kwietnia 05, 2024

"Sprawa lorda Rosewortha" Małgorzata Starosta - ambasadorska recenzja przedpremierowa

Autor: Małgorzata Starosta
Tytuł: Sprawa lorda Rosewortha
Data premiery: 25.03.2024 Legimi, 10.04.2024 księgarnie
Wydawnictwo: Labreto
Liczba stron: 288
Gatunek: powieść kryminalna / detektywistyczna
 
Małgorzata Starosta na polskim rynku książki gości już od czterech lat - dosłownie kilka dni temu świętowała swoją czwartą rocznicę debiutu. I choć cztery lata to niewiele, to w tym czasie zabawiła nas już całkiem pokaźną liczbą i rodzajem książek. Na swoim koncie ma 18 pozycji, większość z nich to współczesna komedia kryminalna, jednak od pewnego czasu autorka testuje się też w nieco innych gatunkach - napisała powieść dla dzieci, powieść obyczajową, gdzieś tam zahaczyła o fantastykę, był i lekki thriller psychologiczny, a teraz zdaje się coraz częściej kierować w stronę klasyki gatunku kryminalnego. Pod koniec zeszłego roku miałam przyjemność czytać jej klimatyczną “Wigilijną zagadkę” (recenzja - klik!), w której zabierała nas na Szetlandy, teraz z kolei już prawdziwie idzie w klasykę - dzięki “Sprawie lorda Rosewortha” przenosimy się do Anglii 1959 roku…
 
Jonathan Harper to prywatny detektyw, gdzieś w okolicach trzydziestki. Od jakiegoś czasu prowadzi własną agencję, jest dosyć znany w całym kraju, jednak od dwóch lat przechodzi przez trudny okres w swoim życiu, szczególnie w okolicach pewnej szczególnej daty… Kilka dni po niej, w czasie, kiedy nadal leży w łóżku i nie odzywa się do nikogo, przychodzi do agencji jego dawna znajoma Ruth Roseworth. Prosi pilnie o spotkanie z Jonathanem, a kiedy on słyszy jej głos, wychodzi zaciekawiony. Ruth przyszła prosić go o pomoc - kilka dni temu ktoś zastrzelił jej ojca w jego własnym gabinecie. Policja ze Scotland Yardu już bada tę sprawę, ale Ruth obawia się wyniku - chce, by Jonathan udowodnił, że za śmiercią jej ojca nie stoi nikt z rodziny. Jonathan zaintrygowany tak dziwnie sformułowaną prośbą zgadza się pomóc i jeszcze tego samego dnia udaje się do ich posiadłości położonej nad morzem. A tam zastaje dosyć ciekawe zbiorowisko ludzi, którzy mieli świętować urodziny pana domu, a teraz zamieszani są w śledztwo. Jonathan musi bacznie przyjrzeć się im, prześledzić wydarzenia dnia, w którym lord Roseworth zginął i coś z tego wszystkiego wydedukować… Czy wśród pozornie nieposiadających motywu do morderstwa osób znajdzie się jednak ktoś, kto skrzętnie go ukrywa? Ale jak ktoś z domu mógłby zabić, skoro lord Roseworth był zamknięty w gabinecie od środka?
“(...) zorientowałem się, jak bardzo nie doceniłem atrakcyjności zbrodni. Atrakcyjności dla laików, rzecz jasna; ja sam nie widziałem w niej niczego, co choć przez chwilę mógłbym uznać za pociągające.”
Książka rozpisana jest na 23 rozdziały i epilog. Rozdziały są kilku-, kilkunastostronicowe, jednak każdy podzielony jest na krótsze scenki, a gdy zachodzi zmiana miejsca, jest to oznaczone przy każdym rozdziale, więc książkę czyta się bardzo wygodnie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Jonathana, więc czytelnik może skrupulatnie śledzić jego proces myślowy, choć czasami i on jest dosyć oszczędny w słowach, sam zdaje się podpuszczać czytelników w taki sposób, byśmy byli utrzymani nieustannie w ciekawości. Styl powieści jest niesamowity. Doskonale stylizowany na język, jakim posługiwano się te ponad 60 lat temu, jest przyjemny, płynny, ale i uroczo elokwentny. Czyta się to doskonale i jest to jeden z kilku punktów, które sprawiają, że czytelnik ma wrażenie, jakby faktycznie czytał klasyczną powieść kryminalną napisaną w połowie XX wieku. Jestem jej aspektem językowym naprawdę zachwycona!
“Zdumiewające, jak długie potrafią być sekundy, kiedy człowiek niecierpliwie odlicza czas. I jak irytujące mogą być dźwięki, gdy nie można przez nie usłyszeć własnych myśli.”
Sama akcja, fabuła powieści prowadzona jest bardzo rozważnie - przez większą jej część przyglądamy się otoczeniu, wraz z narratorem zbieramy fakty, które wynikają głównie z przepytywania świadków, uczestniczenia w przesłuchaniach policji i dokładnej dedukcji. Pod koniec, już przy finale, historia przyspiesza, a każda nowa informacja powoduje, że kolejny puzzel historii coraz szybciej wskakuje w odpowiednie miejsce. Intryga jest prawdziwie zaskakująca, a jej inspiracja opiera się na historii, która wydarzyła się naprawdę, ba! w którą był zaangażowany człowiek znany wszystkim fanom kryminałów!
Ale z początku przy lekturze czytelnika trzyma jednak po postu zaciekawienie co do postaci, do tego grona rodziny lorda Rosewortha, które Jonathan ma okazję obserwować i przepytywać. Jedni są otwarci na rozmowę, inni oburzeni, że ktoś w ogóle ich o coś pyta, więc jest to mieszanka prawdziwie wybuchowa. Tylko czy faktycznie wybuch nastąpił w kluczowy wieczór w gabinecie lorda?
“(...) dwie żony, teściowa, gromadka dzieci, kuzynki, absztyfikanci i kto wie co jeszcze, to mało? Zwykle potrzeba o wiele mniej, żeby doszło do tragedii.”
No właśnie, na uwagę zasługują tu chyba wszyscy bohaterowie, jacy przewijają się przez powieść. Jonathan, nasz narrator, mimo że wydaje się najbardziej normalny z całego towarzystwa, to jednak od razu przyznaje się, że jego relacja z ojcem - detektywem Scotland Yardu, który właśnie prowadzi to śledztwo - jest skomplikowana. Genialną kreacją jest jego asystentka, panna Hardcastle, która prawdopodobnie mogłaby być jego matką - to wysoka, bardzo szczupła kobieta, twardo stąpająca po ziemi, równie doskonała co Jonathan w dedukcji, bystra, ale i ciekawska, co przecież w tym zawodzie naprawdę się przydaje. Sam zamordowany to postać niejednoznaczna, z jednej strony tyran, z drugiej kochający ojciec… A jego córka Ruth jest niesamowita - mimo rodzinnej fortuny pracuje jako dziennikarka, jest bardzo nowoczesna, uważa, że kobieta bez najmniejszego problemu jest w stanie sama o siebie zadbać. Podobnie zresztą myśli jej ciotka Agatha, fanka dobrej brandy i bardzo przenikliwa kobieta. Zresztą pozostałe rodzeństwo Ruth, jej matka, babka - wszystkie te kreacje zasługują na uwagę, mogłabym o nich pisać długo! Ale nie będę Wam odbierać więcej przyjemności, by samodzielnie się z wszystkimi tymi szczególikami świetnych kreacji psychologicznych postaci zapoznać.
“Nie patrz tak na mnie, jest rok tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty dziewiąty, kobiety też potrafią palić w kominku, papo. Jeździmy samochodami, głosujemy, pracujemy w męskich zawodach i bywamy w nich lepsze niż panowie.”
Kolejnym, ostatnim z tych najważniejszych, aspektem, który muszę omówić, jest dokładność w oddaniu czasów, w jakich historia się toczy. Nie wiem jak autorka to zrobiła, ale tak doskonale osadziła tę historię w realności tamtych czasów, że naprawdę gdybym nie wiedziała, to powiedziałabym, że jest to powieść pisała na początku lat 60tych XX wieku. W każdej rozmowie, w każdym opisie miejsca jest wspomniane coś, co odnosi się do tamtej rzeczywistości, ale jest to zrobione w sposób bardzo nienachalny, bardzo naturalnie. Jest i o tamtejszych artystach, literaturze (choćby Christie czytana w pociągu czy dyskusje o Presleyu), jest o ważnych wydarzeniach politycznych, ale i małych wspomnieniach, które prawdopodobnie ukazywały się tylko w lokalnych gazetach. Są doskonale oddane tamtejsze poglądy, wierzenia, jest ciągle ten podział na role damskie i męskie, bogate i biedne, choć coraz bardziej wydaje się on zacierać. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego tła, oddane jest z niesamowitą uważnością.
“Ludzie mordują tylko z kilku powodów i każdy z nich wiąże się z pragnieniem zdobycia czegoś: miłości, pieniędzy, wolności. Jest jeszcze zbrodnia w afekcie, ale w tym wypadku chyba o niej nie mówimy?”
“Sprawa lorda Rosewortha” to doskonała powieść detektywistyczna, chce się aż powiedzieć, że klasyczna, bo dokładnie za taką można ją brać. Biorąc jednak pod uwagę to, że powstała współcześnie, raczej powinniśmy mówić, że doskonale nawiązuje do klasyki. Z początku historia toczy się spokojnym tempem, zaciekawienie samą intrygą przychodzi dopiero po chwili, ale to nie znaczy, że czytelnik nie jest od początku ciekawy - już same kreacje postaci wzbudzają w nas emocje, zainteresowanie. Są też smaczki wplatane od samego początku - jak na przykład dziwnie sformułowana prośba Ruth. Zakończenie jest absolutnie zaskakujące, zagadka zbudowana na najwyższym poziomie, język świetnie stylizowany na dawny. Cóż mam więcej powiedzieć - dla fanów powieści kryminalnych spokojnych, skupionych na dedukcji i klasycznych motywach jest to lektura obowiązkowa!
“Ludzie (...) są skłonni do wszystkiego, kiedy zawładnie nimi żądza.”
Moja ocena: 8/10

 A już w środę 10 kwietnia, w dniu premiery książki w formie papierowej, 
zapraszam na Instagram na live z Małgorzatą Starostą
Zaczynamy o godzinie 19:00 na naszych profilach.


Recenzja powstała w ramach współpracy ambasadorskiej z Małgorzatą Starostą.



Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz