czerwca 18, 2025

"Cienie nad stawem" Hanna S. Białys - recenzja premierowa

Autorka: Hanna S. Białys
Tytuł: Cienie nad stawem
Cykl: komisarz Bondys, tom 4
Data premiery: 18.06.2025
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał
 
Hanna S. Białys na polskim rynku książki gości od marca roku 2024. Wtedy to debiutowała książką “Robaki w ścianie” (recenzja -klik!), pierwszym tomem bydgoskiej serii z komisarzem Bondysem, której akcja osadzona jest w drugiej połowie lat 90-tych XX wieku. Debiut ten wywołał niemałe poruszenie wśród fanów literatury kryminalnej i sprawił, że każda kolejna książka autorki była mocno wyczekiwana. I dobrze, bo niewiele ponad rok później na jej koncie jest już pięć pozycji - cztery tomy serii z Bondysem (“Męczennicyna płótnie” - recenzja!) i jeden osobny thriller “Oćma” (recenzja - klik!), którego akcja toczy się współcześnie w małym miasteczku Żnin.
 
Bydgoszcz, wrzesień 1997. W nowym mieszkaniu Olgierda i Emilii Koźlackich panuje chaos - tyle co się wprowadzili, a muszą szybko doprowadzić miejsce do porządku, bo już wkrótce pojawi się na świecie nowy członek rodziny. Podczas wyburzania jednej ze ścianek odkrywają jednak coś, co zmieni plany całej trójki - w ich własnej ścianie ktoś zamurował… człowieka. Z którego niewiele już zostało, jednak nie brakuje mu dokumentów - to zaginiona przed kilkunastu laty żona prokuratora, Irmina Gaura. Oczywiście śledztwo zyskuje priorytet, komisarz Bondys zostaje wezwany przez szefa z urlopu. Przecież odmówić nie może - z prokuratorem przyjaźnią się od dawna.
W tym samym czasie Danuta i Piotr Konieczni martwią się stanem psychicznym swojej 18-letniej córki, która jeszcze niedawno była znana w całej Polsce jako obiecująca gwiazda show-biznesu, niestety jedno potknięcie podczas występu na żywo, zmieniło wszystko… Prasa rozkręciła z tego aferę, przyjaciółka dziewczyny wypowiedziała się niekorzystnie na jej łamach, Marcelina jest więc kompletnie załamana. Co zrobić, by udało się jej się podnieść? I co z jej przyszłością, jej marzeniami?
 
Książka rozpisana jest na prolog i 63 krótkie, kilkustronicowe rozdziały, których akcja toczy się naprzemiennie - raz pod koniec roku 1997, a raz w latach 80-tych. Rozdziałów toczących się w 1997 roku, od września do grudnia jest zdecydowanie więcej, a każda zmiana daty jest w tekście zaznaczona. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który pokazuje nam różne perspektywy - oczywiście tą podstawową jest perspektywa Bondysa, nie zaniedbujemy jednak też jego współpracowników, jak np. Basię, inne postacie drugoplanowe czy samą ofiarę. Narrator nie skupia się tylko na zdarzeniach, ale równie skrupulatnie opisuje co postacie czują, widzą, przeżywają. Styl powieści jest prosty, ale całkiem przyjemny, autorka zrezygnowała już na stałe z udziwnień, jakie lekko zakłócany mi odbiór tomu pierwszego serii - sztucznie wplecione w fabułę wzmianki nawiązujące do tytułu książki. Tego tutaj nie ma, co mocno doceniam! Dialogi prowadzone są sprawnie, przyjemnie, realistycznie.
“Żadna zbrodnia, nawet wyjaśniona i z ukaranym sprawcą, nie przynosi ukojenia. Zbrodnia to zawsze porażka ludzkości.”
Serię z Bondysem nie trzeba czytać w kolejności chronologicznej, każdy tom to osobna zagadka kryminalna, w każdym autorka przypomina podstawy relacji postaci występujących w całej serii. Oczywiście oznacza to, że w każdym tomie są przypomniane kluczowe elementy poprzednich tomów - zgrabnie, niewymuszenie, jednak dla tych, co sięgają tylko po jeden tom, będą niewielkim spoilerem. To w żadnym wypadku nie jest jednak minus powieści, dzięki temu autorka sprawia, że nawet sięgając po “Cienie nad stawem” bez znajomości poprzednich trzech tomów, czytelnik ma zagwarantowane, że zrozumie, co przeżywają postacie.
 
Bo sporą siłą tej powieści są właśnie one - postacie, przede wszystkim postacie całej serii. Komisarz Bondys, choć ciągle prowadzący dość samotniczy tryb życia, wydaje się trochę bardziej czytelnikowi przystępny, jego trudne rysy zostały nieco wygładzone. Nadal kocha ciężkie brzmienia i puzzle, nadal najbliższy jest mu jego pies Kodeks, ale natręctwa czy spostrzeżenia nieco kontrowersyjne odłożone zostały na dalszy plan, już się tak w tej postaci nie wybijają, a co za tym idzie - Bondysa łatwiej jest lubić.
W tym tomie towarzyszyć mu będzie nowy zespół, ale to nie znaczy, że tracimy z oczu stary. Basia, młoda policjantka właśnie przebywa na zwolnieniu i podejrzewam, że mogła to być kreacja najtrudniejsza do stworzenia - Basia cierpi, nie potrafi pogodzić się ze stratą, pozbyć wyrzutów sumienia odnośnie swojego postępowania, swojej naiwności, która doprowadziła do śmierci bliskiej jej osoby. Dziewczyna coraz mocniej zatraca się w poczuciu winy, w żalu, jej kreacja jest bardzo bolesna. Autorka poprzez nią świetnie obrazuje utratę chęci do życia, mocną depresję, a nawet poważniejsze zaburzenia.
Łatwego życia zresztą nie mają też pozostałe postacie. 18-letnia Marcelina boryka się ze zdradą i wyszydzaniem, prawdopodobnie utratą własnych marzeń. Jej zachowanie jednak kieruje się w drugą stronę, która również jest bardzo destrukcyjna. Niełatwo ma też prokurator Gaura, który po kilkunastu latach w końcu ma pewność - jego żona nie żyje i to nie żyje od dawna. Mimo tego, że śledztwo trwa, nie wygląda też by złapanie jej mordercy było w ogóle wykonalne, to mężczyzna czuje ulgę - w końcu wie, w końcu może pozbyć się niepewności. Poprzez tego bohatera możemy skupić się na zagadnieniu - czy lepsza jest niewiedza i nadzieja, czy jednak najgorsza prawda i pewność.
“(..) często tak się dzieje, że nawet w sytuacjach, na które nie mamy wpływu, wolimy działać, czuć sprawczość, mieć nad czymś kontrolę albo chociaż jej namiastkę.”
Poza postaciami, ich wzajemnymi relacjami, ważna jest też Bydgoszcz, miasto, w którym akcja się rozgrywa. Z początku lektury zaskakująco pozostaje w tle, co przyznam, że trochę mnie zdziwiło, gdyż właśnie jego rola, te doskonałe oddanie tego, jak wyglądała Polska niecałą dekadę po wyjściu z PRL-u, było jedną z charakterystycznych cech tomów poprzednich. Na szczęście te wrażenia szybko zostały rozmyte, rola Bydgoszczy wróciła na swoje miejsce, dzięki żeby znowu możemy się przyjrzeć temu jak wyglądało miasto 25 lat temu i jak wyglądała rzeczywistość mieszkających w nich ludzi.
“Obydwa pojęcia - piękno i brzydota - przenikały się na Gdańskiej i mieszały ze sobą. Piękna kamienica, brzydki kosz na śmierci. Piękny płaszcz wytwornej kobiety, brzydka stara kurtka starca. Piękny nowoczesny billboard reklamowy, brzydki odrapany słup ogłoszeniowy. Ulica kontrastów.
Miasto różnic.
Jego miasto.”
Tym razem jednak nie tylko lata 90-te zaprzątają naszą uwagę, bo pojawiają się również przebłyski z lat 80-tych. Nie ma ich wiele, nie dominują w powieści, zresztą pisane są tak, że czytelnik ma problem, by zorientować się o co w nich chodzi - to zabieg specjalny, ostatecznie wszystko zostaje wyjaśnione.
“Nieraz mamy wrażenie, że nie jesteśmy panami czasu, którym dysponujemy i który staramy się maksymalnie wykorzystać. Wszystko kręci się bez naszej zgody, każda czynność, każdy ruch okazują się brzemienne w skutki.”
Intryga kryminalna wydała mi się z wszystkich elementów świata przedstawionego najmniej istotna - oczywiście to ona spina wszystko w całość, to ona jest tym kręgosłupem, a jednak wydaje się raczej tylko pretekstem, by pogadać o naturze ludzkiej, o żałobie, o próbie pogodzenia się z odejściem, jak i życiu w niepewności, zakłamaniu, a także zasłoną blokującą innym ujrzenia człowieka, takim jakim jest naprawdę. Zagadka toczy się dość dynamicznie - mamy przeskoki w czasie, różne postacie, ich przeżycia wydają się kompletnie niezależne od reszty, więc trudno dojść do tego, jak wszystko łączy się w całość. Choć autorka od początku zostawia tropy, to są one bardzo nieznaczne, nie jestem przekonana, by ktoś był w stanie wpaść na rozwiązanie zagadki samodzielnie. Nie wpływa to oczywiście na jakość zagadki, która sama w sobie jest ciekawa, a jeden z twistów naprawdę zaskakujący. Żałuję tylko nieco, że wątek nastoletniej gwiazdy gdzieś z czasem zszedł na drugi plan, w momencie gdy wykonał swoje zadanie w intrydze. Jako że autorka lubi przyglądać się postaciom, ich psychice i zachowaniu, śledzenie tego, co dalej działo się z dziewczyną na pewno byłoby ciekawe.
“Łatwo było zbudować wokół siebie skorupę i zamknąć pod nią szczelinie wszystkie emocje i uczucia, skrywając je przed bliskimi. (...) Ten mechanizm miał jednak jedną potężną wadę - jeżeli ukryje się prawdziwe uczucia i myśli pod płaszczem ironii, ignorancji czy czegokolwiek innego, to nikt z zewnątrz ich nie zauważy i nie będzie miał szansy ich prawidłowo odczytać.”
“Cienie nad stawem” to bolesny kryminał - bolesny pod kątem emocjonalnym, gdyż dźwiga ciężar wielu trudnych emocji. Emocji, które sami z życia znamy, pytań, które sami sobie nieraz zadajemy. Nie umniejsza to pozostałym elementom historii - zarówno postacie, jak i intryga pozostają na satysfakcjonującym poziomie. Myślę, że wiele zagadek kryminalnych Bondysa jest jeszcze przed nami, z przyjemnością po raz kolejny będę wypatrywać okazji do odwiedzenia Bydgoszczy lat 90-tych.
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem SQN.


Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz