kwietnia 14, 2022

"Kobieta, którą byłam" Kerry Fisher

Autor: Kerry Fisher
Tytuł: Kobieta, którą byłam
Tłumaczenie: Agnieszka Sobolewska
Data premiery: 23.02.2022
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 448
Gatunek: powieść obyczajowa
 
Kerry Fisher to brytyjska autorka powieści obyczajowych poświęconych zwyczajnym kobietom i życiu rodzinnemu, które przedstawia lekkim, przyjemnym i zabawnym piórem. Sama od pierwszej jej książki, która ukazała się na polskim rynku czułam, że może to być coś wartego uwagi – w końcu takie domestic noir, powieści skupione na psychologicznych aspektach to zdecydowanie coś, co trafia w mój gust, a pisarki brytyjskie już nieraz udowodniły, że kto jak kto, ale one potrafią pisać w tym temacie naprawdę zajmujące historie. Po książkę Kerry Fisher sięgnęłam mimo wszystko dopiero teraz, kiedy autorka na swoim koncie mam dobre kilka tytułów, a i milion sprzedanych egzemplarzy na koncie. Na polskim rynku dostępne są jej cztery książki i cóż… Koniecznie muszę te pozostałe trzy przeczytać!
 
Historia „Kobiety, którą byłam” toczy się na małym, brytyjskim, nowopowstałym osiedlu, pełnym domków jednorodzinnych. W najbliższym sąsiedztwie zamieszkały trzy kobiety – Gisela, Sally i Kate. I choć są w podobnym do siebie wieku, ich życia nie mogłyby bardziej się od siebie różnić. Gisela to pani domu, matka opiekująca się dwójką praktycznie dorosłych już dzieci. Sally to bizneswoman, która zawodowo podróżuje po świecie, z mężem mijając się praktycznie w drzwiach. Kate to matka nastolatki, kobieta, która mocno ukrywa to kim jest, swoją przeszłość, która panicznie pilnuje, by jej córka niczego nikomu nie zdradziła… Co Kate ukrywa? Czy życie na nowym osiedlu okaże się takim rajem na jaki wygląda przez ekran telefonu, w social mediach z których tak ochoczo panie korzystają?
„(…) kręciła głową nad tym, jak chyłkiem dopada nas prawdziwe życie, podgryza rok po roku wszystko, co beztroskie i w zamian zostawia ciężkie brzemię – tam, gdzie najpierw były piórka, szczypta odpowiedzialności, tak lekkiej, że wydawała się przywilejem.”
Książka składa się z 45 rozdziałów rozpisanych naprzemiennie na trzy główne bohaterki. Przy każdym z nich podana jest data i dzień, a i często na początku lub na końcu rozdziału pojawia się wpis ze Facebooka danej bohaterki opatrzony opisem zdjęcia i hasztagami. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez trzy bohaterki – każda z nich nieznacznie różni się stylem wypowiedzi. Sam styl jest bardzo przyjemny, lekki i zabawny, autorka ma niesamowicie lekkie pióra i świetną spostrzegawczość co do detali codzienności.
„ – Gisela! Uspokój się. – Najlepszy tekst wszech czasów, jaki wymyślono, żeby jeszcze bardziej zaognić sytuację.”
Bardzo lubię powieści, których akcja rozgrywa się w małej sąsiedzkiej społeczności. Takie miejsca, w przeciwieństwie do wielkich miast, rządzą się swoimi prawami – tu każdy myśli, że wszystkich dookoła zna, przecież obserwują się zza płotu każdego dnia, rozmawiają ze sobą, odwiedzają się wzajemnie na grillach i innych sąsiedzkich okazjach. A jednak bieg lektury ukazuje, że poczucie znajomości jest złudne – nawet przed najbliższymi sąsiadami ukrywamy swoje prawdziwe oblicze. Mimo takiej bliskości współżycia, każdy z sąsiadów potrafi zachować swoje tajemnice w ukryciu… I tak jest i z tymi bohaterkami, a fakt, że Gisela i Sally ochoczo korzystają z mediów społecznościowych tylko te złudne uczucie pogłębia. Kobiety w teorii dzielą się swoim życiem z innymi, a jednak zamieszczane informacje przechodzą przez bardzo rygorystyczne filtry. Ich życie obserwowane przez media społecznościowe wydaje się idealne – podróże, dużo wolnego czasu, małe, miłe gesty od najbliższych. Czy jednak to, czym dzielą się ze światem jest pełnym obrazem ich rzeczywistości? Oczywiście że nie, jednak ludzie obserwujący nie zdają sobie z tego sprawy. I tak zradza się zazdrość, zawiść o to wyimaginowane idealne życie.
„(…) przeglądanie postów z ich życia było jak wstrzykiwanie sobie w żyłę narkotyku niezadowolenia, coś w rodzaju samookaleczania się online, bez żyletek.”
Tym samym pogłębia się uczucie osamotnienia, niezrozumienia, braku zrozumienia dla własnych problemów. Przez swoje bohaterki autorka świetnie przedstawia negatywne działanie takich mediów, co tak naprawdę udowodnione jest naukowo – długie, częste korzystanie może nie tylko źle wpływać na nastrój, ale i pogłębiać depresję prowadząc do nieoczekiwanie fatalnych skutków.
„Leżałam w łóżku, przewijając feed na Facebooku w moim telefonie. I od razu odrobinę bardziej znienawidziłam swoje życie.”
Kreacje bohaterek oddane są znakomicie – każda tak naprawdę nie jest kobietą doskonałą, każda z nich boryka się z własnymi problemami, z którymi radzi sobie jak może. Autorka świetnie przedstawia role kobiece i stereotypy z jakimi spotykamy się na co dzień. Dużo jest o roli kobiety w rodzinie, rodzicielstwie, o tym czego od nas się oczekuje.
„- Mamo!
Te dwie sylaby definiowały mnie i frustrowały. Słowo, które zdecydowało o tym, kim jestem, nawet kiedy wcale nie chciałam, kiedy wymagania związane z tą rolą były zbyt liczne, bolesne i cholernie trudne. Tytuł, który oznaczał, że już nigdy nie będę wolna. Ani że nie chciałabym być.”
 Jednak dzięki bohaterkom widzimy, że nie warto zadręczać się tym, co pomyślą inni, ważne by żyć w zgodzie z sobą i wierzyć w siebie – przy wierze, że da się radę faktycznie można zrobić prawie wszystko. Więc mimo pojawiających się problemów, jest to książka dająca nadzieję, na to, że zawsze można zacząć od nowa, zmienić podejście do życia, otworzyć się na nie i ludzi, którzy chcą dla nas dobrze.
„Dzisiejszy wieczór był początkiem mojego buntu. Przez ostatnich dziesięć lat kawałeczki mnie samej układały się równiutko w uporządkowany schemat, którego wymagał Chris.”
Książka gatunkowo zaliczana jest to powieści obyczajowej, jednak nie zabrakło tu też miejsca na tajemnicę, która prócz zwyczajnej przyjemności z dobrze napisanej książki, daje też to pożądane przez czytelników poczucie niepewności, zagadki, którą trzeba rozwiązać. Bo od początku wiemy, że Kate przed czymś ucieka, przed czymś lub kimś się ukrywa… Czy poznamy jej przeszłość, która kazała jej uciekać?
„ – Ale ty byś się tak nie zachowała, gdyby sytuacja była odwrotna.
 - Nikt z nas nie wie, do czego jesteśmy zdolni, kiedy spotyka nas najgorsze. Mam nadzieję, że nie czułabym potrzeby, żeby ją obwiniać, ale kto wie? Taka jest natura ludzka – chcemy znaleźć powód, wytłumaczenie wszystkiego. Chyba niezbyt dobrze radzimy sobie z akceptowaniem, że ‘spotkał nas pech’.”
Fabuła toczy się spokojnie, a jednak cały czas coś się dzieje. Nie zawsze są to duże sprawy, często po prostu codzienność, jednak wszystko to opisane jest w taki sposób, że ciężko książkę odłożyć – czyta się ją z przyjemnością. Może dlatego, że mówi o uniwersalnych bolączkach i radościach kobiet?
„(…) jeszcze nie wiemy, co się stanie, ale jakoś to rozwiążemy. (…) Nie będziemy żyć, jakby niebo zwaliło nam się na głowę, dopóki do tego nie dojdzie. O ile dojdzie w ogóle.”
Nie przedłużając, „Kobieta, którą byłam” to wartościowa lektura, przypominająca o tym, co w życiu kobiety jest ważne. To książka o codzienności, która daje nadzieję, że jakby źle nie było, jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Ważna jest wiara w siebie, wsparcie w najbliższych (nawet tych, z którymi czasem nie zdajemy sobie sprawy), odwaga, by próbować nowego i nieprzywiązywanie dużej wagi, do tego co na ekranie telefonu – w końcu życie toczy się w realu, media społecznościowe to tak naprawdę tylko mało istotny dodatek.
 
Moja ocena: 8/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Literackiemu!

Książka dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz