Autorka: Katarzyna
Wolwowicz
Tytuł: Śladami
zatartych wspomnień
Cykl: Rupert
Ogrodnik, tom 2
Data premiery: 27.08.2025
Wydawnictwo: Zwierciadło
Liczba stron: 320
Gatunek: thriller
obyczajowy
Rok 2025 Katarzyna Wolwowicz rozpoczęła
książką “Śladami twojej krwi” (recenzja - klik!), pierwszym tomem serii
thrillerów psychologicznych z Rupertem Ogrodnikiem. To był dobry start płodnego
roku, bo teraz w sierpniu, cztery książki później doczekaliśmy się już
kontynuacji przygód tego bohatera. “Śladami zatartych wspomnień” dobrze czytać
już po lekturze tomu pierwszego, choć autorka na tyle jasno wyjaśnia zdarzenia,
jakich w nim Rupert doświadczył, że i bez tego czytelnik nie powinien czuć się
pogubiony. Może jednak dylematy głównego bohatera rozumieć trochę mniej, a to
one stanowią esencję tomu drugiego.
Poza serią z Rupertem, Katarzyna Wolwowicz
jest też autorką trzech innych serii kryminalnych: z Olgą Balicką, z Tymonem Hunterem
i Carmen Rodrigez. Poza tym na koncie na też dwa osobne thrillery, a przed
karierą w gatunku kryminalnym wydała też jeden romans (tylko w wersji
cyfrowej).
Szklarska Poręba, od wydarzeń ze “Śladami
twojej krwi” minęło kilka miesięcy. Rupert w tym czasie odbył terapię i doszedł
do siebie, pogodził się ze śmiercią żony i dziadka, dopuścił też do siebie w
końcu myśl, że jego córka Roksana posiada osobowość psychopatyczną. Te otwarte
na własne emocje, własne przeżycia pozwoliły mu na powrót do życia, zaczął
wychodzić z domu, ponownie spotykać się z przyjaciółmi, choć nostalgia nadal
zdaje się mu czasem towarzyszyć. I pewnego dnia, gdy siedzi w domu dziadka
przypadkiem znajduje tajną skrytkę, a w niej start list, w którym jakiś
mężczyzna przyznaje się do zabicia jego rodziców. Czy to może być prawda, a on
całe życie żył w kłamstwie przekonany, że zginęli w wypadku samochodowym?
„Nie przypominam sobie naszych wspólnych zabaw ani tego, jak wyglądała nasza codzienność. Przechowuję jedynie kilka zatartych wspomnień.”
Książka rozpisana jest na nienumerowane
rozdziały podzielone na trzy perspektywy i epilog. Rozdziały pisane oczami
Ruperta w narracji pierwszoosobowej czasu teraźniejszego są najdłuższe, często
dzielone są na krótsze scenki. Pozostałe dwie postacie, którym autorka oddaje
głos w rozdziałach, to Monika, matka Ruperta, której narracja trzecioosobowa
osadzona jest w przeszłości oraz Roksana również w trzeciej osobie czasu
przeszłego, która opowiada o wydarzeniach toczących się równolegle z narracją
Ruperta. Styl powieści jest lekko nostalgiczny, skupiony na refleksjach
dotyczących życia, na wspomnieniach, bardziej opisowy niż tom pierwszy. Język
subtelnie dopasowany jest do każdej z perspektyw - np. Roksana używa
dosadniejszego słownictwa niż Rupert czy Monika. Całość czyta się płynnie, acz
bardzo spokojnie.
“To nie znaczy, że ich nie doceniam ani że ich nie kocham. Kocham, doceniam, podziwiam. Od zawsze. Po prostu kiedy człowiek żyje w pięknym miejscu, to traktuje je jak normę. Ale tak naprawdę nigdy nie chciałbym mieszkać gdzie indziej.”
W tomie pierwszym Rupert był bohaterem, który
nie dopuszczał do siebie emocji, żył w swojej bańce wyobrażeń i nagle musiał
zmierzyć z rzeczywistością. W tomie drugim przeszedł radykalną przemianę -
teraz skupia się tylko na emocjach, uczuciach, cały czas tłumaczy sobie swoje
relacje tak, jak robił to z terapeutką. Przez to książka zdaje się napakowana
złotymi myślami na temat stoickiego, spokojnego życia pełnego zrozumienia dla
świata, ale przede wszystkim dla siebie. Nie zdarza mu się już raczej (są
wyjątki 😉)
reagować impulsywnie, stara się przyjmować zdarzenia racjonalnie i po prostu
żyć. Przez te mocno analityczne podejście do codzienności Rupert jest bohaterem
męskim raczej niespotykanym, choć równocześnie może wydawać się czasami wręcz
nierealne.
Bohaterki kobiece wypadają ciekawiej. Na pewno
Roksana bez wątpliwości stoi po stronie czarnych charakterów – to ona dodaje
książce tego zabarwienia typowego dla thrillera, to ona cały czas coś knuje,
cały czas realizuje jakiś niecny plan. Dodaje pikanterii, tego przeciwieństwa,
z którym trzeba walczyć, podoba mi się zresztą też sposób, w jaki autorka
podchodzi do zamknięcia jej wątku w tym tomie – z przyjemną nutą
nieszablonowości. A czy jej kreacja zgadza się z prawdziwym rysem
psychopatycznym? Wystarczająco jak na potrzeby thrillera rozrywkowego.
Monika z kolei przenosi nas w czasie, do życia
wcześniejszego pokolenia. Choć nie jest to postać rozwinięta, to oddana na tyle
dokładnie, by czytelnik wyczuł jej emocje, jej niepokój, to ona tłumaczy nam co
faktycznie z rodzicami Ruperta się stało.
Intryga powieści oparta jest o dwa pytania: co
się stało z rodzicami Ruperta? i co knuje Roksana?, nie ona jednak zajmuje
najwięcej miejsca w powieści - przewodzi Rupert, który swoim nostalgiczno-terapeutycznym
podejściem nadaje lekturze spokojnego, obyczajowego tempa. Intryga zdaje się tu
tylko dodatkiem, ciekawym, ale nie dominującym, wyraźniejsza jest w drugiej
połowie książki, wtedy tempo zostaje lekko podkręcone, jednak nadal nie jest typowe
dla thrillera psychologicznego - w tej powieści przede wszystkim czuć nostalgię
i pytania o wagę przeszłości a nie typowe dla thrillera napięcie.
“Jakaś część mnie zaczyna się zastanawiać, czy jeśli ruszę naprzód, nie zatrę pielęgnowanych dotąd wspomnień.”
No właśnie, waga przeszłości. Rupert żył ponad
czterdzieści lat przekonany, że jego rodzice zmarli w wypadku samochodowym,
teraz odnajduje list, który sugeruje inaczej. Co to zmienia w jego
teraźniejszości? Czy warto grzebać w tematach, które są już przez prawo
przedawnione, których wyjaśnienie tak naprawdę nic nie zmieni? Ludzie mają
tendencje do zamartwiania się, do szukania odpowiedzi na pytania za wszelką
cenę, ale czy czasem nie lepiej jest po prostu odpuścić?
Katarzyna Wolwowicz bez wątpliwości tworzy
powieści rozrywkowe, a zatem oparte o znajome rozwiązania. Tu wygląda na to, że
chciała pójść w inną stronę i dobrze, choć równocześnie wydaje się, że
momentami straciła balans, straciła z oczu oś fabularną, która pod ciągłymi
złotymi myślami Ruperta nieco się rozmywa. I tego żałuję, bo początkowo jego
spokojne usposobienie w tym tomie bardzo mi odpowiadało, jednak aż tak duży
nacisk na nie w całej powieści spowodował przesyt, a to zaburzyło mój
całościowy odbiór lektury. Nikt w powieściach rozrywkowych nie lubi być
pouczany, a analizy Ruperta ostatecznie dają takie wrażenie i niestety nie
łagodzi tego ciekawie poprowadzona jego relacja z córką. Nie znaczy to oczywiście, że serię już skreślam (dalej ma potencjał!), ale bez wątpliwości mogę przyznać, że tom pierwszy przypadł mi do gustu bardziej.
“Skoro jesteśmy razem, powinniśmy się sobie z nich zwierzać. A może ona chciała mówić mi o wszystkim, tylko ja wtedy nie potrafiłem słuchać? Cholerka, jaki mądry zrobiłem się po przejściu terapii!”
“Śladami zatartych wspomnień” jest lekturą
całkowicie inną od “Śladami twojej krwi” – skupia się na tych tytułowych
wspomnienia, które czasami lepiej właśnie lekko zatrzeć, by móc normalnie żyć.
Książka jest mocno nostalgiczna, mocno obyczajowa, a jej główny bohater przedstawia
mocno analityczno-terapeutyczne podejście, przez co sama intryga zajmuje w tej
powieści niewiele miejsca - jest co prawda utrzymana w przyjemnym rozrywkowym
rytmie charakterystycznych dla tej autorki, jednak warstwa obyczajowa mocno ją
rozmywa. Myślę więc, że lepiej podejść do książki jako historii obyczajowej z
dodatkiem thrillera, jako do historii o wspomnieniach i relacjach, niż jak do
typowego thrillera psychologicznego, którego zwyczajnie nie ma tu za wiele. To
powinna zagwarantować, że lektura okaże się przyjemną rozrywką.
Moja ocena: 6,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Zwierciadło.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz