Autor: Brom
Tytuł: Slewfoot. Opowieść o wiedźmie
Tłumaczenie: Anna Standowicz-Chojnacka
Data premiery: 12.11.2025
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Gatunek: folkowy horror historyczny
/ fantastyka
Brom to nazwisko i przydomek amerykańskiego
szeroko uzdolnionego artysty Gerarda Broma. Już pod koniec lat 80-tych XX wieku
Brom zaczął swoją działalność jako ilustrator - początkowo pracował dla dużych
amerykańskich koncernów, kilka lat później zaczął kierować się w stronę tego,
co faktycznie sprawia mu frajdę - w stronę mrocznej fantastyki. Swoje talenty
wykorzystywał w różnych dziedzinach: grach planszowych i komputerowych,
filmach, a także w powieściach grozy, które zaczął pisać w pierwszych latach tego
tysiąclecia. Każda jego książka to niepowtarzalna przygoda, każda osadza się w
nieco innym nurcie, ale każda charakteryzuje się pełną oprawę graficzną jego autorstwa.
“Slewfoot” to jego szósta z siedmiu do tej pory wydanych powieści, w oryginale
ukazała się w 2021 roku, a na polskim rynku jest pierwszą, która zapoznaje nas
z twórczością tego autora.
Północny-wschód Ameryki, Nowa Anglia, osada
Sutton, wiosna 1666 roku. Dwa lata temu do tamtejszej purytańskiej społeczności
dołączyła młoda Abitha - przypłynęła ze starego kontynentu, by zawrzeć związek
małżeński z Edwardem, jednym z tutaj mieszkających mężczyzn. Ich małżeństwo
pozbawione jest pasji, która tak tępiona jest wśród purytanów, a jednak Edward
jest dla Abithy dobry, co sprawia, że zaczynają tworzyć parę na równych
zasadach - w zaciszu swojego oddalonego od reszty społeczności domu. A kiedy
już są o krok od spłaty farmy, na której mieszkają, już za moment mają zyskać
własną ziemię, coś się dzieje - najpierw znika ich kozioł Samson, a później
ginie sam Edward. Obydwu zabrała ciemna jaskinia, w której Abitha wyczuwa
mroczne moce - coś tam nabiera kształtów, coś budzi się do życia…
Książka rozpisana jest na szesnaście
rozdziałów toczących się na przestrzeni sześciu miesięcy i epilog. Każdy z
rozdziałów dzielony jest na krótsze fragmenty, a perspektyw jest kilka -
zarówno tych magicznych, jak i ludzkich: są przedstawiciele leśnego ludku, jest
istota zwana przez nich Ojcem, a przez Abithę Samsonem, jest i sama Abitha, jak
i inni mieszkańcy wioski - przede wszystkim znienawidzony przez nią szwagier Wallace.
Narracja każdego z nich prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego,
oddaje nie tylko zdarzenia, ale i emocje, i myśli postaci. Język powieści jest
bardzo subtelnie stylizowany na taki, jakim posługiwano się dawniej, jednak
zmiana jest naprawdę niewielka, to zaledwie kilka inaczej brzmiących czy
zapisanych słów. W żadnym razie nie utrudnia to odbioru lektury, całość czyta
się bardzo gładko, bez rytmicznych potknięć. Początkowo może fragmenty nasycone
wątkami magicznymi wymagają nieco więcej skupienia, później jednak i one
przybierają bardzo łatwo przyswajalną formę - kiedy już wiemy mniej więcej kto
jest kim i co się dzieje.
Na wstępie wspomniałam, że autor dba również o
stronę graficzną powieści, nie inaczej jest przy tym tytule - każdy rozdział otwiera
niewielka grafika, każde oznaczenie strony ozdobione jest grafiką oka, a
podział scen w rozdziałach grafiką pająka. W samym środku powieści znajduje się
wklejka z pełno stronicowymi ilustracjami głównych bohaterów powieści.
Wszystkie ilustracje utrzymane są w gotyckim, mrocznym stylu.
“(...) czasami bywa wiele prawd.”
W “Slewfoot” autor łączy ze sobą dwa światy:
świat ludzki dobrze osadzony w realiach historyczno-religijnych i świat
magiczny, świat prastarych istot. Do takiego połączenia świetnie wybrał czas, bo
to właśnie wtedy kultura rdzenna mieszała się z kulturą najeźdźców, białych
ludzi. To oni przejęli tę ziemię we władanie, zniszczyli życie, jakie
funkcjonowało tam dotychczas, wyparli starą wiarę. W czasie, kiedy toczy się
akcja, Ameryka była jeszcze ciągle kolonizowana, pionierzy osiedlali się na
obcych terenach i próbowali uprawiać tamtejszą niechętną temu ziemię. I właśnie
na takich terenach powstało Sutton, a farna Abithy i jej męża okupiona została
ciężko pracą, by faktycznie dało się coś na niej hodować. Niemniej jednak uwagę
czytelnika przyciąga coś mocniej – te żelazne zasady, jakimi kieruje się
społeczność purytanów. To bardzo skrajny odłam religii chrześcijańskiej, gdzie
kobiety traktowane są jak ludzie niższej kategorii, nie mają głosu, muszą
ukrywać swoje ciała, których pokazanie choć skrawka od razu uznawane jest za
zachętę do grzechu…
“Próbuję postępować właściwie… tylko jakże trudno stwierdzić, co jest właściwe.”
I właśnie w takim świecie żyje Abitha, młoda
dziewczyna, którą matka zachęcała do własnej indywidualności, do czerpania z
życia radości. Abitha wierzy w Boga, a jednak nie potrafi podporządkować się
zasadom społeczności, które uważa za niepotrzebnie krępujące - bo co z tego, że
spod czepka wystaje jej kosmyk włosów? Ta dziewczyna chce się czuć wolna, chce
o sobie decydować, jednak ani miejsce, ani czasy jej w tym nie sprzyjają…
“Na świecie jest tyle radości, trzeba ją tylko znaleźć.”
Przyznam, że postać Abithy nasunęła mi na myśl
Hioba. Po śmierci Edwarda doświadczana jest na wiele sposobów, a jednak jej
duch pozostaje czysty. Abitha posiada tę nadzwyczajną zdolność oddzielenia
ludzi od religii i choć ludzie ją raz za razem rozczarowują, to wiary w Boga
nie traci. Jej podejście jest otwarte, nastawione na czynienie dobra, na
czerpanie dobra z natury. Tylko że w tamtych czasach mogło to być uznane za
czary… Abitha nie ucieka też przed swoją cielesnością, nie traktuje ciała jako
coś od ducha odrębnego, grzesznego. Wśród takiej społeczności, w ogóle w czasach,
w jakich autor ją osadził, prezentuje sobą bardzo nowoczesne podejście. A
jednak to, co są spotyka, to, co czynią jej inni ludzie, sprawia, że zaczynamy
się zastanawiać ile człowiek jest w stanie znieść, do jakiej skrajności
nienawiść i egoizm innych może człowieka popchnąć i czy tak naprawdę każdego
można złamać?
“Niestety nigdy nie wiesz, że to najlepsze czasy, póki nie miną, póki ich nie stracisz. (...) Nic nie trwa wiecznie, nawet księżyc i gwiazdy.”
Obok Abithy występuje Samson/Ojciec, istota
magiczna, która ukazuje się w postaci czegoś na kształt kozła. I choć wszystkie
jego atrybuty wskazują na to, że to sam diabeł, to jednak nie jest to postać
dogłębnie zła. To istota pełna skrajności, zdolna i do miłości, i do
najwyższego okrucieństwa. Równocześnie jest zagubiona, niepełna, ciągle
szukająca odpowiedzi na to, kim jest, szukająca w swojej duszy tego zła, które
wskazywałoby na diabła, a jednak go tam nie znajdująca - woli czynić dobro,
mimo że przecież czasem zabija. Ale czy robi to, bo chce, czy w imię wyższego
dobra? Samson obok restrykcyjnych purytan przynosi do powieści temat wiary - to
postać ciągle się zastanawiająca. Kim jest bóg, a kim diabeł? Co to znaczy
dobro, a co znaczy zło? I co przynosi, co daje wiara?
“- Czy bóg może być jednocześnie pogromcą i pasterzem? Może nagradzać i dręczyć? Czy też wasz bóg czyni jedynie dobro?Abitha już miała odpowiedzieć, że tak, lecz przypomniała sobie treść trzymanej na kolanach księgi.- Nie, chyba nie. Nas Pan, Bóg, zatopił cały świat i sprowadził nań plagi, a tych, którzy go obrażają, skazuje na wieczne męki. Być może wszystko zależy od tego, jak się definiuje dobro.”
To dwie postacie pierwszoplanowe, głębokie pod
względem psychologicznym, mimo okoliczności nie pozwalające się wpisać łatwo w
schemat. Reszta jest już bardzo oczywista do przypisania pomiędzy dobrem a złem,
a wyjątkowo jasny jest czarny charakter powieści - to Wallace, człowiek
przesiąknięty egoizmem, manipulator, który potrafi naginać innych do swojej
woli. Piękne słówka i chciwość niestety prowadzą wszystkich do prawdziwej
katastrofy…
“Jeśli ostatnią rzeczą, którą zrobi przed śmiercią, będzie zabicie tego nikczemnika, to umrze szczęśliwa.”
W powieści ważna jest też sama natura,
przyroda. To ta ziemia, którą człowiek próbuje zawłaszczyć, sobie
podporządkować. We wspomnieniach leśnych ludków doświadczamy okrucieństwa
człowieka, tej chęci posiadania, która niszczy wszystko. A czy nie lepiej
byłoby świat traktować jak jedność, jak jeden żywy organizm, w którym każdy ma
rację bytu? To najważniejszy wydźwięk tej powieści.
“Prawda, którą wówczas ujrzała, w końcu stała się dla niej jasna jak słońce. ‘Wszystkie te oczy, wszyscy ci bogowie są częścią tego samego. Matka Ziemia, Chrystus, wszystkie religijne sekty z całego świata, słońce, ziemia, planety, księżyc, gwiazdy, ludzie i zwierzęta, bogowie i diabły, wszystkie istnienie. Wszystko jest jednym!’”
Poza jasnymi refleksjami wynikającymi z fabuły
powieści, w „Slewfoot” można zajrzeć głębiej, potraktować metaforycznie – bo czyż
nie jest to przypowieść o miłości? Czy oddanie komuś serca nie jest aktem
wiary? Czy pojawiające się tu czary, to nie po prostu uniesienia miłosne? Relacja
Abithy z Samsonem, ich naprzemienne niepewności i wahanie można zinterpretować
jako rozterki, do których dochodzi w każdym związku. Sam finał też dobrze
wpisuje się w tę interpretację.
“(...) Jak mam nie być nieufna, jak mam się nie bać, że diabeł bądź demon z ciebie? Że jeśli dam ci z siebie zbyt wiele, to posiądziesz mą duszę? Czyż nie jest to słuszne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że sam nie wiesz, kim jesteś?”
“Slewfoot” z osadzonej w czasach kolonialnych
biblijnej hiobowej opowieści przeradza się w historię o magii i zemście.
Zemście, do której popycha sam człowiek swoją hipokryzją, chciwością i
egoizmem. Autor zgrabnie łączy wątki magiczne z historycznymi mocno podlewając
to wszystko tematyką wiary - pyta czy żelazne zasady na pewno są tym, czym
powinna się religia charakteryzować, czy może jednak otwartość i dobro powinny
być tym, co niezależnie od wyznawanej religii, powinno ludzi napędzać. To
magiczna opowieść niosąca uniwersalne refleksje, ale i momentami przerażająca -
nie brak w niej dziwności, w niektórych momentach wręcz makabry. Wszystko to
oparte jest o znane motywy - w końcu mściciele, czarownice i diabelskie kozły
to coś, co wszyscy dobrze znamy, a jednak poprzez połączenie historii i magii
sprawia, że opowieść nie daje wrażenia powtarzalności, a budowania czegoś
nowego z tego, co znane. Choć sama nadal uważam, że wątki fantastyczne i motyw
krwawej zemsty to nie do końca moja bajka, to jednak doceniam kunszt i
wyobraźnię autora, i z pewnością będę wypatrywać polskiego tłumaczenia jego
pozostałych powieści!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Akurat.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
.jpg)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz