Autorka: Donna
Leon
Tytuł: Fundacja
Cykl: komisarz
Brunetti, tom 31
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Data premiery: 11.06.2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 320
Gatunek: powieść
kryminalna
Nazwisko Donny Leon i jej już teraz
ikonicznego komisarza Brunetti zna cały świat. Co ciekawe, weneckiego komisarza
nie stworzyła Włoszka, a Amerykanka, która w od lat 80-tych mieszkała i
wykładała na uczelni w Wenecji. I to właśnie ten czas stał się inspiracją do
powstania cyklu, który po raz pierwszy ujrzał światło dzienne w 1992 roku.
Trzydzieści trzy lata później autorka na koncie ma 33 tomy serii, która co
ciekawe - cały czas trzeba wysoki poziom! Mogę to stwierdzić dlatego, że
tydzień temu czytałam jeden z pierwszych tomów - 10. pt. “Morze nieszczęść”
(recenzja – klik!), a dzisiaj sięgnęłam po ten na polskim rynku najnowszy - 31.
pt. “Fundacja”. Obydwie książki czytamy w ramach maratonu #brunettinatalerzu (szczegóły IG – klik!, FB – klik!), w
którym na talerz bierzemy wszystkie trzy książki autorki, które na naszym rynku
świętowały premierę 11 czerwca. O trzeciej - autobiografii autorki pt.
“Wędrówka przez życie” - w przyszłym tygodniu!
Wenecja, czasy współczesne, świat powoli
dochodzi do siebie po pandemii koronawirusa. Wenecja ciągle jeszcze świeci
pustkami, turystów brak, a wenecjanie nie są pewni czy powinni nadal nosi
maseczki czy nie. Wiele biznesów zostało w tym czasie zamkniętych, powstało też
wiele firm, które wyłudzały odszkodowanie, zapomogę od państwa. Jak zawsze
przekręty i korupcja mają się dobrze. W tym czasie życie na posterunku policji
toczy się nad wyraz spokojnie, więc gdy do komisarza Brunettiego przychodzi
stara znajoma - jeszcze z lat dziecięcych - ten ma czas, by zająć się jej
problemem. Bo problem nie jest zgłoszony oficjalnie, kobieta chce, by Brunetti
przyjrzał się mu bez zostawiania po sobie jakichkolwiek śladów. Dlaczego? To
rozumie się samo przez się - to bogata rodzina, więc każde najmniejsze
podejrzenie o nielegalne działania może przyczynić się do skandalu. Jednak jako
dama nie mówi tego na głos. Problem jest jej zięć - ostatnio córka zwierzyła
się, iż jej mąż nie jest sobą, późno wraca do domu, a kiedy dociekała,
powiedział, że może im grozić niebezpieczeństwo. Czy faktycznie? Jak poważne
niebezpieczeństwo? Enrico to przecież bardzo zdolny księgowy, który nawet
niedawno pomógł ich rodzinie - mąż kobiety chciał założyć zagraniczną funkcję.
Co więc Enrico mógł takiego zrobić?
Książka rozpisana jest na 31 rozdziałów -
każdy liczy co najmniej kilka-kilkanaście stron, dłuższe dzielone są nie
nieznacznie krótsze scenki. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego, narrator oddaje świat oczami Brunettiego i robi to w sposób bardzo
skrupulatny, uważny, nie umyka mu nic z otoczenia, nic z zachowania rozmówców
bohatera, jak i jego własnych przemyśleń. Styl powieści jest więc dokładnie
taki - spokojny, uważny, jest w nim czas, by przyjrzeć się detalom otoczenia,
jak i na chwilę refleksji. Język jakim powieść jest pisana, jest przyjemnie
elokwentny - czuć, że warstwa językowa jest dla autorki ważna. Pojawiają się od
czasu do czasu włoskie wtrącenia, jednak są na tyle oczywiste, że raczej nie
potrzeba do nich tłumaczenia. Książkę czyta się bardzo gładko.
“Czytelnicy lubią wiedzieć, co czytają inni ludzie, więc Brunetti zapytał:- Co pani czytała?”
Dzięki temu, że historię oglądamy oczami
komisarza Brunettiego, to automatycznie możemy się o nim dowiedzieć wiele już
na podstawie jednego tomu. To mężczyzna o prostych wartościach, ceni sobie
szczęście rodzinne, choć w tym tomie nie jest to tak eksponowane. Tutaj
prezentuje się nam jako doskonały, uważny rozmówca - jest spostrzegawczy, zna
się na ludziach, równocześnie jest bardzo taktowny, dba o maniery. Myślę, że
jest to warte podkreślenia we współczesnym świecie. A jednak i komisarz nie
jest całkowicie odporny na ludzką manipulację, z czym przyjdzie mu się właśnie
w “Fundacji” przekonać.
W pracy towarzyszą mu postacie znane z całej
serii, jak sierżant Vianello i sekratarka Elettra - obydwoje świetnie
wyszkoleni w “kopaniu”, choć to ta druga wyszkoliła tego pierwszego. Pojawia
się też dla mnie nowa bohaterka - komisarz Griffoni, o której, poza tym, że
jest młoda, ładna, bystra i dyskretna, nie dowiadujemy za wiele.
W tym tomie autorka zanurza nas w klasie
wyższych sfer - kobieta, która zgłasza się do Brunettiego na brak luksusów w
swoim życiu narzekać nie może. Brunetti zatem przechadza się w środowisku
starej weneckiej arystokracji, wśród admirałów i innych wysokich stopniem
emerytowanych panów i ich nadal pięknych żon. A jednak, mimo uroku, ich
mieszkania tchną tęsknotą za tym, co było - pełne są wspomnień, pamiątek z już
prawie przeżytego życia.
“Niewymuszony sposób bycia młodzieńca sprawił, że Brunetti zastanawiał się, czy pewien rodzaj towarzyskiej ogłady jest cechą dziedziczną, przekazywaną przez pokolenia, czy też przychodził wraz z posiadaniem obytych jedwabiem foteli w pokoju gościnnym?”
Warto podkreślić też powiązania Brunettiego z
kobietą, która się do niego zgłasza, bo dzięki niemu poznajemy dzieciństwo
komisarza. Które do łatwych nie należało, nie wywodzi się on z bogatej rodziny,
a dzięki matce kobiety, która wynajdowała każdy możliwy pretekst, by przynieść
im jedzenie, było im trochę lżej.
“- Nie miała prawa z panem rozmawiać (...).- Nie jestem pewien, czy matki myślą w kategoriach praw (...).”
W powieści snujemy też refleksję nad
przemijalnością i funkcją pamięci. Często autorka odwołuje się do zabawy w
głuchy telefon - ktoś coś mówi, a trzecia z kolei osoba powtarza już coś
innego. W kategorii wspomnień o te przeinaczenia zdecydowanie łatwiej - nie
dość, że dawni my zawsze będą bardziej naiwni niż my teraz, to sama pamięć
nieraz zaciera nam wspomnienia, a nawet i je nadpisuje… Oczywiście głuchy
telefon odnosi się też do tego, co teraz - doskonale obrazuje jak działa
plotka.
“- Co pani ma na myśli?- To właśnie się dzieje, gdy mówi się coś ludziom. Przedstawia się im jedną wersję i gdy dwie lub więcej osób przekazuje ją dalej, jest już całkowicie inna.”
Przy okazji autorka porusza jeszcze temat
ludzi starszych, a przede wszystkim tych najstraszniejszych bolączek - demencji
i choroby Alzheimera. Jeden z bohaterów właśnie się z nią boryka, Brunetti też
dobrze zna ten temat - chorowała na nią jego matka. Dzięki temu możemy
przyjrzeć się jak wygląda rozwój choroby, jak reagują na nią chorzy i ich
toczenie - szczególnie ci, którzy nie chcą zaakceptować, że z ich bliskimi
dzieje się coś złego.
“Zdał sobie sprawę, że onieśmiela go milczenie mężczyzny i poczucie, że ten bez względu na swoją fizyczną obecność nie zawsze jest obecny mentalnie. Dokąd oni odchodzili? Czy w ogóle gdzieś odchodzili? Co słyszeli i co widzieli?”
Donna Leon sporo miejsca poświęca tutaj też na
refleksję nad kondycją Wenecji po pandemii. Doskonale oddaje nam to, z czym
miastu przyszło się mierzyć, jak mocno brak turystów wpłynął na jej
funkcjonowanie. Wydaje się, że ten czas obudził w ludziach to, co najgorsze,
nie tylko wymusił dystans, ale i stał się pretekstem do wielu niechwalebnych
zachowań, które dodatkowo spotęgował obfity deszcz powodujący wystąpienie wód z
kanałów - kiedy wszyscy zajęci byli powstrzymywaniem wody, tak zwane gangi
dziecięce bawiły się w okradanie lokalnych biznesów. Wenecja jest smutna, jest
wyludniona, pełna pozamykanych lokali i ludzi donoszących na siebie nawzajem.
Czy ma szansę wrócić do tego, co było wcześniej? Jak odnieść biznes po
miesiącach stagnacji, kiedy pieniądze z rządu, które miały pomóc, trafiły w
inne, nie tak uczciwe ręce?
“Obeszli budynek Cassa di Risparmio, którego brzydotę zmniejszyła - lecz nie wymazała - ciemność, i szli wzdłuż budynków z lewej strony campo. Brunettiemu, choć nie powiedział tego Paoli, przypominało to udział w sekcji zwłok lub też, dokładnie, wejście do kostnicy przy Ospedale. Na Campo Manin ciała martwych sklepów leżały wzdłuż drogi do kanału. Był tam martwy lewantyński bar szybkiej obsługi, martwy sklep z artykułami sportowymi, martwy sklep odzieżowy z dwoma martwymi manekinami na wystawie, oraz, w końcu, martwe biuro podróży. Na szczęście sklepy nie miały stóp, bo wtedy każdy z nich miałby przywieszkę na paluchu z nazwiskiem, wiekiem i przypuszczalną przyczyną zgonu. Te tutaj, przy campo, wszystkie zmarły na covid.”
Bo i o pragnieniu władzy i pożądaniu pieniądza
jest tutaj sporo. Przyglądamy się bliżej tej tytułowej fundacji, działaniom
zięcia znajomej Brunettiego, jak i tego, jak postrzegają go ludzie. Brunetti
robi szerokie rozpoznanie, a wraz z nim wychodzą na wierzch potencjalnie dziwne
sytuacje, które mogą nie znaczyć nic, bądź znaczyć bardzo wiele…
Intryga więc prowadzona jest bardzo subtelnie,
w spokojnym, klasycznym, detektywistycznym stylu. Autorka uważnie spogląda na
ludzi i ich poczynania, nie boi się budować fabułę skrupulatnie, z miejscem na
dygresje - bo robi to tak, że po prostu chce się to czytać! Podejrzewam, że
spora w tym zasługa trafnych spostrzeżeń, zarówno co do miejsca, jak i ludzi,
które wypadają bardzo uniwersalnie. Sprawę kryminalną badamy powoli, z miejscem
na wszystko, co potrzeba, choć muszę przyznać, że w tym tomie zaskoczyło mnie,
jak mało było wzmianek o jedzeniu! Choć może to też przejaw zmiany po pandemii?
Autorka w intrydze skupia się na aspektach psychologicznych, nie ma w niej
brutalności, a choć tempo jest spokojne do samego końca, to finalny twist mocno
zaskakuje.
“Bywa czasami tak, że chodniki są popękane lub źle położone i stopa ląduje parę centymetrów niżej niż przy poprzednim kroku. Nie ma niebezpieczeństwa upadku, równica zawsze jest niewielka. Zawsze jednak pojawia się szok wywołany tym, co niespodziewane, nierówne. I potem człowiek zdaje sobie sprawę z tej nierówności.”
Mimo tego, że ‘Fundacja” okazała się delikatnie
inną lekturą od „Morza nieszczęść” to jednak doskonale utrzymuje rytm cyklu -
nada otacza czytelnika swoim spokojem, swoim weneckim klimatem. Teraz Wenecja
stoi na skraju załamania, co niektórzy tak chętnie wykorzystują… ale na
szczęście są i tacy jak komisarz Brunetti, którzy będą uparcie drążyć tylko na
podstawie przeczuć, aż w końcu znajdą to, co faktycznie uwiera. Bardzo cenię
sobie współczesne spokojnie, ale napisane tak dobrze, że nie można się od nich
oderwać kryminały - i to był jeden z nich. Do lektury nie przyciąga jednak
napięcie, czy pełna twistów fabuła, a po prostu przenikliwość spostrzeżeń i
doskonały styl autorki. Zdecydowanie chcę Brunettiego więcej!
“Zwolnił kroku, by dostosować się do tempa hrabiny, i szli bez wahania, gdzie skręcić i który wybrać most - tylko albatros przewyższa przeciętnego wenecjanina umiejętnością odnajdywania drogi bez udziału świadomości.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach #brunettinatalerzu
we współpracy z Oficyną Literacką Noir sur Blanc.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz