sierpnia 14, 2025

"Nie ma dymu bez morderstwa" Jenny Blackhurst

Autorka: Jenny Blackhurst
Tytuł: Nie ma dymu bez morderstwa
Cykl: Niemożliwe zbrodnie, tom 2
Tłumaczenie: Kamil Bogusiewicz
Data premiery: 30.07.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Gatunek: powieść kryminalna
 
Jenny Blackhurst to brytyjska autorka thrillerów psychologicznych oraz, od niedawna, powieści kryminalnych. Przez pierwsze dziewięć lat od debiutu z 2014 roku skupiała się na tym pierwszym gatunku tworząc thrillery głównie z nurtu domestic noir, dobre historie, które przyjemne angażują, ale i relaksują. W roku 2023 nastąpiła jednak zmiana - autorka przybrała nieco inną formę okładkową zapisu swojego nazwiska i jako J.L. Blackhurst napisała pierwszą powieść kryminalną, historię dwóch sióstr przyrodnich, z których jedna jest policjantką, a druga oszustką. To “Do trzech razy śmierć” wydana na polskim rynku zimą 2024 roku, pierwszy tom serii kryminalnej Niemożliwe zbrodnie. Kilka miesięcy później na rynku angielskim wydany został tom drugi pt. „Nie ma dymu bez morderstwa”, ale polski czytelnik znowu musiał chwilę poczekać - tego lata Wydawnictwo Albatros w przeciągu niecałych dwóch miesięcy wydało jej thriller z 2023 roku “Sezonową dziewczynę” (recenzja- klik!), jak i właśnie drugi tom Niemożliwych zbrodni. Tomy serii można czytać niezależnie od siebie, sprawdziłam to osobiście, choć przyznaję, że po lekturze tomu drugiego tym mocniej chciałabym nadrobić pierwszy!
 
Anglia, niewielkie miasteczko Lewes położone niedaleko Brighton. Mieszkańcy od dłuższego czasu przygotowywali się na ten dzień - Dzień Guya Fawkesa, podczas którego, mimo niskich temperatur, wszyscy wychodzą na ulice i podziwiają paradę, podczas której pali się kukły mające wyrażać sprzeciw w sprawach politycznych czy społecznych. W tym roku twórcy największej kukły postawili na Donalda Trumpa, który jednak podpalony zaczyna się dziwnie na platformie chwiać, aż w końcu spada… a z jego makietowej głowy wypada prawdziwa, ludzka, spalona! Kto dopuścił się takiej makabry i kto stał się ofiarą? Sprawa trafia do wydziału zabójstw, w którym pracuje Tess Fox, przyrodnia siostra oszustki Sarah Jacobs, która właśnie jeździ po świecie w poszukiwaniu swojej matki… Nie wie jeszcze, że kobieta znajdowała się cały czas tuż obok.
 
Książka rozpisana jest na pięćdziesiąt pięć krótkich rozdziałów i epilog. Rozdziały pisane są naprzemiennie z perspektywy Tess i Sarah, choć zdarzają się od tego niewielkie odstępstwa. Mimo że same w sobie są krótkie, bywają też dzielone na jeszcze krótsze fragmenty. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który ma wgląd zarówno w poczynania, jak i myśli bohaterek. Styl powieści jest przyjemny i codzienny, bez przekleństw, swoją lekkością przypomina klasyczne powieści detektywistyczne, w których dialogach też nie brakowało swobody, a nawet i czasami humoru. Książkę czyta się bardzo dobrze, płynnie i szybko.
“- To, że facet zginął, nie znaczy jeszcze, że musi być mi z tego powodu przykro (...). A samo to, że nie jest mi przykro, nie znaczy jeszcze, że go zabiłam. (...)
- Droga pani, rozmawia pani z przedstawicielami policji. Używanie logiki jest czymś niedopuszczalnym.”
Akcja powieści osadzona jest w niewielkim miasteczku - na tyle dużym, że nie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, na tyle dużym, że ma swoje rady mieszkańców i inne stowarzyszenia. A jednak na tyle małym, że mieszkańcy jednej okolicy nie są anonimowi, znają się wzajemnie i kryją swoje tajemnice. Lewes jest przestronne, jest miejsce na spore domy, a nawet farmy, a Blackhurst dodaje do tego nutę brytyjskości - odwiedzamy okoliczne puby, smakujemy tamtejsze jedzenie, a w odwiedzinach u kolejnych świadków czy podejrzanych zawsze jest chwila na herbatę z mlekiem. To detale, ale wprowadzą bardzo przyjemny, charakterystyczny dla Wielkiej Brytanii nastrój.
Zresztą obchody Dnia Guya Fawkesa są największą brytyjską atrakcją, jakiej tu doświadczamy. To coś jak festyn - wszyscy wychodzą na ulice, bawią się i piją wspólnie, ale równocześnie to coś jednak dość niebezpiecznego - w końcu to zabawa żywym ogniem, kto wie, co może się wtedy stać. Tradycja kontra nowoczesność, bo jak szybko się okazuje, coraz większa liczba mieszkańców chciałaby zaprzestać tych obchodów.
 
Intryga kryminalna zapoczątkowana odkryciem zwłok w kukle Trumpa prowadzona jest tempem spokojnym, typowo małomiasteczkowym - jest czas, by pogadać z mieszkańcami, jest czas na wspomnianą herbatkę. W tym historia przypomina klasykę powieści detektywistycznych, jest w niej jednak też coś, co bardzo ten tytuł uwspółcześnia - to opisy przekrętów jakie wraz ze swoją grupą popełnia Sarah, to jej udział w śledztwie, które dotyczy sprawy związanej z potencjalnie zbrodnią niemożliwą. Sama zagadka jest trudna do odgadnięcia, niektóre z jej elementów robią duże wrażenie, są naprawdę pomysłowe, niektóre wydają się jednak nie do końca wystarczająco wyjaśnione - sama nie do końca uwierzyłam w jeden element zbrodni, choć nie wpłynęło to na pozytywny odbiór całości, gdyż zarówno miejsce, jak i tempo akcji, a i wątek oszustw to zdecydowanie coś, co bardzo mi odpowiada.
“Chcesz wiedzieć, dlaczego zauważam więcej od ciebie? (...) Bo zaglądam tam, gdzie ty nie masz odwagi zajrzeć.”
No właśnie, dzięki Sarah i jej bliskim możemy zajrzeć za kotarą - spojrzeć na oszustwa od kuchni, przyjrzeć się umiejętnościom osoby tym się zajmującej. Sztuka iluzji, odciągania uwagi, znajomość ludzkiej psychiki, tego, jak łatwo wyciągamy pewne wnioski to elementy, które w oszustwach grają podstawową rolę. A choć w prawdziwym życiu nie chciałabym tego doświadczyć, to obserwowanie sprytu oszustów na kartach powieści jest zawsze dla mnie mocno atrakcyjne, o ile oczywiście zrobione jest to logicznie, z tak zwaną głową. Tu jest, wszystkie sztuczki wydają się odpowiednio przetestowane, co jest ogromnym plusem tej powieści.
“- A wiecie, co powiedzenie mówi o wzgardzonych kobietach.
- A wiesz, że nie potrzebowalibyśmy takiego powiedzenia, gdyby mężczyźni po prostu przestali nami wzgardzać?”
Sarah odpowiedzialna jest za oszustwa, a Tess za śledztwo, choć przecież nie ona je prowadzi, przynajmniej nie oficjalnie. Dzięki Tess jednak powieść osadza się w tym klasycznym klimacie, w końcu mamy zagadkę kryminalną do rozwiązania. Kontrast pomiędzy tymi bohaterkami jest naprawdę fajnie zbudowany - Sarah jest rozrywkowa, skłonna do ryzyka, Tess z kolei ma silne poczucie obowiązku i moralności. Łączy je inteligencja i spostrzegawczość, którą wykorzystują na właściwe dla siebie sposoby. Mimo różnic charakteru i zawodów stojących po dwóch stronach prawa, skłonne są do ustępstw - bo są przecież siostrami, mają w sobie wsparcie. Bardzo polubiłam ten duet, mam nadzieję, że wkrótce znowu się z nimi spotkamy!
“Czy kiedykolwiek znajdzie na swoim drzewie genealogicznym jakąś gałąź, która nie jest doszczętnie przegniła? Przynajmniej pozostaje Tess, pomyślała. Niewielki promyk dobra w jej mrocznej rodzinie.”
Podsumowując, “Nie ma dymu bez morderstwa” świetnie łączy wątki klasycznej powieści detektywistycznej, której akcja toczy się tempem przyjemnie spokojnym z elementem iluzji, tej pozornej niemożliwości, która tak naprawdę okazuje się sprytnym wykorzystaniem spostrzegawczości i pomysłowości. To historia, która nie idzie utartymi ścieżkami, która zmusza do bacznego przyglądania się każdemu jej elementowi - bo to, co widzimy na pierwszy rzut oka może już za chwilę wydać się czymś całkiem innym. Bardzo podoba mi się taki sposób budowania opowieści, a choć sama zagadka ostatecznie okazała się nie aż tak solidnie umotywowana, jakbym sobie tego życzyła, to jednak pełny klimat powieści naprawdę przypadł mi do gustu. Chciałabym więcej takiej Blackhurst!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz