lutego 19, 2024

"Tyle groźnych miejsc" Stacy Willingham

Autor: Stacy Willingham
Tytuł: Tyle groźnych miejsc
Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Data premiery: 14.02.2024
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 368
Gatunek: thriller psychologiczny
 
Polscy czytelnicy po raz pierwszy mieli okazję spróbować prozy Stacy Willingham latem roku 2023 - wtedy na naszym rynku ukazał się jej debiut, thriller “Błyski w mroku”. Książka bardzo szybko zdobyła pełen zachwyt miłośników tego gatunku, nic więc dziwnego, że tłumaczenie kolejnej jej powieści było mocno wyczekiwane. W tym roku zatem premiery doczekaliśmy się już w lutym - właśnie na rynku pojawiała się jej druga powieść pt. “Tyle groźnych miejsc”. Dla mnie to było pierwsze spotkanie z jej twórczością, ale jestem już pewna, że nie ostatnie!
Stacy Willingham to amerykańska autorka thrillerów psychologicznych, która aktualnie może się poszczycić trzema tytułami na koncie. Debiutowała w styczniu roku 2022 właśnie powieścią “Błyski w mroku”, na razie wydaje jedną książkę rocznie. Tłumaczona na ponad 30 języków szturmem podbiła serca czytelników, jej debiut był nominowany do wielu ciekawych czytelniczych nagród. Przed skupieniem się na pisaniu, Willingham zajmowała się copywritingiem i tworzeniem strategii marketingowych. Teraz tworzy historie kryminalnie i jak wnioskuję po tej jednej lekturze, wychodzi jej to naprawdę dobrze!
 
Historia “Tylu groźnych miejsc” rozgrywa się na południu Stanów Zjednoczonych w Savannah. Rok temu doszło tam do dziwnego zaginięcia - w środku nocy z dziecięcego pokoju zniknął Mason, półtoraroczny syn Isabelle i Bena Drake’ów, którzy stratę odkryli dopiero kolejnego dnia rano. Porywacz nie pozostawił po sobie żadnych śladów, jedynie otwarte okno i niewyraźny ślad buta obok domu. Równie dobrze jednak okno mogło być otwarte od poprzedniego wieczora, a odcisk mógł zostawić fachowiec, który właśnie tam pracował dzień wcześniej. Sprawa od roku nie posunęła się do przodu, nie ma żadnych poszlak, jednak Isabelle w poszukiwaniach nie ustaje. Jeździ na różne zjazdy, ciągle występuje przed publicznością i wśród nich między innymi szuka śladów - w końcu zbrodniarz zawsze powraca, by napawać się swoją zbrodnią, prawda? Jednak Isabelle od roku nie spała. Cierpi na totalną bezsenność, a świadomość pozwalają jej zachować tylko mikrodrzemki, momenty wyłączenia za pomocą tabletek nasennych i kawa. Czy przez swoją otępiałość spowodowaną brakiem snu nie przegapia jakiegoś ważnego tropu?
Kiedy wracając z pewnego eventu zaczepia ją mężczyzna prowadzący kryminalny podcast, Isabelle początkowo niechętna, ostatecznie zgadza się w nim wystąpić. Taka forma opowiadania o zaginięciu syna, a nie wyuczone wystąpienia przed publicznością, sprawiają, że odkrywa coś nowego. Coś co sprawia, że zaczyna wątpić w samą siebie…
 “(...) czyż nasze życie nie jest zawsze tylko historią, którą sobie opowiadamy? Historią, którą próbujemy idealnie skomponować i wypuścić w świat? Historia tak żywą, tak prawdziwą, że w końcu sami zaczynamy w nią wierzyć?”
Książka rozpisana jest na prolog i 61 rozdziałów, z czego ostatni jest również epilogiem, po czym dostajemy kilka słów od samej autorki. Akcja toczy się w dwóch czasach - teraz i wtedy, a wtedy to czasy dzieciństwa bohaterki. Narracja prowadzona jest przez Isabelle w pierwszej osobie czasu teraźniejszego. Styl powieści jest spokojny, skupiony na wnętrzu postaci, która bardzo chętnie dzieli się z czytelnikiem swoimi refleksjami na temat zbrodni, przemocy i tego, jak to wszystko postrzegane jest przez społeczeństwo. Całość czyta się płynnie, jest przemyślana, spójna i równa.
“Nikt nigdy nie zatrzymuje się i nie zastanawia, co dzieje się w środku nocy, ile rzeczy rozgrywa się tu, gdy świat jest pogrążony we śnie.”
Historia powieści toczy się tempem niespiesznym, akcja zawiązuje się powoli, tak, by czytelnik miał czas dokładnie przyjrzeć się Isabelle i temu, co dzieje się dookoła niej. A dzieją, a może działy się dziwne rzeczy - w jej dzieciństwie doszło do czegoś, co naznaczyło ją na całe życie, zmieniło postrzeganie świata. Teraz jako kobieta dorosła również opowiada nam swoją historię - opisuje przyjazd do Savannah, pierwszą pracę, poznanie Bena i ich dalsze losy. Jest to więc historia, która skupia na nieco obyczajowej stronie, co mnie samą zaskoczyło, ale też wcale mi nie przeszkadzało - lubię solidne historie i dobrze oddaną warstwę psychologiczną. A to tutaj dostajemy, nie tylko w postaci Isabelle, ale również kreacji drugoplanowych.
Można powiedzieć, że “Tyle groźnych miejsc” to historia o kobietach, o tym, czego oczekuje od nich społeczeństwo i czego oczekują od siebie samych. To temat mocno aktualny, o którym mówi się sporo, również w literaturze - i dobrze, może dzięki temu społeczeństwo przestanie nacechowywać płeć stereotypowymi oczekiwaniami, może w końcu kolejne pokolenie niezależnie od płci będzie mogło być tym, kim po prostu chce? Mam taką nadzieję, autorka jednak skupiła się na tym, co jest teraz. Pisze o postrzeganiu roli matki w opiece nad dzieckiem, o tym, jak kobiety często biorą winę na siebie, nawet tę nieuzasadnioną, bo przecież gdyby Isabelle spała płytszym snem, to usłyszałaby co ktoś robi z jej dzieckiem, prawda? Ale może wina Isabelle jednak jest większa? Zważając na jej historię z przeszłości…
“(...) gdzieś głęboko czuję, że to jednak jest moja wina. I nie chodzi tylko o wyrzuty sumienia matki, członkini tajnego stowarzyszenia kobiet, które wbijają sobie do głowy tylko jedną rzecz, raz po raz: nieważne, co robimy, nieważne, jak bardzo się staramy, i tak wszystko robimy źle. Każda rzecz to nasza wina, jesteśmy niegodne, nie nadajemy się.”
Jako thriller książka potrzebuje nieco czasu na rozruch, ale nie znaczy to, że nie buduje napięcia. Właśnie przez te spokojne opowiadanie historii wydaje się, że autorka niepostrzeżenie nas w nią wciąga, że sama historia wyciąga po nas swoje macki i zanim się obejrzymy już jesteśmy w środku sprawy, szukając wraz z Isabelle kolejnych podejrzanych i ciągle niedowierzając, że to matka może być winna. Intryga jest solidna, zakończenie jest satysfakcjonujące. Jako thriller psychologiczny raczej w tej spokojnej, z naciskiem na obyczajowo-psychologiczną stronę, sprawdza się faktycznie dobrze. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak ta rozrywkowa historia powstała po to, by pogadać o tym, co teraz jest dla nas ważne.
“Całe moje istnienie to jeden wielki czynnik stresogenny; a mój dom to miejsce zbrodni, która wciąż nie została rozwiązana.”
Wspomniałam już o roli matki, roli kobiety w społeczeństwie. To jeden z głównych tematów, które zaprzątają przez całą tę powieść, choć przyznam, że sama w pełni jego ogrom dostrzegłam dopiero czytając te kilka końcowych słów od autorki. I tak, przyznaję jej rację, w swojej powieści dała nam przegląd postaci kobiecych, które automatycznie wpasowały się w role narzucone przez siebie czy społeczeństwo, tak długo w nie grały, że wyrwanie się z nich stało się niemożliwe, a to doprowadziło do mniej bądź bardziej negatywnych konsekwencji. Jak wiele sami od siebie wymagamy? Jak wielkie mamy oczekiwania w stosunku do samych siebie? Często wychodzi na to, że właśnie od samych siebie wymagamy dużo więcej, niż wymagalibyśmy od innych ludzi.
“(...) lubimy pojawiających się w naszym życiu ludzi umieszczać w wygodnych szufladkach i trzymamy ich tam, by mieć poczucie bezpieczeństwa (...).”
I tak płynnie przechodzimy do drugiego ciekawego zagadnienia, mianowicie postrzegania rzeczywistości. Każdy z nas patrzy na świat inaczej, przez pryzmat swoich doświadczeń, zatem czy można dojść do tej jednej, jedynej prawdziwej rzeczywistości? Czy w ogóle coś takiego istnieje? Isabelle postrzega świat przez własne poczucie winy, zmęczona brakiem snu, z jednej strony ciągle nie dowierza, że mogłaby sama być tak faktycznie winna, z drugiej coraz mocniej zaczyna w siebie wątpić. Czy ma ku temu faktycznie powody, czy jednak to tylko wytwór jej wyobraźni, jej spojrzenia na świat?
“(...) jesteśmy zbyt ufni, za często zakładamy, że nikt nas nie skrzywdzi. Że nikt nie patrzy, kiedy nocą chodzimy po przy podniesionych roletach, a światła z zewnątrz uwidaczniają każdy nasz ruch. Że kiedy wychodzimy na zewnątrz, zamykamy drzwi, wkładamy klucz pod doniczkę albo pod kamień, to nikt nie podejdzie, by od razu go wyjąć. Że przemoc nie znajdzie drogi, by nas dopaść - a przecież zawsze czyha, naciska na nasze życie, szuka słabego punktu, by zatopić w nim zęby.”
Trzecim tematem, który mocno zaznacza się w tej historii, jest rola przemocy, zbrodni we współczesnym społeczeństwie. Zbrodnia z jakiegoś powodu nas fascynuje, ciekawi, ale dzieje się to z daleka - kiedy zdarza się innym traktujemy to przecież jako rozrywkę, śledzimy newsy, patrzymy… no właśnie, z boku, bez negatywnych emocji własnych. A jednak to przecież nasz świat, przemoc, zło jest tuż obok - kiedyś może zdarzyć się nam. Opowiadając o tym autorka zwraca uwagę jednak nie tylko na dziwne obsesje na punkcie zbrodni, ale też dostrzega pewne plusy - podcasty, omawianie nierozwiązanych spraw przez zwyczajnych ludzi w sieci czasem może doprowadzić do niespodziewanych rezultatów. Teraz już nie tylko policja prowadzi śledztwo, ale i zwykli ludzie łącząc siły i dowody poprzez internet, razem mogą dojść do nieoczekiwanych wniosków. Czasami właśnie dzięki zainteresowanie tłumu, zwyczajnych ludzi, którzy po godzinach bawią się w detektywów, można rozwiązać sprawę. Na to liczy Isabelle ciągle przemawiając, ciągle wykorzystując to, że publiczność nadal porusza zaginięcie jej syna. Może ktoś wpadnie na to, na co ona nie wpadła?
“Próbuję nie krzywić się na myśl, że podczas lotu do domu utknę obok słuchacza - moje uczucia wobec fanów to dość skomplikowana sprawa. Nienawidzę ich, ale potrzebuję. Są jak zło konieczne: ich oczy, ich uszy. Ich stuprocentowa uwaga. Bo kiedy reszta świata zapomina, oni pamiętają. Dalej czytają każdy artykuł, wymieniają się teoriami na amatorskich forach detektywistycznych, jakby moje życie było tylko rozrywką, zagadką do rozwiązania. (...) Próbują  t e g o  doświadczyć, nie doświadczając naprawdę.”
Mnie równie mocno zaciekawiły też rozważania autorki czy raczej narratorki na temat roli snu, tego, co robi z naszym ciałem i umysłem, jednak ten temat zostawiam już do odkrycia Wam, choć przyznam, że ogromnie chciałabym o tym pogadać dłużej!
“Czasem umysł jest po prostu silniejszy niż nasze próby przezwyciężenia go.”
Podsumujmy więc. Sięgając po „Tyle groźnych miejsc” wydawało mi się, że dostanę historię trzymającą w napięciu od pierwszej strony. Myliłam się, jednak od razu zaznaczam - to nie jest minus powieści. Akcja, cała historia i klimat budowane są spokojnie, dostajemy dwie zagadki, dwie tajemnice, które łączą się postacią Isabelle i powoli, systematycznie odkrywamy kolejne karty próbując dotrzeć do prawdy. Historia zatem ciekawi, zaskakuje przenikliwością spostrzeżeń i portretów psychologicznych, a sam finał historii jest satysfakcjonujący. To thriller psychologiczny, który niesie coś więcej niż tylko dobrą zagadkę - to spojrzenie na nasz świat, na naszą współczesną rzeczywistość i obnażenia tematów, nad którymi sami może niekoniecznie się zastanawiamy. To dobra proza, na swój sposób wstrząsająca, która uświadamia, że nie zawsze to, co wydaje nam się, że widzimy, faktycznie jest realne, prawdziwe. Stacy Willingham tym jednym tytułem, pierwszym naszym spotkaniem, mnie do siebie przekonała - na pewno będę wyczekiwać jej kolejnych publikacji!
“Czasami historie, które tworzymy, opowiadają o nas. Czasami o innych. Ale dopóki w nie wierzymy - i potrafimy przekonać innych, by uwierzyli - zachowują moc. Pozostają prawdziwe.”
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz