listopada 26, 2025

"Slewfoot" Brom

Autor: Brom
Tytuł: Slewfoot. Opowieść o wiedźmie
Tłumaczenie: Anna Standowicz-Chojnacka
Data premiery: 12.11.2025
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512
Gatunek: folkowy horror historyczny / fantastyka
 
Brom to nazwisko i przydomek amerykańskiego szeroko uzdolnionego artysty Gerarda Broma. Już pod koniec lat 80-tych XX wieku Brom zaczął swoją działalność jako ilustrator - początkowo pracował dla dużych amerykańskich koncernów, kilka lat później zaczął kierować się w stronę tego, co faktycznie sprawia mu frajdę - w stronę mrocznej fantastyki. Swoje talenty wykorzystywał w różnych dziedzinach: grach planszowych i komputerowych, filmach, a także w powieściach grozy, które zaczął pisać w pierwszych latach tego tysiąclecia. Każda jego książka to niepowtarzalna przygoda, każda osadza się w nieco innym nurcie, ale każda charakteryzuje się pełną oprawę graficzną jego autorstwa. “Slewfoot” to jego szósta z siedmiu do tej pory wydanych powieści, w oryginale ukazała się w 2021 roku, a na polskim rynku jest pierwszą, która zapoznaje nas z twórczością tego autora.
 
Północny-wschód Ameryki, Nowa Anglia, osada Sutton, wiosna 1666 roku. Dwa lata temu do tamtejszej purytańskiej społeczności dołączyła młoda Abitha - przypłynęła ze starego kontynentu, by zawrzeć związek małżeński z Edwardem, jednym z tutaj mieszkających mężczyzn. Ich małżeństwo pozbawione jest pasji, która tak tępiona jest wśród purytanów, a jednak Edward jest dla Abithy dobry, co sprawia, że zaczynają tworzyć parę na równych zasadach - w zaciszu swojego oddalonego od reszty społeczności domu. A kiedy już są o krok od spłaty farmy, na której mieszkają, już za moment mają zyskać własną ziemię, coś się dzieje - najpierw znika ich kozioł Samson, a później ginie sam Edward. Obydwu zabrała ciemna jaskinia, w której Abitha wyczuwa mroczne moce - coś tam nabiera kształtów, coś budzi się do życia…
 
Książka rozpisana jest na szesnaście rozdziałów toczących się na przestrzeni sześciu miesięcy i epilog. Każdy z rozdziałów dzielony jest na krótsze fragmenty, a perspektyw jest kilka - zarówno tych magicznych, jak i ludzkich: są przedstawiciele leśnego ludku, jest istota zwana przez nich Ojcem, a przez Abithę Samsonem, jest i sama Abitha, jak i inni mieszkańcy wioski - przede wszystkim znienawidzony przez nią szwagier Wallace. Narracja każdego z nich prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, oddaje nie tylko zdarzenia, ale i emocje, i myśli postaci. Język powieści jest bardzo subtelnie stylizowany na taki, jakim posługiwano się dawniej, jednak zmiana jest naprawdę niewielka, to zaledwie kilka inaczej brzmiących czy zapisanych słów. W żadnym razie nie utrudnia to odbioru lektury, całość czyta się bardzo gładko, bez rytmicznych potknięć. Początkowo może fragmenty nasycone wątkami magicznymi wymagają nieco więcej skupienia, później jednak i one przybierają bardzo łatwo przyswajalną formę - kiedy już wiemy mniej więcej kto jest kim i co się dzieje.
 
Na wstępie wspomniałam, że autor dba również o stronę graficzną powieści, nie inaczej jest przy tym tytule - każdy rozdział otwiera niewielka grafika, każde oznaczenie strony ozdobione jest grafiką oka, a podział scen w rozdziałach grafiką pająka. W samym środku powieści znajduje się wklejka z pełno stronicowymi ilustracjami głównych bohaterów powieści. Wszystkie ilustracje utrzymane są w gotyckim, mrocznym stylu.
“(...) czasami bywa wiele prawd.”
W “Slewfoot” autor łączy ze sobą dwa światy: świat ludzki dobrze osadzony w realiach historyczno-religijnych i świat magiczny, świat prastarych istot. Do takiego połączenia świetnie wybrał czas, bo to właśnie wtedy kultura rdzenna mieszała się z kulturą najeźdźców, białych ludzi. To oni przejęli tę ziemię we władanie, zniszczyli życie, jakie funkcjonowało tam dotychczas, wyparli starą wiarę. W czasie, kiedy toczy się akcja, Ameryka była jeszcze ciągle kolonizowana, pionierzy osiedlali się na obcych terenach i próbowali uprawiać tamtejszą niechętną temu ziemię. I właśnie na takich terenach powstało Sutton, a farna Abithy i jej męża okupiona została ciężko pracą, by faktycznie dało się coś na niej hodować. Niemniej jednak uwagę czytelnika przyciąga coś mocniej – te żelazne zasady, jakimi kieruje się społeczność purytanów. To bardzo skrajny odłam religii chrześcijańskiej, gdzie kobiety traktowane są jak ludzie niższej kategorii, nie mają głosu, muszą ukrywać swoje ciała, których pokazanie choć skrawka od razu uznawane jest za zachętę do grzechu…
“Próbuję postępować właściwie… tylko jakże trudno stwierdzić, co jest właściwe.”
I właśnie w takim świecie żyje Abitha, młoda dziewczyna, którą matka zachęcała do własnej indywidualności, do czerpania z życia radości. Abitha wierzy w Boga, a jednak nie potrafi podporządkować się zasadom społeczności, które uważa za niepotrzebnie krępujące - bo co z tego, że spod czepka wystaje jej kosmyk włosów? Ta dziewczyna chce się czuć wolna, chce o sobie decydować, jednak ani miejsce, ani czasy jej w tym nie sprzyjają…
“Na świecie jest tyle radości, trzeba ją tylko znaleźć.”
Przyznam, że postać Abithy nasunęła mi na myśl Hioba. Po śmierci Edwarda doświadczana jest na wiele sposobów, a jednak jej duch pozostaje czysty. Abitha posiada tę nadzwyczajną zdolność oddzielenia ludzi od religii i choć ludzie ją raz za razem rozczarowują, to wiary w Boga nie traci. Jej podejście jest otwarte, nastawione na czynienie dobra, na czerpanie dobra z natury. Tylko że w tamtych czasach mogło to być uznane za czary… Abitha nie ucieka też przed swoją cielesnością, nie traktuje ciała jako coś od ducha odrębnego, grzesznego. Wśród takiej społeczności, w ogóle w czasach, w jakich autor ją osadził, prezentuje sobą bardzo nowoczesne podejście. A jednak to, co są spotyka, to, co czynią jej inni ludzie, sprawia, że zaczynamy się zastanawiać ile człowiek jest w stanie znieść, do jakiej skrajności nienawiść i egoizm innych może człowieka popchnąć i czy tak naprawdę każdego można złamać?
“Niestety nigdy nie wiesz, że to najlepsze czasy, póki nie miną, póki ich nie stracisz. (...) Nic nie trwa wiecznie, nawet księżyc i gwiazdy.”
Obok Abithy występuje Samson/Ojciec, istota magiczna, która ukazuje się w postaci czegoś na kształt kozła. I choć wszystkie jego atrybuty wskazują na to, że to sam diabeł, to jednak nie jest to postać dogłębnie zła. To istota pełna skrajności, zdolna i do miłości, i do najwyższego okrucieństwa. Równocześnie jest zagubiona, niepełna, ciągle szukająca odpowiedzi na to, kim jest, szukająca w swojej duszy tego zła, które wskazywałoby na diabła, a jednak go tam nie znajdująca - woli czynić dobro, mimo że przecież czasem zabija. Ale czy robi to, bo chce, czy w imię wyższego dobra? Samson obok restrykcyjnych purytan przynosi do powieści temat wiary - to postać ciągle się zastanawiająca. Kim jest bóg, a kim diabeł? Co to znaczy dobro, a co znaczy zło? I co przynosi, co daje wiara?
“- Czy bóg może być jednocześnie pogromcą i pasterzem? Może nagradzać i dręczyć? Czy też wasz bóg czyni jedynie dobro?
Abitha już miała odpowiedzieć, że tak, lecz przypomniała sobie treść trzymanej na kolanach księgi.
- Nie, chyba nie. Nas Pan, Bóg, zatopił cały świat i sprowadził nań plagi, a tych, którzy go obrażają, skazuje na wieczne męki. Być może wszystko zależy od tego, jak się definiuje dobro.”
To dwie postacie pierwszoplanowe, głębokie pod względem psychologicznym, mimo okoliczności nie pozwalające się wpisać łatwo w schemat. Reszta jest już bardzo oczywista do przypisania pomiędzy dobrem a złem, a wyjątkowo jasny jest czarny charakter powieści - to Wallace, człowiek przesiąknięty egoizmem, manipulator, który potrafi naginać innych do swojej woli. Piękne słówka i chciwość niestety prowadzą wszystkich do prawdziwej katastrofy…
“Jeśli ostatnią rzeczą, którą zrobi przed śmiercią, będzie zabicie tego nikczemnika, to umrze szczęśliwa.”
W powieści ważna jest też sama natura, przyroda. To ta ziemia, którą człowiek próbuje zawłaszczyć, sobie podporządkować. We wspomnieniach leśnych ludków doświadczamy okrucieństwa człowieka, tej chęci posiadania, która niszczy wszystko. A czy nie lepiej byłoby świat traktować jak jedność, jak jeden żywy organizm, w którym każdy ma rację bytu? To najważniejszy wydźwięk tej powieści.
“Prawda, którą wówczas ujrzała, w końcu stała się dla niej jasna jak słońce. ‘Wszystkie te oczy, wszyscy ci bogowie są częścią tego samego. Matka Ziemia, Chrystus, wszystkie religijne sekty z całego świata, słońce, ziemia, planety, księżyc, gwiazdy, ludzie i zwierzęta, bogowie i diabły, wszystkie istnienie. Wszystko jest jednym!’”
Poza jasnymi refleksjami wynikającymi z fabuły powieści, w „Slewfoot” można zajrzeć głębiej, potraktować metaforycznie – bo czyż nie jest to przypowieść o miłości? Czy oddanie komuś serca nie jest aktem wiary? Czy pojawiające się tu czary, to nie po prostu uniesienia miłosne? Relacja Abithy z Samsonem, ich naprzemienne niepewności i wahanie można zinterpretować jako rozterki, do których dochodzi w każdym związku. Sam finał też dobrze wpisuje się w tę interpretację.
“(...) Jak mam nie być nieufna, jak mam się nie bać, że diabeł bądź demon z ciebie? Że jeśli dam ci z siebie zbyt wiele, to posiądziesz mą duszę? Czyż nie jest to słuszne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że sam nie wiesz, kim jesteś?”
“Slewfoot” z osadzonej w czasach kolonialnych biblijnej hiobowej opowieści przeradza się w historię o magii i zemście. Zemście, do której popycha sam człowiek swoją hipokryzją, chciwością i egoizmem. Autor zgrabnie łączy wątki magiczne z historycznymi mocno podlewając to wszystko tematyką wiary - pyta czy żelazne zasady na pewno są tym, czym powinna się religia charakteryzować, czy może jednak otwartość i dobro powinny być tym, co niezależnie od wyznawanej religii, powinno ludzi napędzać. To magiczna opowieść niosąca uniwersalne refleksje, ale i momentami przerażająca - nie brak w niej dziwności, w niektórych momentach wręcz makabry. Wszystko to oparte jest o znane motywy - w końcu mściciele, czarownice i diabelskie kozły to coś, co wszyscy dobrze znamy, a jednak poprzez połączenie historii i magii sprawia, że opowieść nie daje wrażenia powtarzalności, a budowania czegoś nowego z tego, co znane. Choć sama nadal uważam, że wątki fantastyczne i motyw krwawej zemsty to nie do końca moja bajka, to jednak doceniam kunszt i wyobraźnię autora, i z pewnością będę wypatrywać polskiego tłumaczenia jego pozostałych powieści!
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Akurat.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz