listopada 21, 2025

"Szaleństwo i śmierć spłyną z gór" Maryla Szymiczkowa - recenzja przedpremierowa

Autorka: Maryla Szymiczkowa
Tytuł: Szaleństwo i śmierć spłyną z gór
Cykl: Śledztwa profesorowej Szczupaczyńskiej, tom 6
Data premiery: 26.11.2025
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 384
Gatunek: powieść kryminalna / kryminał retro
 
Maryla Szymiczkowa to autorka serii kryminałów retro z profesorową Zofią Szczupaczyńską, która debiutowała w roku 2015. Dwa pierwsze tomy ukazały się z rocznym odstępem, kolejne już premierę miały co dwa-trzy lata. W najbliższą środę (po dwóch latach oczekiwania) oficjalnie na rynku pojawi się tom szósty, od którego sama zaczynam przygodę z tą serią. Każdy jej tom jednak napisany jest tak, że można czytać go od reszty niezależnie.
Nazwisko autorki serii tak naprawdę jednak powstało w tym samym roku, co pierwsza część przygód profesorowej. Jest to pseudonim małżeństwa Piotra Tarczyńskiego i Jacka Dehnela. Obydwoje piszą pod własnymi nazwiskami - Tarczyński tworzy non-fiction, Dehnel jest zarówno prozaikiem, jak i poetą, obydwoje również zajmują się tłumaczeniami. Zresztą ich wspólny cykl z profesorową Szczypaczyńską również doczekał się zagranicznych przekładów, pierwsze dwa tomy były nawet nominowane do EBRD Literature Prize. Obydwoje też angażują się w inne projekty kulturowe - piszą artykuły do magazynów, Dehnel współtworzył program kulturowy dla telewizji, a Tarczyński podcast. Są również współzałożycielami i członkami Unii Literackiej.
 
Lato, rok 1905. Zofia Szczupaczyńska właśnie siedzi w pociągu do Zakopanego i jest zachwycona tym, jak ten środek lokomocji skrócił czas podróży - z Krakowa do Zakopanego w niecałe siedem godzin! A choć miejsce destynacji niespecjalnie ją ekscytuje, to jednak powód podróży już tak! Dwa dni temu dostała telegram od znajomego sędziego śledczego, w którym informował ją o popełnionej w Zakopanem zbrodni i prosił o przyjazd. Zofia ani myślała się zastanawiać - w końcu od ostatniej rozwiązanej zagadki kryminalnej minęły już dwa lata. Nakłamała zatem mężowi i służce, że jej zdrowie wymaga podreperowania górskim powietrzem i tak oto właśnie zmierza do celu… Szybko jednak okazuje się, że jej ekscytacja była przedwczesna, a na miejscu nim nie jest takie, jakie być miało.
“Zbrodnia to oczywiste morderstwo, choć na razie mamy tylko zaginięcie.”
Książka rozpisana jest na prolog, 31 rozdziałów, epilog i kilka słów od autorki, w których wskazuje skąd czerpała swoją wiedzę wykorzystaną do zbudowania świata tu przedstawionego. Rozdziały poprzedzone są skrótowym streszczeniem tego, co się w nich wydarzy, jednak jest ono pisane tak, by nie oszukać, a równocześnie nic nie zdradzić - bardzo sprytnie przeprowadzony zabieg! Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Zofii, która skupia się nie tylko na zbrodni, ale wszystkim tym, co widzi wokół. Ale to sam styl powieści jest prawdziwym majstersztykiem! Stylizowany na język literacki, jakim posługiwano się na przełomie XIX/XX wieku - szyk zdań jest nieco inny, język barwny, a słowa nam znajome przeplatane takimi, które teraz wyszły już z użytku. Co więcej, jako że historia toczy się w Zakopanem, a Zofia podążając za tropami musi kontaktować się z jego mieszkańcami, w tekst wpleciona jest też tamtejsza gwara, która w zapisie może nie jest najłatwiejsza do szybkiej lektury, a jednak daje powieści niesamowity klimat. Tekst pisany gwarą nie jest tłumaczony, przez co czytelnik czuje się tak jak Zofia - niewiele z niego rozumie. To daje naprawdę zabawny efekt!
“Tu, w Zakopanem, była zupełnie obca, i to obca w dwójnasób, bo tak naprawdę nie znała nawet języka, którym władali tutejsi - każda rozmowa z góralem czy góralką wymagała od niej istnego taternictwa cierpliwości i samozaparcia, żeby zrozumieć, co się do niej mówi.”
Słowa polskie, które już wyszły z użytku również nie są tłumaczone, ale można się domyśleć ich znaczenia z kontekstu. Może brzmi to skomplikowanie, ale autorzy posługują się młodopolskim językiem tak sprawnie, że czuć w nim naturalność i realizm, a przez to czyta się świetnie! Częściowo z pewnością odpowiada też za to humor, lekko sarkastyczny, lekko ironiczny, który znajdziemy i w opisach, i dialogach, który korzysta i z sytuacji, i po prostu z zabawy słowem. Odniosłam wrażenie, że autorzy doskonale się przy pisaniu tej powieści bawili! Warto też wspomnieć, że tekst usiany jest nawiązaniami literackimi do twórców Młodej Polski, jednak jest to raczej dodatkowa gratka dla tych zafascynowanych tym okresem literackim, niż przeszkoda dla tych, co kojarzą z niego tylko nazwiska - które zresztą też się w tej historii pojawiają!
“(...) Chałubiński wmówił Polakom, jakoby to podgiewontowe osiedle było krynicą zdrowia dla suchotników i stawiało ich na nogi niczym panaceum, a właściwie nie miał żadnych danych na to. Tymczasem - zaśmiał się - zmienna aura Zakopanego kładzie zdrowego na bety, halny wiatr chorych na płuca wytraca, a z silniejszych robi alkoholików.”
Intryga kryminalna zbudowana jest na klasycznej zasadzie, opartej na spokojnej obserwacji, rozmowach i dedukcji aż do finalnej sceny, gdzie zebrani w jednym pokoju zostają wszyscy podejrzani. Tempo jej prowadzenia jest spokojne, z początku bardziej skupiamy się po prostu na miejscu niż zagadce, później jednak środek uwagi coraz mocniej kieruje się w stronę kryminalną. Zagadka do najłatwiejszych nie należy, ale jest możliwa do samodzielnego rozwiązania - autorzy zostawiają czytelnikowi tropy. Jest solidnie, jest klasycznie, co bardzo mi odpowiadało!  
“- Ja tu już nic nie rozumiem, pogubiłam się (...) Czy ci ludzie nie mogliby się zabijać w jakiś łatwiejszy do spamiętania sposób?”
Przez sporą część fabuły jednak to Zakopane odgrywa pierwszoplanową rolę. Rok 1905 to czas, gdy Zakopane było jeszcze wioską, czas, gdy popularność tego miejsca jako atrakcji turystycznej dopiero się naradzała. Ba! to właśnie ten czas, kiedy z wioski przekształca się w atrakcję turystyczną, kiedy nowe pensjonaty pojawiają się jak grzyby po deszczu, kiedy każdy mieszkaniec Zakopanego zaczyna przestawiać się na turystykę - a tu gaździny sprzedają masło, a tu zjeżdżają się bogacze, by budować luksusowe hotele. Biznes kwitnie, ale to budzi lokalne konflikty - jedni są za rozwojem miasteczka, inni chcieliby, by Zakopane pozostało czyste, naturalne, w niezmienionej swojej górskiej formie.
“(...) każdy… każdy… kto kocha Tatry, powinien, przechodząc, zacierać za sobą własne ślady. Nie zmienić ani trawki, nie złamać ani gałązki, nie potrącić ani kamyka.”
Opis tej zmiany, tego, co wtedy działo się w Zakopanem, jest ujęty w sposób satyryczny, humorystycznie krytykujący zachowanie zarówno letniaków, jak i mieszkańców miasteczka. Hordy turystów, którzy w deszczowe dni zalegają w kawiarniach i restauracjach wypatrując potencjalnym romansów, w czasie pogody gromadnie wybierają się w góry, już wtedy w niedostosowanym obuwiu!
“(...) po pensjonatach gnieździło się idiotów na pęczki; były to prawdziwe inspekty kretynizmu, w których głupota ludzka rosła wybujale, karmiona “zdrową, domową kuchnią”, plotką i nudą wakacyjną. Być idiotką tutaj - oznaczało najdoskonalszy kamuflaż.”
Lokalsi, który udają bardziej góralskich niż faktycznie są, którzy powiedzą wszystko, by trochę dutków zarobić. Wyzysk, romans i pijaństwo, a to wszystko ujęte w taki sposób, że ze śmiechu można boki zrywać!
“Owa malutka, okrąglawa osóbka z twarzą rumianą i życzliwą miała małe upierścienione rączki, które działały tylko w jednym kierunku: zagarniającym ku sobie. Była ona zatem, choć obca, dolska, z dolin, prawdziwą duchową siostrą wszystkich, którzy prowadzili w Zakopanem hotele, sanatoria, pensjonaty, wynajmowali wille lub najpodlejsze nawet izby.”
Jednak nie tylko same Zakopane ujęte jest zabawnie pod kątem historycznym. Są i postacie historyczne - niektórzy zostają tylko wspomnieni, inni faktycznie biorą pomniejszy udział w fabule jak np. Stanisław Witkiewicz, twórca stylu zakopiańskiego, którego fascynacja tym miejscem jest tutaj nieustannie podkreślana - i znowu w ujęciu satyrycznym, ale jednak podszytym bardzo dużą wiedzą.
“Wytrącony ze swojej proroczej antysemickiej diatryby, która nie padła na podatny grunt, Witkiewicz zamrugał tylko, po czym cały Wernyhora w nim się zwinął.”
I w to szaleństwo sztuki i turystyki górskiej ładuje się Zofia Szczupaczyńska, która gór nawet przecież nie lubi. To rasowa mieszczka, której środowiskiem naturalnym jest Kraków, a nie jakieś lasy, górki i widoczki. A jednak jej pragnienie udowodnienia, że nie wyszła z wprawy, że ciągle potrafi sprawnie rozwiązywać zagadki kryminalne, zwycięża - i ta ambicja przewodzi jej przez całą tę opowieść. Choć jej charakterystyka nie jest nachalna, to nie da się oprzeć wrażeniu, że bohaterka ubrana jest w cechy każdego dobrego ówczesnego detektywa. To kobieta dumna, intuicyjna i pomysłowa, która w swoich próbach rozwiązania zagadki odnajduje dużo dobrej zabawy. Przyjmuje odpowiednie kamuflaże, sprytnie osacza podejrzanych, robi wszystko, by faktycznie zagadkę rozwiązać. Jednak to ciągle mieszczka krakowska wśród górali, więc jej próby wyciągnięcia informacji nieraz wypadają naprawdę komicznie.
“Rolą Zofii Szczupaczyńskiej było wszakże odnajdywanie zbrodniarzy metodą dedukcji, a nie ruszanie za nimi w pogoń - podróże, jak już zostało powiedziane, nie były pasją profesorowej (...).”
“Szaleństwo i śmierć spłyną z gór” to powieść kryminalna oparta o dobre, stare, klasyczne zasady gatunku, z dobrą, satysfakcjonującą, opartą o dedukcję zagadką kryminalną i ciekawą postacią inteligentnej śledczej-amatorki. Takich książek jest jednak na rynku wiele, a tym, co ten tytuł wyróżnia, jest styl, w jakim jest napisany - ta stylizacja językowa, ten humor, ten sarkazm, który faktycznie bawi dlatego, że poparty jest ogromną wiedzą na temat czasów ówczesnych, jak i samej historii miejsca akcji. To inteligentna proza, która będzie nie lada gratką dla miłośników zabaw językowych, zabaw stylem. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak świetnie autorzy się w tym młodopolskim świecie odnaleźli i przełożyli go tak, by współczesny czytelnik czuł się w nim dobrze, mógł się w tej kreacji dobrze bawić, ale i sporo przy okazji się dowiedzieć. Jedyne czego żałuję to tego, że o tej serii dowiedziałam się dopiero teraz!
“(...) kiedy halny zawieje, kiedy szaleństwo i śmierć spłyną z gór, niejedno może się wydarzyć…”
Moja ocena: mocne 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova.



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz