Autorka: Emelie Schepp
Tytuł: Sto dni w lipcu
Tłumaczenie: Anna Kicka
Data premiery: 12.11.2025
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 416
Gatunek: powieść kryminalna
Emelie Schepp to szwedzka autorka, która
debiutowała powieścią wydaną w ramach self-publishingu w 2013 roku i odniosła
nią taki sukces, że do teraz znajduje się na szczycie wydawców tej kategorii w swoim
kraju. Kolejne tomy, jak i ponowne wydanie “Naznaczonych na zawsze”, czyli pierwszego
tomu serii z prokuratorką Janą Berzelius ukazały się już pod szyldem
tradycyjnego wydawnictwa. Na ten moment seria liczy osiem tomów, prawa do
publikacji sprzedane zostały do 33 krajów, a nakład serii przekroczy 3,5
miliona sprzedanych egzemplarzy. Jana doczekała się też własnego serialu na
Prime Video.
W roku 2024 autorka w końcu odważyła się wyjść
poza znajome już dla niej ramy - napisała swoją pierwszą osobną powieść, która
została zatytułowana “Sto dni w lipcu”.
W Polsce pierwsze trzy jej powieści ukazały
się niedługo po szwedzkim wydaniu, później jednak na kilka lat zniknęła z rynku
książki. Dopiero w 2021 Wydawnictwo Sonia Draga przejęło prawa do polskiego
wydania, które na ten moment liczy siedem tomów serii z Janą, a zaledwie tydzień
temu odbyła się premiera “Sto dni w lipcu”.
Motala, 19 lipca. Johan Sundin właśnie
skończył kurs łowiecki, na który od dawna chciał się wybrać - wraca do hotelu,
po drodze dzwoni do żony. Podczas ich rozmowy Amanda wsiada do samochodu,
jednak nagle widzi kogoś w lusterku, ktoś jest w garażu - rozmowa się urywa, a
spanikowany mąż dzwoni na policję i gna do domu. Niestety, Amandy już nie ma.
Rok później kobieta nadal pozostaje zaginiona,
śledztwo policji nie przyniosło żadnych odpowiedzi. Śledczy Sebastian odszedł z
pracy, a teraz na jego miejsce zatrudniona została Maia Bohm. Jednak jej
pierwszy dzień pracy nie zaczyna się dobrze - syn wymaga jej obecności w
szpitalu, gdzie czeka na przeszczep serca, córkę musi odwieźć do przedszkola i
do tego psuje się jej samochód… A w komisariacie czeka już pierwsze wezwanie -
sąsiadka słyszała strzał w domu Johana. Po udaniu się na miejsce Maia ze swoim
nowym partnerem Gregiem znajdują Johana w garażu - ktoś postrzelił go w twarz,
jego stan jest krytyczny. Czy to nie dziwne, że do postrzału doszło dokładnie w
pierwszą rocznicę zaginięcia Amandy?
Książka rozpisana prolog i nienumerowane
krótkie rozdziały, które podzielone są według dni akcji - główna jej część
rozgrywa się w przeciągu kilku dni, choć chyba nic się nie stanie, gdy wspomnę,
że ostatnie rozdziały toczą się pół roku później, w Wigilię Bożego Narodzenia.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Mai i
Grega, narrator oddaje zarówno zdarzenia, jak i emocje wiodących postaci. Styl
powieści w porównaniu do serii z Janą wydaje się nieznacznie spokojniejszy,
jednak nadal w tekście sporo jest dialogów, język jest codzienny, swobodny,
raczej pozbawiony przekleństw, a całość czyta się bardzo sprawnie. Kilka razy
narratorowi zdarza się powtarzać przytaczane już fakty, nie jest to jednak coś,
co pojawiałoby się notorycznie, pewnie czytelnicy, którzy rozłożą sobie lekturę
na kilka dni, nawet ich nie zauważą.
Podobnie jak w serii z Janą, tak i w “Sto dni
w lipcu” życie prywatne śledczych odgrywa ważną rolę, jednak wrażenie daje
całkiem inne. W tej powieści problemy i troski, z jakimi postacie się zmagają,
są bliższe zwykłemu człowiekowi, choć nie mniej tragiczne. Przede wszystkim
uwagę czytelnika zaprząta Maia, jej próba pogodzenia pracy, w której musi się
wykazać i życia prywatnego, jej roli jako matki, która teraz jest niezwykle
trudna - jedno z jej dzieci czeka przecież w szpitalu na przeszczep serca, a
drugiemu z tego powodu nie poświęca odpowiednio dużo uwagi. Niemniej jednak
Greg, młodszy policjant towarzyszący Mai też wart jest podkreślenia. Greg też
ma swoje troski, swoje problemy, w których skomplikowana relacja z poprzednim
partnerem i przyjaciółką wydają się mocno przodować.
“- Bez przerwy pytał mnie tylko, jak się czuję z tym, że jestem chory. Nie wiem, jak ma mi to pomóc.- Czasem chyba dobrze pogadać o tym, co się myśli i czuje - odparł ostrożnie Greg i od razu przyszło mu do głowy, że równie dobrze mógłby tę radę zastosować do siebie.”
Poprzez postać Mai autorka porusza bardzo ważny
temat transplantacji i dawstwa organów, pokazuje nam jak tragiczną walkę toczą
ci na przeszczep czekający, z jak wielkimi emocjami coś takiego się łączy. To
ciągły strach, ciągła niepewność, ciągła czujność, ale i emocje mieszane - bo
choć przeszczep jest dla tych osób czekających szansą na życie, to jednak ktoś
musi umrzeć, by oni tę szansę dostali. A kiedy w grę wchodzi nie dorosły
człowiek, a dziecko, sytuacja wydaje się być jeszcze mocniej poruszająca,
tragiczna… Sceny w szpitalu, ta bezradność Mai w stosunku do tego, co się z jej
synem dzieje, to najmocniej przejmujące sceny w całej powieści.
“- A skąd właściwie bierze się nowe serce?- Od kogoś zmarłego, kto zgodził się je oddać. Mama ci nie mówiła?- Mówiła. Ale czy to nie okropne, że musisz tak czekać? (...)- Nie, dużo bardziej okropne jest to, że ktoś musi umrzeć, żebym ja mógł żyć.”
Zresztą Maia to bardzo skomplikowana postać.
Jej relacja z matką też mocno przyciąga uwagę. Bo choć teraz z dziećmi się do
matki wprowadziła i kobieta mocno pomaga jej w opiece nad nimi, to nie jest to
relacja łatwa - obarczona jest winami przeszłości, aktualnymi wyrzutami i
ogólnym niezrozumieniem. Widać w niej dużo żalu, dużo pretensji, dużo bólu…
Sama Maia momentami zdaje się zachowywać nie
do końca odpowiedzialnie, nie do końca dorośle, ale choć z boku może to
irytować, to jednak czy nie jest to po prostu ludzkie? Szczególnie w sytuacji
tak trudnej emocjonalnie?
Ale Maia to nie jedyna postać obarczona
troskami. Jest przecież i Johan, którego życie w poprzednim roku wywróciło się
o sto osiemdziesiąt stopni, który nigdy nie pogodził się ze zniknięciem swojej
żony. Zresztą nie tylko on, pozostała rodzina Amandy również. Teraz, gdy ktoś
nastał na jego życie, śledczy muszą przyjrzeć się ponownie ich otoczeniu, zbadać
relacje, odkryć kto mógł chcieć krzywdy Johana. A przez znaczącą datę zbrodni
chyba jasne jest, że musi wiązać się to również ze zniknięciem Amandy?
Intryga kryminalna osadzona została w
niewielkiej społeczności, która sekrety trzyma z dala od obcych. Jednak rok od
zdarzeń to wystarczający czas, by sobie wszystko w głowie poukładać, więc w
końcu zaczynają wychodzić na jaw nowe fakty. Autorka dobrze fabułę prowadzi,
sprawnie podrzuca mylne tropy, na podstawie których sama stworzyłam kilka
teorii, choć oczywiście żadna z nich nie okazała się tą, która całą tę opowieść
zakończyła, finalny twist był dla mnie zaskakujący. Zresztą autorka dobrze
zwodzi czytelnika przez całą powieść - każde kolejno odkrywane fakty były to
niezłe twisty fabularne. Co prawda kilka pomniejszych scen wydało mi się nieco
zbędnie melodramatyczne, jednak to szczegóły, który nie zaważyły na ocenie
dobrze zbudowanej zagadki kryminalnej.
“Motala to niewielkie miasteczko z wielkimi wizjami (...).”
Miejsce akcji to niewielkie szwedzkie
miasteczko Motala i choć przede wszystkim poruszamy się pomiędzy szpitalem a komendą,
to jednak gdzieś w tle możemy poczuć ten letni klimat beztroski - nieopodal
jest jezioro, gdzie dzieciaki się kąpią, gdzie można popływać żaglówką. Lato
oddane jest wyraziście - ten upał, żar lejący się z niego dobrze rozgrzewają,
gdy podczas lektury książki u nas temperatura oscyluje w okolicach zera.
Muszę przyznać, że Emelie Schepp dobrze
poradziła sobie z nowym wyzwaniem. “Sto dni w lipcu” to powieść, w której czuć
jej styl, a jednak nie jest tym samym, co seria z Janą, tylko z innymi
postaciami. Tutaj nacisk autorka kładzie na coś innego - jest nieco mniej
dynamizmu, nieco więcej prywatności postaci, które borykają się z problemami
przynoszącymi ważne społeczne tematy. Dzięki kreacji Mai i chorobie jej syna
czytelnik może przypomnieć sobie, jak bardzo życie jest niespodziewane, jak nic
nie jest dane nam na zawsze i jak niewiele trzeba, by komuś pomóc. Bo czy
zostanie dawcą robi nam po śmierci jakąś różnicę? A może zmienić dla innych tak
wiele. Wątek obyczajowy historii jest zatem wyraźny i poruszający, ale nie
przyćmiewa, a współgra z kryminałem, który przedstawiony jest bardzo
kameralnie, bardzo zgrabnie i zaskakująco. Coś dla fanów małomiasteczkowych
kryminałów i rodzinnych dramatów.
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Sonia Draga.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz