Autor: Robin Cook
Tytuł: Szpital Bellevue
Tłumaczenie: Maciej Szymański
Data premiery: 12.08.2025
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 368
Gatunek: thriller medyczny / powieść grozy
Robin Cook w tym roku obchodził swoje 85
urodziny! Kariery pisarskiej jednak nie rozpoczął od razu po wkroczeniu w
dorosłość - szkolił się na lekarza i przez dobrych kilka lat praktykował ten
zawód. Dopiero w latach 70-tych XX wieku debiutował, a zrobił to łącząc gatunek
thrillera z własną wiedzą zawodową tworząc nowy współczesny podgatunek -
thriller medyczny. Niewiele później jego pierwsze książki zostały
zekranizowane, co przyniosło mu jeszcze większy rozgłos od tego, który zyskał
dzięki samym powieściom. Teraz, niecałe pięćdziesiąt lat później, anglojęzyczni
czytelnicy oczekują na premierę jego czterdziestej drugiej książki, która
równocześnie będzie piętnastym tomem cyklu z Montgomery i Stapletonem, a polski
czytelnik właśnie w swoje ręce dostał powieść poprzednią - “Szpital Bellevue”,
która jest historią oddzielną napisaną w hołdzie dla prawdziwego nowojorskiego
szpitala Bellevue.
Michael Fuller z dniem pierwszego lipca
rozpoczyna swoją rezydenturę jako chirurg w nowojorskim szpitalu Bellevue. To
dla niego ogromne przeżycie - nie dosyć, że miejsce pod kątem rezydentury jest
ekskluzywne (wraz z nim przyjęta zostaje tylko jedna młoda kobieta!), ale i ma
dla niego znaczenie prywatne - to tam swoją praktykę doskonalili jego
przodkowie - nie tylko dziadek, ale jeszcze kilka pokoleń wstecz! To dzięki ich
osiągnięciom, poprzez pamięć o nich, Mitt (bo tak Michael każe się nazywać)
zdecydował się na zostanie chirurgiem i podejmie rezydenturę właśnie w tym
miejscu. I choć teraz stres go zjada, a liczba obowiązków, jakie będzie miał do
realizowania, przyprawia o zawrót głowy, to zdaje się do tego nieźle
przygotowany, co szybko doceniają mający z nim styczność lekarze. Problem w
tym, że mimo wiedzy, Mitt wydaje się przyciągać nieszczęście - podczas każdego
zabiegu i operacji, w jakich asystuje, dzieje się coś nieprzewidywalnego… Czy
to naprawdę głupi pech nowicjusza?
Książka rozpisana jest na prolog, 29
kilkustronicowych rozdziałów oraz epilog. Cała akcja powieści skumulowana w
numerowanych rozdziałach to zaledwie 4 dni, od poniedziałku do czwartku. Każdy
rozdział opatrzony jest nie tylko w datę, ale również w godzinę, o której
rozpoczyna się akcja, dzięki czemu czytelnik może bacznie obserwować upływ
czasu, jak i uważnie towarzyszyć w historii głównemu bohaterowi. Prolog opisuje
wydarzenia z roku 1949, nieudany zabieg, który przeprowadził dziadek Mitta, a
epilog to wydarzenia kolejnego poniedziałku. Narracja powieści prowadzona jest
w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który
przez wszystkie numerowane rozdziały towarzyszy Mittowi, oddając historię z
jego perspektywy, dzieląc się dokładnie tym, co sam widzi, czuje, doświadcza i
myśli. Przez to cała powieść składa się przede wszystkim z opisów, a dialogi
pomiędzy innymi pracownikami szpitala i rodzicami Mitta, choć prowadzone
sprawnie, nie zajmują miejsca centralnego, są tylko dodatkiem, uzupełnieniem
tego, czego Mitt sam doświadcza. Język, jakim powieść jest pisana, jest łatwy,
codzienny - nawet kiedy skupiamy się na zagadnieniach medycznych wszystko jest
jasno wyjaśnione. Autor nie ucieka się też do przekleństw czy wulgarności,
emocje jest w stanie budzić inaczej.
“Ani trochę nie obawiam się fizycznych urazów, bardziej się martwię o stan pańskiego umysłu.”
Poprzez postać Mitta, czytelnik może przyjrzeć
się dwóm podstawowym, bardzo realnym tematom. Zaglądamy za kulisy rezydentury,
tego jak wygląda praca młodego lekarza - w jaki sposób się uczy, szkoli fachu,
bo przecież studia dają teorię, a to w szpitalach przychodzi praktyka. Dzięki
rozpisce godzinowej możemy uświadomić sobie jak bardzo wymagająca jest to
praktyka, która, mimo że w teorii ma określone godziny pracy, w praktyce
wygląda całkiem inaczej.
Drugi temat, który przywodzi sobą Mitt, jest
związany z przeszłością - poprzez wspomnienia o jego przodkach, których
nazwiska wszyscy pracownicy szpitala znają, czytelnik poznaje skomplikowaną
historię medycyny - tu jednak nie uczymy się o przełomowych odkryciach, te
osiągnięcia swoich przodków Mitt przecież dobrze zna, a poznajemy to, co dla
niego do tej pory pozostało w cieniu - te opryski, straty uboczne i nietrafione
decyzje, jakim ostatecznie towarzyszył postęp. Patrzymy na historię od strony
ofiar, tego, jak wiele osób ją poniosło, jak wielu z nich cierpiało katusze
przez ambicje i przekonania lekarzy. O tym przecież na co dzień się nie mówi, o
ofiarach, jakie trzeba było złożyć, by w końcu nauka, jaką jest medycyna, mogła
dokonać tak szybkiego postępu jak w ostatnim stuleciu.
“Zawsze pragnął wierzyć, że szpital to miejsce, w którym ludzi uwalnia się od cierpienia, a nie na odwrót.”
Sam Mitt jest bohaterem kontrastowym, to młodziutki
lekarz, a zatem człowiek polegający na logice nauki, który ma pewne zdolności
paranormalne - w niektórych momentach wyczuwa, co czują inni, na podstawie
wrażeń jest również w stanie przewidzieć co wydarzy się w przyszłości. To on
łączy tu więc thriller medyczny z powieścią grozy.
“(...) właśnie wkraczali w świat, z którego nic nie rozumiał i w którym nie liczyło się jego dotychczasowe doświadczenie życiowe.”
A groza pochodzi od zjawisk
niewytłumaczalnych. Dziwnych przypadków na salach operacyjnych, dziwnych
odczuciach głównego bohatera. Nie jest to jednak raczej rodzaj powieści, która
przestraszy, a raczej buduje klimat niepewności - czy to, czego doświadcza Mitt,
faktycznie może dziać się naprawdę? Czy jednak trzeba szukać dla zdarzeń innego
wytłumaczenia?
“Oficjalnie był już lekarzem, bo taki tytuł przysługiwał mu po ukończeniu studiów, ale nie czuł się nim. W tym wielkim szpitalu, pośród tysiąca pacjentów, odczuwał jedynie samotność.”
Akcja powieści prowadzona jest spokojnie, choć
oczywiście podczas interwencji medycznych zdarza się, że nabiera tempa. Sama
zagadka jest bardzo prosta, już prolog zdaje się wiele ujawniać, więc można
przypuszczać, że nie taki był cel powieści, a raczej skupienie na historii
samego miejsca i kondycji medycyny - w przeszłości od strony jej ofiar, w
teraźniejszości lekarzy, którzy mają w końcu trzymać w rękach czyjeś życie.
Choć zagadkę można rozpatrywać też pod kątem tej wspomnianej już niepewności
zdarzeń. Zakończenie historii również można rozpatrywać różnie - można je uznać
i za zaskakujące, ale równie dobrze za nie do końca wystarczające w zależności
od tego, na jaką lekturę nastawi się czytelnik.
Wspomniałam o historii miejsca, które jest
równie ważne dla powieści jak postać samego głównego bohatera czy wątek
medyczny. Szpital Bellevue istnieje już od prawie trzystu lat, to jeden z
największych, a zarazem najlepszych nowojorskich szpitali. Przez lata pełnił
bardzo różne funkcje, przez lata nazwa Bellevue była równoważna z nazwą
szpitala psychiatrycznego. Wraz z Mittem jednak nie tylko poznajemy funkcje
budynku na przełomie wieków, ale i poznajemy jego położenie, budowę, dekoracje
architektoniczne.
“Ten gmach jest jakby parodią samego siebie albo, jak już powiedziałam, dekoracją z horroru.”
“Szpital Bellevue” to powieść, którą można
odebrać bardzo różnie. Jeśli podejdzie się do niej jak do thrillera osadzonego
na krawędzi horroru, może przynieść rozczarowanie - wątki paranormalne zdają
się potraktowane po macoszemu (mówiąc kolokwialnie), nie są nawet specjalnie
straszne. Wątek niepewności, co do realności zdarzeń, też nie usatysfakcjonował
mnie w pełni - są momenty, w których autor przekroczył granicę w jedną lub
drugą stronę przez co obraz spójnej niepewności został zachwiany, bo mimo iż
wszystko ostatecznie da się wytłumaczyć, to jednak nie jest to w pełni
przekonujące. Jeśli jednak do książki podejdzie się jak do thrillera medycznego
napisanego w hołdzie dla historii medycyny, ofiar, jakie z wiekami rozwoju tej
nauki zostały poniesione, jak i subtelny hołd dla samego budynku, będzie to
lektura satysfakcjonująca - jest ciekawa, kładzie nacisk na tematy
niepopularne. Sama taką interpretację przyjmuję, ale nie będę ukrywać –
ubolewam, że autor nie popracował mocniej nad klimatem grozy, niepewności -
wtedy mogłaby wyjść z tego, coś genialnego! Na szczęście już wiemy, że kolejna
powieść autora to kolejny tom serii z Stapletonem, czyli tak naprawdę satysfakcjonujący
pewniak!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Domem
Wydawniczym Rebis.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz