Autor: Ildefonso
Falcones
Tytuł: Niewolnica
wolności
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska
Data premiery: 04.06.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 640
Gatunek: powieść
historyczna
Ildefonso Falcones to aktualnie jeden z
najbardziej poważanych autorów powieści historycznych. Z zawodu jest adwokatem,
jednak już od prawie dwudziestu lat zajmuje się pisaniem - debiutował w 2006
roku głośną powieścią “Katedra w Barcelonie”. Mimo iż była to książka wtedy
autora nieznanego nazwiska, to rozeszła się szerokim rozgłosem po świecie -
ukazała się w 40 krajach, utrzymywała się ponad rok na liście bestsellerów,
zdobyła ogromną liczbę nagród… nic dziwnego, autor pracował nad nią 6 lat i
zgłębił nią ogromne obszary historyczne średniowiecznej Hiszpanii, a dokładnie Katalonii.
Kolejne książki już nie zajmowały mu aż tyle lat, ale każda kolejna faktycznie
pojawia się i tak z kilkuletnią przerwą, którą autor poświęca na research. Jego
szósta powieść pt. “Niewolnica wolności”, która na rynku jego rodzimym, czyli w
Hiszpanii ukazała się w 2022 roku, jednak nie skupia się tylko i wyłącznie na tym
jednym kraju, jak było do tej pory, wplata w nią też historię Kuby, wyspy,
która jeszcze tak niedawno była kolonią hiszpańską.
Rok 1856, ostatni zryw handlu niewolnikami,
ten najgorszy, bo najliczniejszy. 11-letnia Kaweka wraz ze swoją młodszą
siostrą znajduje się na statku, który uprowadza je na Kubę, do kolonii
Hiszpanii, by tam zostały sprzedane do pracy na plantacjach trzciny cukrowej.
Jej siostra ginie już w czasie podróży, a Kaweka trafia na wielką plantację
markiza Santadoma, jednego z najbogatszych osadników na wyspie - niestety jego
bogactwo nie wynika z dobra i mądrości, a z brutalności, wyzysku i po prostu
wielu, wielu żyć czarnoskórych, których używa jako narzędzi do pracy - jeden
padnie, zostanie zastąpiony drugim. Kaweka to widzi i narasta w niej złość.
Złość, którą wspierają jej bogowie.
161 lat później, w Madrycie Regla Blasco zwana
Litą rozpoczyna pracę w banku, którą dostała dzięki znajomościom z rodziną
Santadoma. Jej matka, a wcześniej jej babka były służącymi tej rodziny, ona
sama też wychowała się pod ich opieką – zapewnili jej pierwszą szkołę, pomogli
uzyskać stypendium. A jednak Lita niespecjalnie czuje wdzięczność - od dziecka
na każdym kroku spotyka się nieustannie z piętnowaniem ze względu na kolor jej
skóry i to, czym jej matka się zajmuje. Współczesna Hiszpania wcale nie wydaje
się być tak wolna od rasizmu, jak mogłoby się wydawać, a choć Lita nauczona
jest, by pokornie to znosić, w końcu jedno zdarzenie przelewa jej czarę
goryczy. A kiedy przypadkowo odkrywa coś, co faktycznie wiąże jej życie zarówno
z niewolnikami Santadomów, jak i tą rodziną, decyduje się podjąć walkę - w imię
swojej matki, w końcu także w imię wszystkich tych, którzy cierpią do teraz w
konsekwencji niewolnictwa. Czy jednak jedna, nic nieznacząca kobieta, jest w
stanie coś zdziałać, kiedy naprzeciw stoi taki gigant jak Santadom?
Książka rozpisana jest na 32 rozdziały,
których akcja toczy się naprzemiennie - raz na XIX -wiecznej Kubie, raz we
współczesnym Madrycie. Im bliżej końca, tym rozdziały stają się krótsze.
Oczywiście jeden rozdział podzielony jest na mniejsze, kilkustronicowe fragmenty,
niemniej jednak same rozdziały są faktycznie długie. Narracja prowadzona jest w
trzeciej osobie czasu przeszłego głównie z perspektywy obydwu kobiet, choć nie
tylko - w czasie XIX-wiecznym czasami pojawia się perspektywa innych uwikłanych
w historię postaci. Jednak bezsprzecznie, to opowieść Kaweki i Lity jest
przewodnia. Styl powieści jest spokojny, uważny, autor raczej nie rozróżnia
językowo dwóch czasów, co tłumaczy w posłowiu przyznając, że nie chciał
umniejszać językowo XIX-wiecznym niewolnikom, dlatego też nie zmieniał sposobu
ich wypowiedzi próbując naśladować ich dialekt będący wynikiem połączenia mowy hiszpańskiej
z językami afrykańskimi. Mimo że brak rozróżnienia z początku może zaskakiwać,
to po takim wytłumaczeniu wydaje się być dobrą decyzją. Sam język jest bogatszy
o nazwy religijne czarnoskórych Kubańczyków, jak i zwroty podkreślające
arystokratyczność hiszpańskich rodów. Opisy są dokładne, autor dba, by oddać
odpowiednie faktury, kolory. Książkę czyta się niespiesznie, ale płynnie, bez potknięć.
A historia, jaką tym językiem oddaje, jest tak
bogata, ale też tak bolesna, że sama nie wiem od czego zacząć. Zatem od
początku - pierwsze sceny naznaczone są ogromną brutalnością, autor od razu
rzuca nas w świat grozy pracy niewolniczej. Razem z Kaweką od razu czujemy ból,
wycieńczenie, widzimy do czego zmuszani byli ludzie, których ktoś uznał za
swoją własność. Nieludzka praca na plantacji, ciągła przemoc, niewielkie porcje
jedzenia, jak i to, co na narażone są przede wszystkim kobiety - gwałty. Autor
w żadnym razie nas nie oszczędza, opisuje każdą z tych scen bardzo dokładnie.
Ta proza boli, przyprawia o mdłości. Aż w głowie się nie mieści, że jeden
człowiek drugiemu jest w stanie coś takiego uczynić.
Gdy mija pierwszy szok, autor zaczyna nam
rysować ten świat szerzej. Obserwujemy, co robili niewolnicy po zbiorach - i to
też nie jest piękne, bo i tam można znaleźć i przemoc, i brutalny seks. Ale
oczywiście to tylko jeden odcień życia niewolników. Kaweka odkrywa w sobie dar,
został wybrana przez bogów, którzy chcą przez nią przemawiać. Uczy się jak
pomagać, jak leczyć, ma mądrą mentorkę, a jej hardość, która zawsze była na
wysokim poziomie, tylko zrasta. Czytelnik obserwuje, jak z dziewczynki rodzi
się kobieta ze swoimi pragnieniami, nawet i marzeniami… Aż w końcu przyjdzie
jej wybierać - czy wybrać własne szczęście czy walczyć o szczęście wszystkich
czarnoskórych niewolników?
“Pieszczoty były dozwolone jako mniej wiążące niż słowne deklaracje, bo płynęły ze zmysłów, z instynktu, podczas gdy słowa rodziły się w mózgu przy udziale woli i rozumu.”
Autor zabiera nas w podróż po Kubie, w
przegląd tego niewielkiego kawałka jej historii, dosłownie połowy wieku XIX. Poznajemy
życie na plantacjach, jak i życie czarnoskórych niewolników, którzy od swoich
“panów” uciekli. Sporo miejsca autor poświęca na opis tego, jak wyglądała tam
wojna dziesięcioletnia, w której walczono o wyzwolenie Kuby spod władz
Hiszpanii, jak i wyzwolenie wszystkich niewolników. Te drugie najmocniej nas
interesuje - to czas, kiedy już część państw zabroniła handlu niewolnikami, tak
naprawdę ostatnie dekady, kiedy i w Hiszpanii było to legalnie, walki więc
bywają zacięte. Doświadczamy też po prostu miejsc, tego, jak wtedy żyło się
czarnoskórym w różnych zakątkach Kuby - na plantacjach, ale i też w wielkiej
kolorowej Hawanie. Przyglądamy się, jak się wtedy poruszano, co się jadło, w co
wierzono, a ich wierzenia są dużo inne niż nasze.
“Jakieś nieznane bóstwo wzięło ją za rękę i wprowadziło pomiędzy te istoty, które biali uznali za niższe, i dlatego zamienili ich życie w coś banalnego, drugorzędnego, uzupełniającego.”
Oczywiście ciągle pomiędzy historią
XIX-wiecznej Kuby, przewija się i historia całkowicie współczesna. Jej
bohaterką jest młoda Lita, która ma w sobie tego niepokornego, hardego i podżegającego
ją do walki o swoje ducha, co Kaweka. Poznajemy ją jednak w momencie, gdy tak
naprawdę nie zna swojej historii, razem z nią zaczynamy ją odkrywać obserwując
jej przemianę.
W kontraście do tej bohaterki stoi jej matka,
o której dobro Lita walczy. Wydaje się kobietą uległą, cichą, tak naprawdę
zadowoloną z tego co ma - ale czy jest to faktycznie jej decyzja czy po prostu
lata przyzwyczajeń? Skąd wynika jej uległość? Autor świetnie oddaje te starsze
pokolenie, które w postaci matki Lity jakoś nie jest skłonne walczyć o swoje,
uważa, że skromne życie jakie prowadzi jest wystarczające. Czy to jednak nie są
następstwa tego, co przeżywały wcześniejsze pokolenia? W porównaniu do nich na
pewno żyje jej się lepiej, ale czy to znaczy, że faktycznie na poziomie, na
jaki zasługuje? Różnica pokolenia pomiędzy Litą a jej matką jest znacząca, ale
i te różnice widać też z perspektywy Kaweki.
“Najważniejsze, że w jej dzieciach zakiełkowało ziarno wolności. Już nic ich nie powstrzyma. Dbajmy o nie, bo do zguby białych doprowadzą właśnie młodzi ludzie, którzy nie darzą się stłamsić tak łatwo jak ich rodzice.”
Historia Lity i jej matki przywodzi z początku
na myśl cykl “Siedem Sióstr” - tu też opowieść opiera się na poznawaniu
przeszłości. Szybko jednak przybiera inne kształty - obrazuje, coś o czym chyba
większość z nas woli nie myśleć: że jednak historia wcześniejszych pokoleń ma
znaczenie. Ma znaczenie to, skąd się wzięły fortuny teraz bogatych, rządzących
światem rodzin, ma znaczenie to, czym te pieniądze zostały okupione. Bo choć
mówi się, że pieniądze nie mają znaczenia, to jednak one rządzą światem, to one
budują naszą rzeczywistość w postaci takich dóbr czy innych. Współczesne
bohaterki stają przed wieloma trudnymi moralnie wyborami, a autor ich dylematy
oddaje bardzo ludzko, równocześnie zmuszając nas do własnych przemyśleń.
Przede wszystkim jednak jest to opowieść o
wolności. O tym, że każdy człowiek na ziemi ma do niej prawo. Bez względu na
to, jakie różnice nas dzielą, nikt nie ma prawa określać, kto jest lepszy, a
kto gorszy, kto ma większe prawa do czegoś, a kto mniejsze - wszyscy jesteśmy
równi, wszyscy mamy (albo powinniśmy mieć) równe szanse. Na właśnie, bo
współczesny Madryt obrazuje, że wcale takiej równości jeszcze nie ma, a rasizm
czy inne formy dyskryminacji ciągle mają się bardzo dobrze.
“Poczuła złość bóstwa, które nie zdołało uchronić swoich wiernych, które musiało patrzeć, jak ludzie mający takie samo prawo do życia jak wszystko są zamieniani w zwierzęta.”
Poprzez swoje bohaterki autor oddaje hołd roli
kobiet w historii, ale także pokazuje coś jeszcze - wystarczy jeden człowiek,
by coś zmienić. Jedna osoba, która się nie złamie, która będzie walczyć o swoje
ideały, która coś w innych zakorzeni, może zapoczątkować rewolucję na skalę
światową. Ważne tylko, by tej siły używać dobrze, bo choć w wypadku „Niewolnicy
wolności” właśnie takie przykłady dostajemy, to z historii wiemy też jak łatwo
jeden zły człowiek może zdominować całe kraje.
Świat, jak Ildefonso Falcones oddaje nam w
“Niewolnicy wolności” jest bogaty, jest żywy, jest jak najbardziej prawdziwy.
Bo choć jego bohaterki są fikcyjne, ich prywatne historie również, to już
wszystko, co je otacza, to historia prawdziwa. I XIX-wieczna Kuba i XXI-wieczny
Madryt rysowane są z rozmachem może nie aż tyle wizualnym, co życiowym i
ideologicznym. Jego bohaterki są pełnokrwiste, są pełne życia, pełne pragnień,
których nie boją się spełniać, choć nieraz na swojej drodze spotykają
cierpienia. Doświadczają miłości, przyjaźni, zdrady, bólu fizycznego i
psychicznego. Autor nie oszczędza ich i nie oszczędza swoich czytelników, ale
dzięki temu daje nam pełny obraz tego, co było, skupiając się na niewolnictwie
i rasizmie, który jest jego konsekwencją. Po raz kolejny autor stworzył powieść
pełną, powieść prawdziwą, niespieszną, ale pozwalającą naprawdę poczuć życie,
jaki opisuje. A przy okazji pyta, pyta, pyta. O to co ważne, o to co
sprawiedliwe. O wolność.
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Albatros.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz