czerwca 24, 2020

"Współlokatorzy" Beth O'Leary


Autor: Beth O’Leary
Tytuł: Współlokatorzy
Tłumaczenie: Robert Waliś
Data premiery: 20.05.2020
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 432
Gatunek: komedia romantyczna

20 maja 2020 roku Wydawnictwo Albatros wprowadziło do swojej oferty nową serię książek pt. „Mała Czarna”. To przyjemne, inteligentne i zabawne komedie romantyczne dla kobiet w każdym wieku. Pierwszymi tytułami, które ukazały się pod tym szyldem były: „Lista, która zmieniła moje życie” Olivii Beirne (moja recenzja – klik!) oraz „Współlokatorzy” Beth O’Leary. Ta druga to ponowne wydanie, pierwszy raz ukazała się w Polsce roku temu, dokładnie 15 maja i zatrząsnęła całym światkiem czytelniczym – mnie rok temu ominęła ta przyjemność, jednak teraz mogłam tę zaległość nadrobić. I ogromnie się z tego cieszę, bo obydwa tytuły „Małej Czarnej” ogromnie pozytywnie mnie zaskoczyły!
Autorka „Współlokatorów” Beth O’Leary to angielska pisarka, która mieszka na przedmieściach Londynu. „Współlokatorzy” to jej debiut literacki, pisała go, gdy jeszcze pracowała w wydawnictwie książek dla dzieci. Teraz jest już pełnoetatową pisarką, na angielskim rynku ukazała się już jej druga powieść pt. „Zamiana” – u nas jej premiera zapowiedziana jest na 12 sierpnia tego roku. Na rok przyszły szykowana jest już kolejna książka pt. „The road trip” (pol. wycieczka). Ja po lekturze jej debiutu zdecydowanie mogę przyznać, że na dwie kolejne czekam z niecierpliwością!

„Współlokatorzy” opowiadają historię Tiffy i Leona. Tiffy właśnie po raz kolejny rozstała się z chłopakiem, tym razem chyba już na stałe – musi wyprowadzić się z jego mieszkania, a przez konieczność oddania mu długu nie stać ją na samodzielne wynajęcie miejsca, w którym dałoby się … no cóż, mieszkać. Leon z kolei jest pielęgniarzem na oddziale paliatywnym pracującym w trybie nocnym – ma swoje małe mieszkanie w centrum Londynu, a że potrzebuje szybko przypływu gotówki postanawia wykorzystać swoją sytuację – chce wynająć mieszkanie na pół doby, podczas której jest w pracy. Dla Tiffy to sytuacja idealna – piękne mieszkanko w dobrej okolicy za naprawdę małe pieniądze dostępne w godzinach, w których akurat jest jej potrzebne. Nie zastanawiając się długo decyduje się na wynajem. Oprócz kilku organizacyjnych problemów wszystko układa się idealnie, Tiffy ma współlokatora, którego nie widuje, a ich kontakt sprowadza się do pozostawiania sobie wiadomości na małych karteczkach samoprzylepnych… Czy na dłuższą metę mogą tak żyć? Kiedy się w końcu poznają? Czy uda im się wplątać z kłopotów, które przyniosło im życie?

„Słowo ‘plan’ jest znacznie mniej przyjemne, gdy towarzyszą mu słowa ‘na życie’.”

Książka składa się z 74 rozdziałów i epilogu, które naprzemiennie przedstawiane są z punktu widzenia Tiffy i Leona. Rozdziały podzielone są na miesiące, w których toczy się akcja powieści. Narracja przez obydwóch bohaterów prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, trochę jednak różni się pod względem zapisu – w rozdziałach Tiffy dialogi prowadzone są zwyczajowo od myślników, u Leona jednak wygląda to jak podział na role – zamiast myślników mamy imię i dwukropek. Zastanawiam się dlaczego taki podział autorka zastosowała – myślę, że wynika z charakterów postaci – Tiffy jest bardziej dynamiczna, u niej dużo się dzieje, Leon podchodzi do wszystkiego ostrożniej, jest bardziej wycofany, przez co ludzi traktuje z dużo większym dystansem.
Oczywiście w rozdziałach znajdziemy też wycinki z wiadomości pozostawionych na karteczkach samoprzylepnych.

Styl powieści jest przyjemny, książkę czyta się bezproblemowo, akcja wciąga. Muszę jednak przyznać, że książka dosyć mnie zaskoczyła – spodziewałam się lekkiej, zabawnej lektury, tak jak to było przy „Liście, która zmieniła moje życie”, a dostałam coś, wydaje mi się, głębszego. Humor był, oczywiście, ale nie od samego początku i chyba nie on jest tu najważniejszy.

Ważne są tematy, które porusza powieść. To tematy poważne i trudne, więc byłam zdziwiona ich nagromadzeniem w książce wpisanej w gatunek komedii romantycznej. Sporo miejsca autorka poświęca na wątek uwolnienia się spod wpływu związku, w którym nagminna była przemoc psychiczna, jak i wpływu jaki ma on na dalsze życie osoby nękanej. Równie dużo mowy jest tu o omylności wymiaru sądownictwa, jak łatwo człowiek niewinny przez przypadek może zostać skazany za zbrodnię, której nie popełnił i jak trudno takie coś później odkręcić. Przez zawód Leona w książce dużo jest też o chorobie i śmierci, która często bierze nie tylko tych, którzy już w pełni przeżyli swoje życie… Sporo jak na lekką i zabawną komedię romantyczną, prawda?
„Mój tata lubi mawiać: ‘Życie nigdy nie jest proste’. To jedno z jego ulubionych powiedzonek.
Myślę, że to nieprawda. Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje.”
Trochę przyjemniejsze tematy dotyczą pracy Tiffy – zatrudniona jest w wydawnictwie zajmującym się wydawaniem książek DIY (zrób to sam) na stanowisku asystentki redaktora. To głównie w tej postaci i sytuacjach ją spotykających jest zawarty element humorystyczny – Tiffy to bardzo żywa, kolorowa osoba, która wręcz przyciąga dziwne sytuacje. Bardzo ją polubiłam, jej ekscentryczność jest urocza.

Leon z kolei jest całkowitym przeciwieństwem Tiffy. Spokojny, wycofany, stroniący od ludzi, większą część życia spędza w pracy, gdzie wie, że jest potrzebny. Ma bardzo mały krąg ludzi, którym ufa, z którymi rozmawia. Jednak jak już komuś uda się wejść w jego łaski, to Leon jest gotowy oddać życie w jego obronie. To szlachetny, dobry człowiek.

Historia miłosna, czyli to, czego zawsze obawiam się najbardziej, również zyskała mój entuzjazm. Wszystko przedstawione jest z wyczuciem, napisane tak dobrze, że naprawdę nic nie budziło mojego sprzeciwu. Takie sceny trzeba umieć pisać! Tak mało pisarzy to potrafi, a O’Leary się to udało już w debiucie – brawo!

Ogólnie, mimo iż książka była mniej zabawna od „Listy, która zmieniła moje życie”, to jednak wydaje mi się głębsza. Pod bardzo miłą, przyjemną, sympatyczną historią autorka poruszyła ogrom ważnych tematów, o których nigdy nie pomyślałabym, że można je połączyć z takim gatunkiem literackim. To odważne i dosyć ryzykowne posunięcie, jednak tu zdecydowanie wyszło z tego coś godnego uwagi. Książka zapewnia nie tylko poprawę humoru, trochę śmiechu (tak, tak, mimo że piszę, że była mniej zabawna, to jednak były momenty, w których parskałam głośnym śmiechem!) i ogólnie słodki nastrój, ale także bardziej otwiera oczy na potrzeby i problemy innych ludzi. Ja jestem zdecydowanie na ‘tak’ i już nie mogę doczekać się „Zamiany”!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz