują do starych legend i nie są w tym w tej fabule same.
“Historie, które nam się przydarzają mogą być bardzo różne, ale są podobne. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy stawiamy sobie pytania o sens życia i znaczenie zdarzeń, które nas dotykają. Nikt nie zna odpowiedzi, ale pisarz udaje, że ją zna. Im lepiej udaje, tym lepsza książka.”
“Taniec piżmowych szczurów” to historia wielowymiarowa. Na tym najprostszym poziomie jest to klasyczna powieść grozy - jest dobry nastrój, dom, w którym straszy, w którym zalega w kątach stara historia. Na wyższym poziomie jest to powieść o niedokończonych sprawach, o wyrzutach sumienia, które mogą męczyć całe społeczności. Historia o traumach, o chciwości, o układach i układzikach podejmowanych czasem nawet, gdy motyw nie do końca jest jasny. Jest to też po prostu zabawa formą, gra z czytelnikiem, testowanie plastyczności języka i świata fikcyjnego przedstawionego, który nawet w gatunkach fantastycznych jest przecież ciągle bardzo bliski naszego. Bardzo podobał mi się styl autora, sposób narracji i ta lekkość przekazu, lekkość wtrąceń, które zmuszają do chwili refleksji. Dla pióra tego autora sięgnęłam po gatunek, do którego ostatnio nie sięgam, i na pewno tego nie żałuję!
 
Moja ocena: 7,5/10


Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Harde.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz