Autorka: Marta
Kisiel
Tytuł: Efekt
pandy
Cykl: Tereska
Trawna, tom 2
Data premiery: 02.07.2025
Wydawnictwo: Mięta
Liczba stron: 304
Gatunek: komedia
kryminalna
Marta Kisiel długo trzymała się gatunku
fantastyki. Po raz pierwszy na scenie literackiej pojawiała się w 2006 roku z
opowiadaniem „Rozmowa dyskwalifikacyjna” na łamach internetowego magazynu
„Fahrenheit”, które zostało uznane za jej debiut, choć z pełnoprawną powieścią wróciła
dopiero cztery lata później, w 2010 po raz pierwszy wydane zostało “Dożywocie”.
Musiało jednak jeszcze upłynąć aż jedenaście lat, aż autorka pokusiła się o
gatunkowy skręt ku kryminałowi, a raczej komedii kryminalnej - narodziła się
Tereska Trawna w pierwszym tomie swoich przygód pt. “Dywan z wkładką” (recenzja- klik!). Książka wywołała spore poruszenie wśród fanów gatunku, zyskała
ogromną liczbę pozytywnych opinii, a charakterna Tereska chwilę później wróciła
- jeszcze w tym samym roku wydany został “Efekt pandy”. W roku 2022 Marta
Kisiel rozpoczęła swoją współpracę z Wydawnictwem Mięta i to tam ukazał się tom
trzeci przygód Tereski pt. “Zawsze coś” (recenzja - klik!), któremu miałam
przyjemność patronować. Przy okazji tej premiery Wydawnictwo Mięta wznowiło
również tom pierwszy, ale dopiero teraz, dwa lata później dostaliśmy
uzupełnienie kolekcji - nowe, spójne graficzne wydanie “Efektu pandy”. Sama
wykorzystałam tę okazję, by ponownie sięgnąć po lekturę i uzupełnić lukę w
recenzjach cyklu, jakie ukazały się na blogu.
Od czasów Tereski Marta Kisiel chyba dobrze
poczuła się w gatunku kryminału, bo stworzyła jeszcze jeden cykl nazwany
Autokorekta, którego do tej pory wydane zostały dwa tomy („Nagle trup” – recenzja!).
Liczba wszystkich wydanych jej powieści skierowanych do dorosłego czytelnika to
na ten moment dwanaście, autorka ma też sporą liczbę opowiadań na koncie, jak i
cykl książek dla młodszego czytelnika, który bardzo chętnie i często jest
nagradzany.
Początek lutego, zima. Do Trawnych w
odwiedziny wpadła matka Tereski, Briżit. Jej wizyty do częstych nie należą,
Briżit, jak już imię wskazuje, ostatnio zamieszkuje Francję i tam pracuje sobie
w firmie, w której biegle na co dzień posługuje się trzema językami: polskim,
francuskim i rosyjskim, co ewidentnie wpływa na jej sposób swobodnej wymowy.
Wizyty nieczęste, są przeważnie bardzo krótkie, tym razem jednak coś się
zmieniło - Briżit zamiast wpaść, narobić szumu i wyjechać, oznajmia, że
zorganizowała tygodniowy tydzień w spa dla kobiet z rodziny Trawnych i jej
samej. W tym czasie przyplątuje się jeszcze matka Andrzejka, czyli teściowa
Tereski, Mira, a że w spa wynajęty mają cały domek, to i ona zostaje na wyjazd
zaproszona. I tak Tereska, Briżit, Mira, Zoja i psica Pindzia ruszają na podbój
Dzierżążnia-Zdroju! Choć jak się zaraz ma okazać, niedawne przejścia
kryminalno-dywanowe odbiły na Teresce i Mirze ślad, a może i zadziałały jak
magnes - bo dlaczego już pierwszej nocy słyszą za ścianą coś, co każe im
przypuszczać, że stało się tam coś bardzo, bardzo, ale to bardzo ostatecznego?
Książka rozpisana jest na coś w kształcie prologu
i 25 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego
przez narratora relacjonującego opowieść z perspektywy kobiecych bohaterek,
głównie skupia się na oddaniu akcji, choć i miejsce na wzmiankę o emocjach
buzujących też się znajdzie. Styl, och, ten styl! Niepowtarzalny i jedyny w
swoim rodzaju. Autorka posługuje się słowem pisanym z taką swobodą, jaką
jeszcze u nikogo innego nie spotkałam - dosłownie nagina go do potrzeb oddania
tego, co dyktuje jej wyobraźnia i robi to nie tylko obrazem, ale właśnie też
słowem. Bo czego tu nie ma! Są zabawy łamańcami językowymi, przejęzyczeniami,
spolszczeniami, nazwami własnymi stworzonymi w tak zaskakująco zabawny sposób,
że miałam podczas lektury takie momenty, że wpadałam w niekontrolowany chichot,
zwyczajnie zaśmiewałam się do łez i nie mogłam przestać. Humor jest tu tak
naprawdę wszędzie - w słowie, w postaciach, sytuacjach, dialogach, każda jedna okazja
do śmiechu jest wykorzystana i to tak inteligentnie, że nawet najbardziej
absurdalne sytuacje są po prostu i zwyczajnie przezabawne, nigdy granica między
śmiesznością a żenadą nie zostaje przekroczona. Tu po prostu nie ma ani jednego
nieudanego żartu! Jestem pod wielkim wrażeniem błyskotliwości, jaką już w samej
warstwie językowej wykazuje autorka.
“Tymczasem Mira była w lesie.Znaczy, była w lesie w znaczeniu przestrzennym, choć nie tylko. Czy raczej - nie przede wszystkim, bo tak ogółem to czuła się bardziej w czarnej dupie. Z całym szacunkiem.”
Kreacje postaci to również prawdziwe perełki.
Tereska to księgowa o charakterze mocno wybuchowym, która pełna traum z
własnego dzieciństwa, swoje dzieci wychowuje w poczuciu wolności, choć z ciągłą
matczyną troskliwością. I to w jej dzieciakach widać - Zoja, która tutaj
zdecydowanie mocniej zaangażowana jest w akcję niż jej brat Maciejka, który
został w domu, jest nastolatką mocno niezależną, pewną siebie, ale ciągle
ufającą i blisko związaną ze swoją matką. Starsze pokolenie w postaci Briżit i
Miry też kreacjami od tej dwójki nie odstaje - Briżit to starsza wersja
Tereski, kobieta, która dobrze wie, czego chce, czego nie boi się wysławiać,
przez co spisywanie uwag do rezerwacji w spa trwało prawie dwie godziny… Jej
trójjęzyczność jest przezabawna, a choć przecież sama nie znam rosyjskiego, to
nie miałam żadnym problemów, by zrozumieć, co kobieta chce przekazać. Mira z
kolei odstaje od Tereski i Briżit charakterem, jest dużo bardziej wyciszona,
nastawiona przede wszystkim na działanie. To obraz zdrowej emerytki, która po
kilku nieudanych małżeństwach absolutnie nie zamierza rezygnować z życia, a
czerpie z niego ile się da. Doskonałe postacie kobiece!
Jest i oczywiście tak zwany zbrodzień.
Potencjalny złoczyńca, gbur, który wraz z żoną i córką mieszka z babską ekipą
ściana w ścianę. Jak na złoczyńcę przystało, mężczyzna uosabia wszystko, co
złe, stanowi prześmiewczą karykaturę pewnych siebie, lekko socjopatycznych
narcyzów o patriarchalnych poglądach. I choć wszystko jest w nim przesadzone,
to przesadzone w sposób, który zmusza do śmiechu, a nie zakłopotania.
“Spojrzała na rozdartą foliową saszetkę ze słodką pandą, a potem na tąpnięte twarze matki i teściowej. Cały ten babski wypad do spa z szykanami był jak te cholerne maseczki. Niby takie ładne, takie zabawne, a jak przyszło co do czego i rzeczywistość zweryfikowała oczekiwania, to co z nich wyszło?Efekt pandy… i to w pełnym galopie.”
A co z intrygą kryminalną? Jest, ale też
niebanalna. Bo zbrodzień jest, ale nie ma ciała, a cała zagadka polega na tym,
by odkryć, co się z tym ciałem stało - kobiety podejrzewają, że mężczyzna
zrobił coś ze swoją żoną, nie wiedzą tylko co. Historia jest dynamiczna, dużo
się dzieje, i to też spora sztuka, zbudować akcję tak, by kręciła się wokół
zagadki zbrodni, w której nie ma nawet ciała. Zmierzenie się z morderstwem
doskonałym? Dlaczego nie!
Autorka bardzo sprawnie kieruje intrygą,
niezauważalnie podrzuca tropy, które tak naprawdę zauważamy dopiero przy
rozwiązaniu całej intrygi - faktycznie wszystko prowadzi do rozwiązania, ale
wszystko, co obudowuje szkielet intrygi, jest tak absorbujące, że skutecznie
odciąga uwagę czytelnika od tropów, które mogłoby na rozwiązanie zagadki
naprowadzić.
“Tereska pokiwała głową i wróciła do snucia narracji. Czuła się niemalże jak Herkules Poirot, tylko jej gustownego wąsa jako rekwizytu brakowało. Próbowała kręcić nonszalancko kubkiem, lecz tylko oblała sobie legginsy herbatą.”
Na koniec to, co kryje się między wersami. Bo
i dobre wartości znalazły sobie miejsce w tej książce. Mamy piękny obraz
matczynej miłości, mamy obraz otwartości na świat i zrozumienia, że człowiek,
to złożona istota i tak naprawdę każdy z nas może zbłądzić, a jeden błąd wcale
nie oznacza głupoty czy złego, podstępnego charakteru - to jest po prostu
ludzkie. Autorka podsuwa też dobry pomysł na sposób na zdrowe rozładowanie
gniewu 😉
“- Trochę… chyba nie wczoraj poniosło…- Ale charakter czy ułańska fantazja?- Ułańskie macierzyństwo…”
“Efekt pandy” to coś zdecydowanie więcej niż
po prostu komedia kryminalna, choć to z pewnością te parskanie śmiechem i
niekontrolowane chichotanie zostanie w pamięci najdłużej. To doskonała
literatura już pod samym względem językowym, która zachwyca swobodnym stylem,
nie tylko zrozumieniem słowa pisanego, ale umiejętnością zaczarowania go, by
ukazywał dokładnie to, co autorka chce czytelnikowi przekazać. To świetne i
bogate kreacje kobiece, to niebanalna, ale dobrze trzymająca w zaciekawieniu
zagadka kryminalna, a równocześnie historia tak pozytywna, tak dodająca energii
i wiary w siebie, że po zakończonej lekturze czytelnik czuje się, jakby mógł
góry przenosić. Czy można chcieć czegoś więcej? Jedynie kolejnej książki Marty
Kisiel.
Moja ocena: 8,5/10
PS. Każdy tom serii z Tereską da się również
czytać jak powieść niezależną od reszty.
Już w najbliższy poniedziałek 14 lipca o godzinie 18:00 na moim profilu na Facebooku będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie na żywo z Martą Kisiel!
Link i opis wydarzenia znajdziecie tu - klik,
serdecznie zapraszam do udziału!
We współpracy z
Wydawnictwem Mięta.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz