lipca 25, 2025

"Eva Luna" Isabel Allende

Autorka: Isabel Allende
Tytuł: Eva Luna
Tłumaczenie: Ewa Zaleska
Data premiery: 09.07.2025
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura piękna
 
Isabel Allende to latynoamerykańska autorka uznawana za jedną z najpoczytniejszych pisarek na świecie. Urodzona w Paru, pierwsze kilkanaście lat mieszkała w Chile, po czym wróciła do kraju swojego urodzenia. Po latach przeniosła się do Wenezueli i dalej, teraz od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest znaną filantropką i feministką walczącą o prawa człowieka, kobiet i dzieci, nagradzana zaszczytnymi tytułami zarówno ze względu na tę działalność, jak i swoją twórczość pisarską. Jej książki sprzedawane są praktycznie na całym świecie, tłumaczone na prawie pięćdziesiąt języków, sprzedawane w milionach egzemplarzy. Tworzy od lat 80-tych XX wieku, debiutowała “Domem duchów”, choć jeszcze przed tworzeniem powieści, napisała wystawioną w teatrze sztukę. Aktualnie na koncie ma prawie trzydzieści tytułów, w Polsce wydawana jest od dawna, ale od pięciu lat opiekuje się nią Wydawnictwo Marginesy, które nie tylko wydaje najnowsze tytuły, ale także odświeża te starsze. I tak w moje ręce trafiła “Eva Luna”, jedna z pierwszych powieści autorki, w oryginale wydana w 1987, w Polsce po raz pierwszy w 1997.
 
Ameryka Łacińska, prawdopodobnie początek XX wieku. W ośrodku misjonarzy zjawia się małe dziecko - biała dziewczynka o włosach barwy płomienia, która wyszła z lasu. To Consuelo, która w przyszłości zostanie służącą starego profesora, a po nocy spędzonej z umierającym ogrodnikiem, stanie się matką Evy Luny, dziewczynki niezwykłej, która pierwsze lata życie spędzała przy jej boku, słuchając jak matka sprawnie przeplata prawdę z fikcyjnymi opowieściami. To od niej Eva nauczy się ubierać świat w słowa i historie, które przenoszą w miejscu i czasie, umiejętności, która będzie jej towarzyszyć przez całe życie, która pomoże jej przetrwać nie tylko stratę matki w wieku lat kilku, ale i przeżyć wszystkie z najczarniejszych chwil. I tak zaczynie się podróż Evy przez kraj i opowieści - jej własne i ludzi, których na swojej drodze spotka…
“-Kim są twoi rodzice?
-Nie wiem.
-Kiedy się urodziłaś?
-W roku komety.
Już wówczas Consuelo maskowała własną niewiedzę za pomocą poetyckich wyrażeń. Odkąd usłyszała po raz pierwszy o komecie, postanowiła przyjąć jej pojawienie się za datę swojego urodzenia.”
Książka rozpisana jest na jedenaście rozdziałów i zakończenie. Rozdziały choć długie, dzielone są na krótsze scenki, od jednej do kilku stron, przez co lektura pod względem komfortu nie jest uciążliwa. Narracja prowadzona jest przez Evę Lunę w pierwszej osobie czasu przeszłego, prócz zdania pierwszego, w którym narratorka się nam przedstawia w czasie teraźniejszym - to jej opowieść, historia jej życia, a przynajmniej kilku jego pierwszych dekad. Styl powieści jest magiczny, sposób snucia narracji przypomina baśnie, zresztą sam cytat otwierający pochodzi z “Baśni tysiąca i jednej nocy”. Język powieści jest naturalny, subtelnie poetycki, zwyczajny na tyle, że nie ma nic trudnego w zrozumieniu opowieści narratorki, ale sposób budowy zdań, porównań, czy nieoczywistych skojarzeń bezsprzecznie wpisują powieść w literaturę piękną, gdzie liczy się nie tylko sama historia, ale i sposób w jaki jest opowiedziana.
“Pomyślałam, że ta strona czekała na mnie od dwudziestu kilku lat, że żyłam tylko dla niej, i zapragnęłam, by od tej chwili zająć się wyłącznie chwytanie unoszących się w lekkim powietrzu opowieści o zmieniać je we własne. Napisałam swoje imię i natychmiast słowa napłynęły bez trudu, jedno łączyło się z drugim.”
Bo tu autorka łączy to, co magiczne, baśniowe, z tym brutalnie przyziemnym. A może jeszcze trochę inaczej - tak naprawdę to, o czym pisze jak najbardziej może być przyziemne, ale właśnie baśniowy styl opowieści sprawia, że historia nabiera magiczności, wrażenia nierealności. Imiona postaci, ich cechy charakterystyczne, sam sposób bycia są ekstrawaganckie, nieco abstrakcyjne, ale to nie dlatego wydają nie bardziej baśniowe, niż realne - a to odpowiada sama magia słowa. Historię tę można więc poznawać dwojako: jako baśń dla dorosłych, gdzie dobro mierzy się ze złem, namiętność z brutalnością, sacrum z profanum, ale także po prostu jako opowieść o Ameryce Łacińskiej XX wieku, prawdopodobnie Chile pomiędzy 1930-1980, choć nigdy nie jest to w powieści powiedziane wprost. O różnorodności i dziwności tego kraju, o rozgrywkach politycznych, walkach o poczuciu wolności, ścierających się wpływach. To wszystko tam jest, od czytelnika tylko zależy jak głęboko w powieść spojrzy, czego będzie w niej tak naprawdę szukać.
“- Lubię ten kraj - powiedział kiedyś Raid Halabi, rozsiadłszy się w kuchni nauczycielki Ines. - Wszyscy należą do tej samej klasy, są jednym ludem, bogaci i biedni, czarni i biali. Każdy czuje się gospodarzem ziemi, po której stąpa, nie ma miejsca na hierarchię, protokół, nikt nad nikim nie góruje z powodu urodzenia albo majątku. Ja pochodzę z zupełnie innych stron. W moim kraju pełno jest kast i reguł, człowiek rodzi się i umiera zawsze w tym samym miejscu.”
Główna bohaterka Eva Luna jest odpowiedzialna za element magiczny opowieści. To ona jako narratorka daje nam iluzję baśni, iluzję nierealności. Swoją opowieść snuje chronologicznie poczynając od życia swojej matki, przez swoje dzieciństwu u jej boku, jak i jej dalsze, skomplikowane lata po śmierci Consuelo. Bo to wtedy Eva rusza w podróż po kraju i ludziach, którzy raz po raz przecinają jej ścieżki - jedni pojawiają się tylko na chwilę, inni przychodzą i odchodzą, by za chwilę znaleźć się ponownie. Eva, przez to, że jej życie już w bardzo młodym wieku narażone było na ciągłą zmianę, jest postacią, która odnajduje się w każdej sytuacji. Od początku uczona, że jej życie ma wartość, nie pozwala, by inni zrobili z niej swoją marionetkę. Wraz z biegiem lektury bohaterka dojrzewa, z dziecka przeradza się w kobietę, odkrywa namiętności, jak i poczucie przywiązania i miłości. Poprzez swoją nieoczywistą historię nigdy nikogo nie ocenia, jest otwarta na ludzi i ich inność, od której pozostali odwracają głowy. I to właśnie na tej inności się skupiamy…
“- Trzeba walczyć o swoje. Nikt nie podejdzie do wściekłego psa, a potulnego zadepczą. Zawsze trzeba walczyć.
To była najlepsza rada, jaką otrzymałam w życiu.”
Plejada postaci, jaka pojawia się obok Evy, robi wrażenie. Służące, pomoce domowe, profesorowie, politycy, biznesmeni, sprzedawcy, partyzanci, prostytutki, burdelmama, transwestyta, dziennikarz, żołnierz czy równie bezdomny chłopiec co wtedy ona - każdy z nich ma swoje miejsce w opowieści, historia każdego z nich jest unikalna i na swój sposób poruszająca. Różne kolory skóry, różne wyznania, różne narodowości, różna zamożność i jedna Eva, która ich wszystkich łączy. To w tym jest magia, a zarazem prawdziwość, bo czy nie ta plejada postaci doskonale oddaje barwność i różnorodność przenikających ten jeden kraj kultur?
“Wierzyła w katolickich świętych, w świętych pochodzenia afrykańskiego i w wielu innych, których sama wymyśliła. Zrobiła w swoim pokoju ołtarzyk, w którym umieściła w rzędzie wodę święconą, fetysze wudu, zdjęcie zmarłego ojca i małe popiersie, które uważała za podobiznę świętego Krzysztofa, choć jak później odkryłam, było popiersiem Beethovena, nigdy jednak nie wyprowadziłam jej z błędu, bo uważała je za najbardziej cudowny przedmiot na ołtarzu.”
Na właśnie, w książce miejsce chyba nigdy nie zostaje wymienione, patrząc jednak po historii i mapie kraju, jak i miejsce urodzenia samej autorki, wydaje mi się, że będzie to Chile. Pod opowieścią Evy, historiami ludzi na jej drodze spotkanych, dostajemy przecież również historię kraju, a nawet świata. Jest I i II wojna światowa, jest wojna w Wietnamie i lokalne czy krajowe powstania. Są zmiany władzy, zmiany ustrojów, jedni dochodzą do głosu, innym zostaje on odebrany. Biznesy i import rozkwitają i upadają, pieniądze są, by po chwili tracić swoją wartość. W jednej opowieści przedstawione pół wieku historii kraju i to tak, że wcale nie czujemy się jak na lekcji historii - bo cały czas ta część historii pozostaje w tle, choć na tyle wyraźna, że nie sposób jej nie zauważyć.
“W tym wielkim kraju istnieją różne epoki historyczne. Podczas gdy w stolicy wielcy przedsiębiorczy omawiają telefonicznie interesy ze wspólnikami w innych miastach kuli ziemskiej, w Andach nadal istnieją obszary, gdzie zachowanie ludzkie regulują takie same zasady, jakie pięć wieków wcześniej przywieźli tu hiszpańscy konkwistadorzy, a w niektórych wioskach położonych w głębi puszczy ludzie dalej chodzą nadzy, jak ich przodkowie z epoki kamiennej. Była to dekada wielkich wstrząsów i cudownych wynalazków, choć dla wielu niczym nie różniła się od poprzednich.”
Wszystko to składa się na opowieść, która jest tak naprawdę pochwałą, hołdem dla umiejętności jej budowania, opowiadania. Czar słów, czar wymyślonych światów, czar łączenia czegoś, co wydaje się niepołączalne pokazuje, że rzeczywistość możemy kreować poprzez narrację. Że historia nie jest niczym innym jak opowieścią, a każda jej strona ma swój sposób i swoje miejsce, by ją opowiedzieć. Dla miłośników słowa to coś, co wprowadza magię, ale i porządek, coś, na czym sami budujemy swój świat.
“Rzeczywistość jest mgławicą, nie udaje nam się jej ogarnąć ani rozszyfrować, bo wszystko dzieje się równocześnie. Gdy pan i ja tu rozmawiamy, za pana plecami Krzysztof Kolumb wymyśla Amerykę, a ci sami Indianie, którzy witają go na witrażu, żyją nadal nadzy w głębi puszczy o kilka godzin drogi od tego urzędu i będą tacy sami za sto lat. Staram się odnaleźć drogę w tym labiryncie, wprowadzić odrobinę porządku w cały ten chaos, sprawić, żeby życie było łatwiejsze do zniesienia. Gdy piszę, opowiadam o życiu takim, jakie według mnie powinno być.”
“Eva Luna” to magiczna opowieść. Lekka przez styl, w jakim jest podana, przez klimat, który sprawia, że mamy wrażenie, że nic nie dzieje się tu naprawdę, że wszystko jest baśnią, zmyśloną opowieścią. Ciężka przez historię kraju, którą w tle opowiada, czasy, które tak naprawdę dla całego świata były wyzwaniem - wojna doświadczyła przecież wszystkich, a próba odbudowania po niej życia w każdym miejscu na świecie przyniosła inne wyzwania. To opowieść o akceptacji inności, o różnorodności świata, o radościach i tragediach, uniesieniach z namiętności, ale i brutalności. Świat pełny, świat fikcyjny, świat oddany magią słowa, czarodziejski, a zarazem tak bliski. Pierwsza moja powieść Isabel Allende i mam nadzieję, że nie ostatnia!
“Przestałam wtedy przyglądać się samej sobie w lustrze, porównywać się z kobietami doskonałymi, tymi z filmów i czasopism, i stwierdziłam, że jestem piękna, bo mam ochotę taka być. Więcej się już nad tym nie zastanawiałam.”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy.



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz