października 27, 2020

"Spica" Tomasz Białkowski - recenzja premierowa

 

Autor: Tomasz Białkowski
Tytuł: Spica
Cykl: Iga Spica, tom 2
Data premiery: 27.10.2020
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 336
Gatunek: kryminał

Tomasz Białkowski to nazwisko w prozie polskiej, które jakoś do tej pory mnie omijało. Kompletnie nie wiem dlaczego, bo to autor nietuzinkowy, który zdecydowanie zasługuje na większy rozgłos i zapamiętanie.
Debiutował już w 2001 roku opowiadaniem „Chłód”, rok później wydał zbiór opowiadań „Leze”. Później przyszedł czas na powieści – „Zmarzlina” z 2008 roku to chyba jego najbardziej poważany tytuł, otrzymał za niego Nagrodę Literacką Warmii i Mazur „Wawrzyn 2008” (tą nagrodę otrzymał również w 2012). W 2012 roku rozpoczął swoją pierwszą serię kryminalną o dziennikarzu śledczym Pawle Werens, a w 2014 roku ukazała się pierwsza książka o tłumaczce Idzie Spica pt. „Powróz”. Teraz po sześciu latach Iga Spica powraca w powieści pt. „Spica”. Przed jej lekturą nie miałam pojęcia czego się spodziewać, autor był mi nieznany, a po tytuł sięgnęłam za namową wydawnictwa. Czy było warto? Oj tak!

W małej wiosce pod Olsztynem dochodzi do dziwnego zdarzenia. W kościele przed ołtarzem nad ranem zostają znalezione nieprzytomne kobiety. Są nagie i jest z nimi mały chłopiec. Na miejscu zjawia się policjant starszy aspirant Antoni Styczeń, miejscowy dzielnicowy. Szybko okazuje się, że chłopczyk to jego syn, a w gronie nieprzytomnych kobiet była jego żona. Śledztwo oczywiście przyznane zostaje odpowiedniemu wydziałowi, a Antoni jest odsunięty od sprawy. Nie przyjmuje jednak tego do wiadomości, postanawia na własną rękę dowiedzieć się co się działo z jego żoną.
W tym czasie do okolicznego hotelu przyjeżdża Iga Spica, tłumacz przysięgły. Wynajął ją deweloper, który ma umówione spotkanie z bogatym niemieckim klientem, który chce kupić okoliczną wyspę. Czas spędzony w małej wiosce Iga chce również wykorzystać, by spotkać się z medium, jasnowidzem polecanym przez jej przyjaciółkę do kontaktu ze swoim zmarłym synem. Co te dwie pozornie różne sprawy mają ze sobą wspólnego? Co faktycznie wydarzyło się tamtej nocy w kościele? I co do tego wszystkiego ma pewien niepokojący obraz malarski, który co chwilę przewija się w tej historii?

Książka składa się z 66 krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, przedstawiona jest z punktu widzenia trzech postaci: Igi, Antoniego i zajmującego się śledztwem podkomisarza Adamczyka. Styl pisarza jest bardzo ciekawy. Uważny, skupiony na wielu detalach otoczenia. Zdania są krótkie, proste, oszczędne. Historia toczy się powoli, z początku niewiele wiadomo, wszystko jest niejasne, dopiero z biegiem historii zaczyna się powoli po kolei klarować. Jako tako, bo dużo zależy tu od skupienia i uwagi czytelnika.

Postacie tej powieści są oryginalne i dosyć mroczne. Iga to kobieta po czterdziestce, która jakiś czas temu w tragicznych okolicznościach straciła swojego jedynego syna. To rozsypało jej życie na tysiąc kawałków, sama też została tragicznie naznaczona krwawą szramą na szyi. Zachowanie jej jest dziwne, nie do końca zrozumiałe, to kobieta pełna bólu i traum.
„Tak naprawdę jej odczuwanie ogranicza się do zdolności odbierania kilku bodźców. Słyszy, widzi, węszy. Lecz to wcale nie oznacza, że czuje coś więcej niż kształt przedmiotów, które dotyka opuszkami palców, liże językiem, miażdży zębami. Albo wdycha zapachy ludzi nie czując ich wewnętrznego ciepła. Obserwuje ich ciała, w których widzi jedynie skomplikowaną mieszaninę mięśni, kości, narządów i żył zalanych lepką cieczą. Iga jest martwa. Zabito ją dawno temu.”
Z kolei Antoni Styczeń to lokalny policjant, który nie marzy o niczym innym jak o wyrwaniu się z tego miasteczka. Studiuje zaocznie prawo, mieszka z matką, bo żona nie chce go już znać, żąda rozwodu. Co wyróżnia Antoniego to jego wzrost – liczy ponad 2 metry, jest olbrzymem na tle okolicznej społeczności. To człowiek dobry, ale wytrwale dążący do celu, uparty, który również skrywa sporo blizn.
Trzecia główna postać powieści to podkomisarz Adamczyk. Laluś, który obnosi się swoimi pieniędzmi, innych traktuje z góry. Ambitny i nieprzyjemny. Ale czy na pewno? Nawet w takiej postaci autor potrafił zawszeć ciekawą, tragiczną historię, która przypomina o tym, by nikogo nie osądzać z góry.

Co do samej historii, to jak wspomniałam jest dosyć tajemniczo. Jest jakaś mała wioska na Warmii, dziwna wysepka, okoliczni tajemniczy mieszkańcy i ten obraz, który przeplata się co chwilę przez karty powieści. Bardzo lubię, gdy powieść krąży wokół dzieł sztuki, szczególnie obrazów, więc i tutaj ta tajemnica wzbudziła mój zachwyt. Obraz Pottera jest dziwny i niepokojący, a wydarzenia, które zaczynają rozgrywa się we wsi, są dziwnie z nim powiązane…

Koniecznie trzeba tu też wspomnieć o miejscu akcji. Jak wspomniałam to malutka wioska pod Olsztynem. Życie w niej toczy się powoli, inaczej. Autor oddał jej klimat doskonale, jest mrocznie, tajemniczo, duszno. Okoliczna wyspa i jezioro ją otaczające dodatkowo podbudowują klimat, dzięki któremu powieść tak wciąga.

Podsumowując, „Spica” to kryminał nietuzinkowy, zaskakujący i dziwnie wciągający. Autor udowadnia, że nawet w tak popularnym gatunku może powstać coś innego, nieszablonowego i artystycznego. Całość powieści nawiązuje motywami do klasyki kryminału – toczy się jako tako w zamkniętej społeczności, od początku mamy ograniczoną ilość wplątanych w historię bohaterów. Poprzez tragizm postaci nasuwa mi nawet skojarzenia z tragedią grecką – to co mogło się potoczyć źle, właśnie tak się potoczyło. To naprawdę coś innego na polskim rynku kryminałów, coś dla uważnego i bardziej wymagającego czytelnika. Ja jestem zdecydowanie na tak!

Moja ocena: 8,5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz