Autorka: Alicja
Czarnecka-Suls
Tytuł: Sekrety
domu Wintera
Cykl: Ludwika
Rekucka, tom 2
Data premiery: 27.08.2025
Wydawnictwo: Mięta
Liczba stron: 432
Gatunek: powieść
przygodowa / cozy mystery
Alicja Czarnecka-Suls w swoim życiu
podejmowała się przeróżnych prac zawodowych, jednak miłość do literatury i
historii była w niej od zawsze. Już jako dziecko wolała czas spędzać z
książkami niż w towarzystwie, a jej wielkim marzeniem była własna maszyna do
pisania. Pisała wiersze i opowiadania, które doczekały się wydania w kilku
magazynach. Na studia wyjechała z Rabki do Krakowa, a potem jeszcze dalej, do
Warszawy, gdzie mieszka do tej pory. Ostatnie lata spędziła na pracy w
telewizji, gdzie była producentką wykonawczą różnych programów rozrywkowych, a
później dyrektorką zarządzającą. W roku 2024 w końcu spełniła swoje marzenie -
debiutowała na rynku książki tytułem “Dziewięć kołatek Troya”, w którym po raz
pierwszy czytelnicy mogli spotkać się z czwórką przebojowych, żądnych przygód
seniorów. W “Sekretach domu Wintera” spotykamy się z nimi po raz drugi, choć
również można po książkę sięgnąć jak po powieść osobną.
Wiosna, czasy współczesne, wyspa
Fuerteventura. Na obrzeżach miasteczka Morro Jable Lula, czyli Ludwika Rekucka
z swoim partnerem Gabrysiem i przyjaciółmi Adą i Krisem na sześć tygodni wynajęli
wygodną willę. Znaleźli się tam za sprawą Luli, która właśni tyle czasu ma na opracowanie
konceptu do swojej nowej książki, a pisać chce o Fuerteventurze i domu Wintera,
wokół którego krążą niejasności i podejrzenia o tajną współpracę z nazistami w
czasach II wojny światowej, jak i chwilę po. Towarzystwo więc zamierza
pozwiedzać i dowiedzieć się jak najwięcej o lokalnej historii związanej z Gustavem
Winterem. Przypadkowo dom, który wynajmują, jest własnością pewnego starca,
który może nawet jeszcze tamte czasy pamiętać… Jednak nie jest on przyjaźnie
usposobiony, a pierwszy nabytek Luli - stary dziennik jakiegoś Ricarda -
dodatkowo wywołuje jego irytację. Dlaczego? Jakie tajemnice może skrywać stary
dziennik?
“(...) choć zbrodnia ginie wraz ze zbrodniarzem, to przekleństwo i wina przechodzą na kolejne pokolenia.”
Książka rozpisana jest na 48 kilku - bądź
kilkunastostronicowych rozdziałów i epilog. Otwiera ją spis postaci,
szczegółowy, z podziałem role i reprezentacje, a każdy rozdział rozpoczyna się
cytatem, najczęściej wycinkiem z tekstów piosenek, które pewnie wszyscy znamy.
Wizualnie start rozdziałów robi przyjemnie wrażenie - ładna czcionka i grafika
łodzi podwodnej jasno sugerują czytelnikowi, że ma do czynienia z powieścią
humorystyczną. Rozdziały toczą się naprzemiennie w dwóch czasach: współcześnie,
oczami Luli, która relacjonuje przygody jej i przyjaciół w narracji
trzecioosobowej oraz w przeszłości poczynając od roku 1936, gdzie zaczyna się
relacja Ricarda zamieszczona w jego dzienniku, jednak wraz z biegiem lektury
dołączają się do niego inne głosy w tę historię zamieszane. Fragmenty z
perspektywy Ricarda pisane są w pierwszoosobowej narracji, pozostałe w
trzecioosobowej czasu przeszłego. W czasach współczesnych kilka razy pojawiają
się też protokoły z przesłuchania na policji. Te różne formy budowy opowieści
połączone w jedną historię dają czytelnikowi przyjemne urozmaicenie, a zarazem
dobrze podkreślają w jakich czasach aktualnie się znajdujemy. Styl powieści
jest więc odpowiednio do formy narracyjnej dostosowany, nie da się jednak nie
zauważyć, że autorka lubi budować długie zdania, nie tylko w opisach, ale i
dialogach, co w tych drugich momentami daje mało realistyczne wrażenie. Czasami
wydaje się, że dialogi nie są przytoczone w pełni, a skupiają się mocniej tylko
na jednej stronie dialogu. Są w nich wtrącenia hiszpańskie, ale większość jest
od razu tłumaczona na polski (w tekście, nie przypisach), więc czytelnik nie ma
problemu ze zrozumieniem co się dzieje. Uwaga narratora skierowana jest przede
wszystkim na zdarzenia, nie poświęca on raczej specjalnie uwagi na to, by
zgłębić się w emocje opisywanych postaci (chyba że forma narracyjna zakłada
inaczej, jak np. pamiętnik). I może właśnie dlatego kiedy już przywykłam do
stylu powieści, to jednak nadal nie byłam w stanie wczuć się w emocje, jakie
wydarzenia, których doświadczali bohaterowie, przyniosły, a zatem do historii
podeszłam dość neutralnie.
“Kiedyś musi być postawiona granica pretensji i roszczeń, inaczej narody i ludzie będą zawsze w stanie wojny.”
Towarzystwo, w które zaprasza nas autorka,
jest specyficzne. Cała czwórka przyjaciół to osoby w okolicach 60-tki - panie
trochę młodsze od panów. Lula to pisarka i reżyserka filmów dokumentalnych,
kobieta samodzielna, ale jednak licząca też na wsparcie swoich bliskich. Jej
przyjaciółka Ada to ruda piękność, która na wyspie zamierza przeżyć płomienny romans,
chyba trochę jako odskocznię od trudnego związku, w którym tkwiła przez lata.
Kris to człowiek inteligentny, ale niewylewny, a Gabryś jest dobrym wsparciem
dla wszystkich. Jednak, mimo że postacie są tym elementem historii, który ją
wymusza i popycha naprzód, to nie wydają się specjalnie ważne - nie czuję,
żebym ich dobrze poznała, zrozumiała i się z nimi związała. To prawdopodobnie
wynik braku analizy ich reakcji, przez co bywały momenty, w których ich
zachowanie wydało mi się po prostu dziwne.
“Nie możemy uciekać od tego, kim byliśmy, lub od przeszłości naszej rodziny, ale możemy zdecydować, kim chcemy być teraz.”
Ciekawsze wydaje się towarzystwo, które
poznajemy na wyspie, choć i ono nie zawsze wydaje się spójne
charakterologicznie. Niemniej jednak dzięki ich historii, którą z biegiem
lektury poznajemy, książka wzbogacona zostaje o element powieści historycznej z
czasów II wojny światowej.
“Czasami wydaje się, że tragedie, które nosimy w sobie, są jak wielkie kamienie. Ciężar, którego nie sposób unieść. Ale gdy patrzymy na świat wokół nas, na to, jak powstają i upadają miasta, jak wybuchają kolejne wojny, jakby historia niczego nas nie nauczyła, jak szybko nowe pokolenia zastępują stare, widzimy, że te nasze kamienie to tylko drobne okruchy w ogromnym mechanizmie czasu.”
Bo tym, co w książce jest punktem centralnym (a
może zapalnym?) jest tytułowy dom Wintera. Teraz ruina, którą ciągle można
zwiedzać, o której mieszkańcy niespecjalnie chcą mówić, kiedyś wielka willa, w
której… no właśnie co? To w niej mieszkał człowiek, który zrobił wiele dobrego
dla wyspy na tamte czasy - dał ludności miejskiej ziemię, otworzył szkołę.
Jednak krążą też plotki o tym, że była to tajna baza nazistów, do której
przypływały łodziami podwodnymi ładunki pełne skarbów. I te legendy Lula z
przyjaciółmi bada, równocześnie odkrywając przed czytelnikiem ciekawą historię
Ricarda, który wyłamał się ze swojej hiszpańskiej rodziny i jako Niemiec po
ojcu dołączył do wojska. To jemu towarzyszymy w szkoleniach, później w
wyprawach łodziami podwodnymi i tak naprawdę to właśnie ta historia z
przeszłości, mimo iż bardziej obyczajowa niż kryminalna, jest w powieści tym,
co budzi emocje.
“Nie możesz pozwolić, żeby tajemnice z przeszłości zdominowały twoje życie (...).”
Wydarzenia współczesne to z kolei połączenie
powieści przygodowej z cozy mystery - nie crime, bo choć na początku faktycznie
pojawia się trup, to ma on znaczenie marginalne, a właśnie mystery, zagadka, bo
to na zagadkowości zdarzeń oparta jest intryga współczesna. Jesteśmy świadkami
przestępstw, albo prób ich popełnienia, co nadaje lekturze lekko kryminalnego
wydźwięku, a jednak pisanego w lekkim stylu, w którym skupiamy się raczej na
zabawnych efektach ubocznych zbrodni. I choć sama nie śmiałam się w głos
podczas lektury, to dobrze mnie ona odprężyła.
“Dość niebezpieczna ta wasza wyspa szczęśliwa, ja to mówię bez sarkazmu.”
Alicja Czarnecka-Suls w “Sekretach domu
Wintera” łączy w lekkim stylu prawdziwe miejsca i faktyczne przypuszczenia z
przygodową fikcją literacką, gdzie nie brak też chwili na refleksję. W
poszukiwaniu tego, co przyniosła przeszłość, a co do teraz pozostało
nieodkryte, zadaje pytania o wagę poczynań naszych przodków - czy ma znaczenie
z jakich korzeni wyrastamy? Czy grzechy, złe uczynki przechodzą z pokolenia na
pokolenie i determinują nasze własne zachowanie? Sporo wiedzy o dawnych
czasach, czasach II wojny światowej równoważone jest nie całkiem poważnymi
poczynaniami czwórki seniorów, którzy przyjechali na wyspę, by raz po raz
pakować się w kłopoty. Nie jest to powieść bez wad, ale mimo wszystko stanowi
ciekawe połączenie gatunkowe, przy którym zaznałam przyjemnego relaksu. Nie
wykluczam więc, że w przyszłości z Lulą i jej przyjaciółmi będę chciała spotkać
się ponownie.
„Nasze życie nie jest wiatrem historii, lecz małym, jedynym ogniskiem, które rozpalamy, by ograć tych, którzy są najbliżej.”
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Mięta.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz