lipca 31, 2025

"Bez ryzyka" Lee Child

"Bez ryzyka" Lee Child

Autor: Lee Child
Tytuł: Bez ryzyka i inne opowiadania
Tłumaczenie: Łukasz Praski
Data premiery: 16.07.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 368
Gatunek: opowiadania sensacyjne / kryminalne
 
Lee Child to światowy mistrz literatury sensacyjnej, ojciec postaci literackiej Jacka Reachera. Wydawany jest w 43 krajach, tłumaczony na 39 języków, książki sprzedaje w milionowych nakładach. A wszystko to zaczęło się w latach 90-tych XX wieku, kiedy to po kilkunastu latach pracy w angielskiej telewizji został zwolniony. Jak sam pisze w przedmowie do “Bez ryzyka”, przyszło mi mierzyć się z wyborem nowej kariery, zdecydował się więc na pisanie, tworzenie powieści mających służyć rozrywce - przecież z telewizji wiedział już jak to się robi. I tak powstała jego czołowa postać, były wojskowy Jack Reacher, z którym seria liczy już 29 tomów - od niedawna autor tworzy ją we współpracy ze swoim młodszym bratem ze względu na swój własny wiek. Seria z Reacherem oczywiście doczekała się i nagród literackich i ekranizacji, najnowsza z nich to serial dostępny na Prime Video.
Choć to Jack Reacher dominuje w twórczości autora, to na przestrzeni lat zdarzało mu się pisać przeróżne opowiadania - z Jackiem i bez, głównie do antologii różnych autorów. Zbiór “Bez ryzyka” to dwadzieścia krótkich form jego autorstwa, które pierwotnie ukazały się pomiędzy latami 2004 a 2020. Ostatnie, dwudzieste pierwsze, to opowiadanie napisane wraz z Tess Gerritsen, w którym Jack Reacher spotyka się z najnowszą jej bohaterką - Maggie Bird, byłą agentką CIA, która jest postacią przewodnią nowego cyklu Klub Martini (recenzje - klik!). Nie jestem pewna, czy “Bez ryzyka” to jedyne miejsce publikacji opowiadania „Na twardo”, pewny jest za to rok jego powstania - to 2025.
 
Każde z dwudziestu opowiadań liczy podobną liczbę stron (okolice dwudziestu), każde zbudowane jest na podobnej zasadzie - ich akcja ze spokojnej narasta aż do wielkiego przewrotnego twistu na końcu. Każde pisane jest też w lekkim stylu, w którym zawsze znajdzie się miejsce na subtelną ironię, puszczone oczko do czytelnika. Część z nich prowadzona jest w pierwszoosobowej narracji, część w trzecioosobowej, postacią przewodnią zawsze jest mężczyzna. Profesje już jednak mają bardzo różne, a sam Jack Reacher pojawia się tylko w bonusowym opowiadaniu z Maggie Bird. W wszystkich wcześniejszych bohaterami są policjanci, agenci, ochroniarz, płatni mordercy, jest i dziennikarz, pisarz i scenarzysta. Są i całkowicie zwyczajni ludzie, jak mężczyzna pracujący przy budowie domów. Część historii to głównie opis działań jednego bohatera, część to po prostu dialog, a część rozłożona jest na kilka oddzielnych fragmentów rozłożonych w czasie. Pewny jest tylko zawsze naprawdę zaskakujący finalny twist.
“(...) podświadomości nie przygniata myśl o ogromie pracy, jaka jeszcze go czeka. Nie trzeba z uwagą porcjować materiały. Nie czeka się z kulminacją akcji do siedemnastego rozdziału. Wszystko dzieje się naraz, już, akcja jak szalona pędzi naprzód i cała historia często powstaje za jednym zamachem.”
Tempo tych opowieści raczej nie jest typowo sensacyjne - jest czas na wprowadzenie, na zbudowanie napięcia. Tak naprawdę nawet nie ma tu typowo sensacyjnych akcji - nie ma pościgów, a jeśli jest strzelanka, to tak naprawdę ona się już wydarzyła, a to o czym czytamy, to jej konsekwencje. Historie zatem wydają się bardziej kameralne, bardziej skupione po prostu na ludziach, ich pobudkach i niezdrowych pragnieniach, którym dają ujście.
“Każdy proces ma jakieś luki i niedoskonałości. Przy cukrze coś się musiało gdzieś wysypać. Część płynu pewnie się wylała. Tego się nie da uniknąć. Nie można doprowadzać się do szaleństwa dążeniem do perfekcji.”
Czas i miejsce akcji też niełatwo uogólnić. Są historie toczące się nawet i w połowie XX wieku, są te bardzo współczesne (choć nie aż tak bardzo, chyba w żadnym z nich technologia nie odgrywa jakiejś znaczącej roli). Część opisana jest w ruchu, część toczy się w jednym miejscu, są prywatne domy, komisariaty, a nawet samolot czy pociąg. Jest ruch, jak i statyczność.
“W jego oczach zauważyłem tę samą pustkę co wcześniej. Moment przełączania telewizora na inny kanał.”
Tak jak w swoich powieściach, tak i w tym zbiorze, autor przede wszystkim stawia na rozrywkę, nie znaczy to jednak, że nie znajdziemy nic z tematów wartych podkreślenia - bo te są, tak naprawdę każde z opowiadań oparte jest na jakimś problemie czy to przypisanym do jednostki, czy grupy. Wydźwięk chyba każdego z nich ma raczej gorzkie zabarwienie, związane jest z egoizmem, rozczarowaniem i tego co po nim, czy po prostu zwyczajną ironią losu. Jest przewrotnie, ironiczne, ale raczej niewesoło.
“Bogactwo nic nie oznacza, jeśli inni ludzie nie są biedni.”
A co z opowiadaniem z Tess Gerritsen? Jest dzielone na dwójkę postaci: Jacka i Maggie, większa część akcji toczy się w miejscu zamieszkania tej drugiej, w miasteczku Purity. Obydwie postacie wykorzystują to, co mają w swoim repertuarze dobrego do zaoferowania, a dzięki podobnym profesjom naprawdę fajnie się zgrywają.
 
Podsumowując, zbiór “Bez ryzyka” bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - okazał się książką nie typowo sensacyjną, jak zakładałam, a zbiorem kameralnych, różnorodnych opowieści opartych na kryminalnych zagadkach. Choć wszystkie w budowie są do siebie podobne, to jednak pomysł na historię każdego z nich jest inny, a to gwarantuje naprawdę zaskakujący finalny twist - nawet w tych historiach, w których myślałam, że tematyka nie jest dla mnie, a więc w sumie nic mnie nie zaskoczy, na koniec okazywało się inaczej. Całkowicie inaczej. Mogę więc śmiało powiedzieć, że fani ciekawych, zaskakujących historii kryminalnych będą z tych krótkich form zadowoleni, nie wiem za to, jak zareagują na ten zbiór fani Reachera - sama ciągle jeszcze z jego przygodami się nie zapoznałam, więc ten zbiór był moją pierwszą stycznością z piórem Lee Childa. I cieszę się, że od niego zaczęłam, bo na jego podstawie mogę czuć się trochę śmielsza w stosunku do serii - może i w powieściach autor podobnie mocno mnie zaskoczy!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

lipca 30, 2025

"Świadek śmierci nad Śniardwami" Marta Matyszczak - patronacka recenzja premierowa

"Świadek śmierci nad Śniardwami" Marta Matyszczak - patronacka recenzja premierowa

Autorka: Marta Matyszczak
Tytuł: Świadek śmierci nad Śniardwami
Cykl: Kryminał z Pazurem, tom 4
Data premiery: 30.07.2025
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 288
Gatunek: komedia kryminalna
 
Marta Matyszczak w swojej notce biograficznej przyznaje, że wychowała się na kryminałach Agathy Christie i Joanny Chmielewskiej - dzięki pierwszej ikonie postanowiła, że też będzie pisać kryminały, dzięki drugiej, że będą to kryminały na wesoło. A jako że od zawsze była psiarą, to zdecydowała się, by w swoim debiucie przetestować coś niezwykłego, wtedy chyba na polskim rynku niespecjalnie popularnego - jednym z narratorów swojej powieści uczyniła psa! I tak powstał Kryminał pod Psem, którego tom pierwszy, debiut autorki, ukazał się na rynku w 2017 roku. Kundelka Gucia wraz z detektywem Szymonem i dziennikarką Różą szybko czytelnicy pokochali i tak przez kilka lat skupialiśmy się na ich kolejnych zabawnych przygodach. Aż przyszedł czas zmiany. Do Marty Matyszczak wprowadziła się kotka Burbur, która urodziła młode… Ta zmiana w życiu spowodowała też zmianę w twórczości pisarskiej - po czterech latach poświęconych tylko i wyłącznie Kryminałom pod Psem, przyszła pora na wprowadzenie nowej serii - serii bardziej zadziornej, bardziej w humorze ciętej - serii Kryminałów z Pazurem, w której rolę zwierzęcego narratora odgrywa kotka Burbur. Tom pierwszy pt. “Morderstwo w Mikołajkach” był dla wszystkich zaskoczeniem, ale na mnie samej wywarł ogromne wrażenie - do teraz jest to najwyżej oceniona przeze mnie książka autorki! Dwa kolejne lata przyniosły dwa kolejne tomy, ale na czwarty trzeba nam było poczekać dłużej - a podczas tego oczekiwania wiele się zmieniło: seria Kryminałów pod Psem została zakończona, a pojawiła się nowa, skierowana w stronę cosy crime Zbrodnia na podsłuchu. I to w tę rzeczywistość wkracza “Świadek śmierci nad Śniardwami” - tom szczególny, bo goszczący bohaterów Kryminałów pod Psem!
 
Nad Mazury nadciągnęła jesień, a wraz z nią kolejne problemy w rodzinie Ginterów. Ich kumulacja sprawia, że Rozalia i Paweł mają już trochę dosyć - by na chwilę uciec od tego wszystkiego, co ciągle zaskakuje ich we własnym domu, pakują walizki, ładują koty do kontenerków i rezerwują ostatnie wolne miejsca w pensjonacie w Trzonkach nad Śniardwami - spędzą tam andrzejki, a i wykorzystają ten czas, by podjąć prywatny trop, który może pomóc im wyjaśnić kto stoi za wypadkiem ich właśnie odzyskującego świadomość syna. Miejsce ich noclegu jest ciekawe - to dawny dworzec kolejowy, w którym podobno plącze się duch starego kolejarza… Ale nie tylko on przypomina o przeszłości - bo ta nęka też dziadka właścicielki pensjonatu, który co noc wydaje się szukać czegoś, czego już dawno tutaj nie ma. Ale czy na pewno? W końcu ktoś ginie, a Paweł zostaje zmuszony przez swojego szefa do poprowadzenia śledztwa.
“A co, jak co, ale intuicję to ja mam wyśmienitą! Zresztą ja mam wszystko wyśmienite. Prócz krzywej przegrody nosowej.”
Książka swoją budową nawiązuje do klasyki powieści detektywistycznej - otwiera ją spis postaci w powieści występujących, a każdy rozdział, a mówiąc dokładniej: część rozpoczyna się od skrótowego opisu, co w niej znajdziemy. Marta Matyszczak już tutaj jednak stosuje pewne unowocześnienia, traktuje je z zacięciem karykaturzystki, dzięki temu ukierunkowując już historię na odpowiednio cięty humor. Jest też oczywiście mapka Pojezierza Mazurskiego, na której zaznaczone są miejsca akcji, a ta rozpisana jest na osiem części. Każda z nich podzielona jest na krótsze fragmenty oddane zarówno z perspektywy ludzkiej, jak i kociej oczami Burburki, a każdy fragment oddzielony jest słodką grafiką czarnego kotka (Pedra?). Każdy fragment poza wpisami Burburki, która swoją narrację prowadzi w formie wpisów w pamiętniczku, opatrzony jest miejscem akcji, jak i czasem, bo i ten nie toczy się to linearnie - rozpoczynamy od nocy andrzejkowej, podczas której dochodzi do morderstwa, by zaraz przenieść się na kilka dni, jak i lata wcześniej - w okolice II wojny światowej, do opowieści o trzech przyjaciołach. Jakkolwiek skomplikowanie to brzmi, autorka rozpisuje wszystko tak zgrabnie i jasno, że nie mam najmniejszych obaw o to, czy czytelnicy połapią się w czasie i miejscu historii.
“Wszystko jest dla ludzi. (Żartowałam. Wszystko jest dla kotów. Choć ludzie też mają niezły wybór).”
Narracja powieści prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez ludzkich narratorów - przewodzi im oczywiście stała serii: Rozalia. Burburka, jako autorka pamiętniczka relację składa w pierwszej osobie, tak samo jak kilka gościnnych wpisów kundelka Gucia. Narracja pierwszoosobowa bardzo jasno oddaje różnice w charakterach zwierzaków - Burburka, jak to kotka, jest przekonana o własnej dostojności, o tym, że ona jest królową, której wszyscy mają składać pokłony, Gucio z kolei to poczciwy, ufny i milutki staruszek. Styl powieści jest więc odpowiednio dopasowany do każdego z narratorów, humor Burburki jest najbardziej cięty, uszczypliwy, perspektywa ludzka skupia się raczej na zagadce kryminalnej i dylematach moralnych. Język w tym fragmentach jest swobodny, ale nieco bardziej poważny - choć nie poważny całkowicie. Książkę czyta się bardzo łatwo, bardzo płynnie.
“(...) drogę zastawiła mu jakaś zorganizowana grupa przestępcza. Złożona była z tego trzynogiego psa i dwóch kotów należących do komisarza.”
Cechą charakterystyczną tej serii, poza Burburką i jej ciętym humorem, jest to, że fabuła zawsze dzielona jest na dwa wątki - zagadkę kryminalną zamkniętą dla każdego tomu, najczęściej związaną z miejscem akcji oraz zagadkę prywatną rodziny Ginterów związaną z ich przewinami - i tymi, od których zaczyna się tom pierwszy, i tych jeszcze wcześniejszych związanych z wypadkiem ich syna Huberta. Oczywiście autorka dba o każdego z czytelników, więc główne punkty zagadki prywatnej są przypomniane, zresztą muszą być, jeśli tomy dzieli tak długa przerwa czasowa jak tutaj. Można więc po ten tytuł sięgnąć bez znajomości pozostałych części serii.
“Rozalia zaczynała u siebie z niepokojem obserwować rosnącą znieczulicę. Gdy do obciążenia jej sumienia los dokładał kolejny grzech, w ogólnym - przeprowadzanym na własny użytek - rozrachunku spadało jej poczucie winy. Istniała po prostu pewna maksymalna pojemność tego kotła ze złymi uczynkami, której przekroczenie nie robiła już żadnej różnicy.”
Zagadka kryminalna poświęcona temu tomowi, Trzonkom i Śniardwom, podzielona jest na czas aktualny i przeszły. Prowadzona spokojnie i z uwagą, dokładna w opis nie tylko ludzkich zachowań, ale i samego miejsca. I tak poznajemy skomplikowaną historię Trzonek, które kiedyś znajdowały się pod wpływami Prus, później “uratowane” przez Rosję, zostały tak naprawdę wystawione na jej brutalność. I my przyglądamy się temu, jak zwyczajne życia zostają zaburzone przez wojnę, jak nagle trzeba uciekać na zachód i budować swoje życie od nowa. W czasach współczesnych skupiamy się również na miejscu, na starym dworcu i położonym w Nowych Gutach hotelu Wiatrak, w którym znajdziemy plejadę zabawnych postaci, a równocześnie potencjalnych morderców…
“Człowiek żyje w swojej bańce - a ta jest mniej więcej na jego poziomie intelektualnym - i się dziwi, kto w Polsce wybiera takich debili na kluczowe stanowiska w rządzie, jakich co wieczór można było oglądać w telewizyjnych wiadomościach. Kto popełnia te wszystko - często niezwykle durne - zbrodnie. Potem jednak wychodzi do ludzi i spotyka takich Zygfrydów Wosiów. I już wszystko staje się jasne.”
Wątek prywatny rodziny Ginterów jest w tym tomie równie ważny, co sama zagadka kryminalna. Autorka długo trzyma nas w niepewności, nie jesteśmy pewni kogo i przede wszystkim w jakim cel szuka Rozalia z Pawłem - no, może dla tych, co pamiętają dokładniej niż ja tom trzeci, nie będzie to aż taką niewiadomą, co sugerują przypomnienia autorki. Co jednak ważne, sama tajemnica związana z wypadkiem Huberta zostaje tu rozwiązana - dowiadujemy dię jak i dlaczego chłopak został zaatakowany. Na wierzch wychodzą też i inne grzechy Ginterów, które automatycznie pobudzają ciekawość tego, co zdarzy się w kolejnym tomie…
“(...) bardzo się napracował nad utratą jej zaufania. Sama jednak święta nie była, więc być może winy się wyrównywały? Czy to w ogóle tak działało? Czy można prowadzić takie rachunki popełnionych grzechów i układać z nich równania? Nie była tego pewna.”
Akcja powieści prowadzona jest tempem umiarkowanym, poprzez zmiany perspektyw i czasów, czytelnik jednak nie ma nawet czasu na choćby pomyślenie o nudzie. Intryga zbudowana jest solidnie, tak też jest prowadzona - w stałym tempie, z miejscem na finalne wyjaśnienia, odpowiednie zamknięcie i zapowiedź tego, co może nadejść w przyszłości. Autorka jednak długo trzyma nas w niepewności, długo czekamy aż elementy układanki wskoczą na swoje miejsce - poprzez ich ilość ciężko jest to zrobić samodzielnie, choć nie jest to niemożliwe.
 
W “Świadku śmierci nad Śniardwami” plączą się ludzkie tragedie - te stare, pochodzące jeszcze z czasów II wojny światowej, jak i te współczesne, prywatne, wywołane przez głupi los czy ludzką głupotę. Intryga kryminalna zbudowana jest tak, że poznajemy nie tylko samo miejsce, ale i jego skomplikowaną historię, poznajemy losy Polaków, których życia zostały zrujnowane przez wojnę. Jednak, choć wszystko podszyte jest wynikającym z tego smutkiem, czytelnik podczas lektury aż tak bardzo go nie odczuwa - mocno ironiczna i prześmiewcza narracja Burburki jest na tyle intensywna, że to ona nadaje rytm i charakter zdarzeniom, zabarwiając je pod kątem komediowym. Samo zakończenie mocno osadza czytelnika już w tomie kolejnym - miejmy nadzieję, że tym razem autorka na kontynuację nie każe czekać nam aż dwa lata! Historia “Świadka śmierci nad Śniardwami” jest lekturą szybką i mimo wszystko rozrywkową, ale na pewno nie w wydźwięku lekką - bo przecież sama zbrodnia też taka nie jest.
“Nigdy więcej wakacji nad Śniardwami! Od dzisiaj tylko Egipt!”
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Dolnośląskim.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

lipca 29, 2025

"Klaun w polu kukurydzy" Adam Cesare

"Klaun w polu kukurydzy" Adam Cesare

Autor: Adam Cesare
Tytuł: Klaun w pol kukurydzy
Cykl: klaun Frendo, tom 1
Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski
Data premiery: 16.07.2025
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 352
Gatunek: horror
 
Adam Cesare to znany amerykański autor horrorów, który na rynku rodzimym tworzy już od ponad dekady, jednak w Polsce pojawia się dopiero teraz - i to kilka miesięcy później niż ekranizacja jednej z jego książek! Bo już w maju na ekranach polskich kin można było zobaczyć horror “Frendo”, którego pierwowzorem jest powieść “Klaun w polu kukurydzy”. To pierwszy tom serii z tytułowym klaunem Frendo, książka, za którą autor otrzymał Nagrodę Brama Stokera - i choć jest to jedna z jego nowszych pozycji w dorobku artystycznym, to właśnie nią debiutuje właśnie na rynku polskim.
 
W stanie Missouri jest wiele takich miejsc jak Kettle Springs - małych miasteczek, którym kiedyś powodziło się dobrze, przede wszystkim dzięki lokalnym uprawom, a teraz pozostają w tyle, żyją dawną świetnością, którą widać już tylko na starych zdjęciach. To miejsca podzielone - młodzi czują, że nic tam na nich nie czeka, starsi pamiętający o tym, jak było kiedyś, nie chcą odpuścić, ciągle żyjąc nadzieją, że czasy chwały wrócą. I właśnie do żyjącego na takich zasadach Kettle Springs sprowadza się Quinn Maybrook ze swoim ojcem. Ich przeprowadzka nastąpiła bardzo szybko, ojciec praktycznie od ręki przyjął posadę lokalnego lekarza, a Quinn nie oponowała - po śmierci matki zmiana była im do życia niezbędna, a ona sama już za rok będzie mogła przenieść się z powrotem do Filadelfii na studia. Na razie jednak trzeba zagospodarować dom, tata musi otworzyć praktykę, a ona zapoznać się z rówieśnikami w nowej szkole. Od pierwszego dnia wszystko to toczy się pod okiem klauna Fendo, który z sąsiadującej z ich domem fabryki, spogląda prosto w jej okno… Ale to przecież tylko rysunek, prawda? Nie ma się czego bać…
“Dziewczyna spojrzała ku horyzontowi, nad oceanem kolb poruszających się w podmuchach wiaterku. Wyglądało to tak, jakby kukurydza machała jej na powitanie albo oddychała. Missouri było niczym olbrzym śpiący pod progiem ich nowego domu.”
Książka rozpisana jest na prolog, 30 kilkustronicowych rozdziałów i epilog. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który większą część akcji przedstawia z perspektywy Quinn, choć nie tylko - zdarzają się rozdziały, w których bacznie przyglądamy się innym mieszkańcom miasteczka, jak i jej ojcu, pozostają one jednak w mniejszości. Styl powieści jest prosty, codzienny, ale mimo iż sporą części historii obserwujemy z perspektywy nastolatków, to nie jest zauważalnie młodzieżowy, dorosły czytelnik może zatem po nią sięgać bez obaw. Język nie jest usiany przekleństwami, trzeba jednak podkreślić, że autor nie szczędzi opisów obrzydliwych, makabrycznych - nie upaja się nimi, ale jednak są takie fragmenty, przy których nie zalecałabym spożywania posiłków… Całość wypada prosto, spójnie i zgrabnie, autor ma dobre wyczucie zarówno w dialogach, jak i w swobodzie budowania narracji, przez co książkę czyta się naprawdę lekko, bez wysiłku i jakkolwiek dziwnie brzmi to przy historii, w której opisy bywają makabryczne - przyjemnie.
Warto też wspomnieć o detalach wydania - każdy jeden rozdział oznaczony jest grafiką klauna na tyle delikatną, że wygląda jak znak wodny. Detal, a jednak bezsprzecznie dodaje klimatu lekturze!
 
Główną bohaterką historii jest nastoletnia Quinn - dziewczyna u progu dorosłości, choć mentalnie już raczej go przekroczyła, w końcu niedawne doświadczenie śmierci matki wymusiło na niej szybkie dojrzewanie. Jak na nastolatkę jest bardzo wyrozumiała i troskliwa w stosunku do swojego ojca, zresztą nie tylko do niego, jej spojrzenie na świat, na innych jest podszyte stoicyzmem. W porównaniu do jej rówieśników ta postawa jest zaskakująca, ale naprawdę dobrze sprawdza się w tej powieści - dzięki temu, mimo że czytamy o nastolatce, nie mamy wrażenia, że czytamy powieść młodzieżową.
Towarzystwo, w które wkracza Quinn w Kettle Springs oczywiście jest dość stereotypowe, choć wydaje się tak tylko na pierwszy rzut oka - autor raczej się tymi stereotypami bawi. Nie brakuje bogatych, popularnych dzieciaków, jak i pociągających outsiderów, jest groźny szeryf i zabiegający o kolejną kadencję burmistrz. Każdy z nich po części zachowuje się dokładnie tak, jak od niego oczekujemy, ale jednak jest też i druga warstwa, tak nieco głębsza, która wyjaśnia powody ich zachowania, sprawia, że postacie ze schematycznych stają się bardziej realne i żywe.
“Prawdę mówiąc, do nikogo nie pałała nienawiścią. Dzieciaki z Kettle Springs okazały się całkiem spoko, nie licząc paru głupich sytuacji na dziedzińcu szkolnym, głównie w pierwszych latach nauki. Wszystkie interesowały się kwestiami sprawiedliwości społecznej. Przynajmniej do pewnego stopnia. W każdym razie bardziej od swoich rodziców.”
Quinn ze swoim ojcem patrzą na miasteczko oczami obcych, dzięki czemu my możemy jasno dostrzec granicę - podział przechodzi w linii wieku, jest pokolenie młodych, którzy nieustannie patrzą w telefony, chcą się bawić i robić psikusy, jest i pokolenie starszych, którzy niespecjalnie tolerują takie zachowanie, gdyż to według nich właśnie ono odsuwa potencjalnych inwestorów i powrót do dawnej świetności. My tej granicy przyglądamy się z dwóch stron, a przede wszystkim zrozumieć tę, której potencjalnie nie rozumiemy – czyli stronę młodych, poznać ich aspiracje i racje, ich punkt widzenia.
“Tak bardzo się przejmujesz tym, że z dziećmi jest coś nie w porządku. A przecież to wy sprzedajecie broń palną, wy powtarzacie, że lepiej było, gdy mężczyźni byli prawdziwymi mężczyznami, że globalne ocieplenie to ściema. To wy obracacie nienawiść w sport drużynowy.”
Warto przyjrzeć się też samemu miejscu – małe podupadające amerykańskie miasteczko, w którym panuje klimat zamkniętej społeczności, co dyktuje książce odpowiednia atmosferę, a również nam dalej wgląd w to, jak faktycznie teraz życie wygląda w tego typu miejscowościach.
 
Akcja powieści gdzieś do sto dwudziestej strony pozostaje raczej historią obyczajową o zmianie, o dopasowaniu się do nowego życia, później jednak zaczyna się dziać, a my zostajemy osadzeni w samym środku wielkiej imprezy, która przemienia się w wielką masakrę. To kolejny znany motyw, ale i wydaje się, że w ostatnich latach jeden z największych strachów Ameryki - kiedy uzbrojony napastnik zaczyna bez powodu wyżynać niewinne dzieci. Tutaj oczywiście potraktowane jest to w konwencji gatunkowej. horroru zwanego slasherem, niemniej jednak groza takiej sytuacji jest mocno odczuwalna - może dlatego, że obserwujemy ją z kilku stron. Autor dobrze tę opowieść prowadzi, trzyma odpowiednio wysokie napięcie, przez co czytelnik kibicuje młodym zamkniętym w pułapkę, a choć kolejne twisty fabularne są w popkulturze znane, to jednak prowadzone tak, że mimo wszystko zaskakują.
 
Mimo makabry, mimo szybkiej akcji i stereotypów latających dookoła, książka posiada zaskakującą warstwę psychologiczną i społeczną wartą podkreślenia. Poza wspomnianym, jakże częstym w naszym świecie brakiem zrozumienia pomiędzy światem dorosłych a młodych, które przede wszystkim wynika z braku odpowiedniej komunikacji, autor swoich dorosłych czytelników pozbawia złudzeń - nie ma co patrzeć w przeszłość, chcieć powrotu tego co było. To przecież przeszłość, to już nie wróci, warto zatem spojrzeć w drugą stronę, bo zawsze ta druga strona jest – to właśnie przyszłość. Ale żeby móc w nią psychicznie wejść, trzeba się na taką możliwość otworzyć. Wątek uzależnień, wzajemnych pretensji, traum z przeszłości, żałoby staje naprzeciw temu, co jasne - miłości, zrozumieniu, otwartości na drugiego człowieka. Nie są to może tematy nowe, ale w czasach współczesnych tak pełnych podziałów bardzo ważne do powtórzenia, ponownego podkreślenia.
“Musiała spojrzeć prawdzie w oczy: spotkało ją coś strasznego. Trudno było oczekiwać, że takie doświadczenie nie odciśnie się piętnem na jej psychice.”
Podsumowując, “Klaun w polu kukurydzy” to umiejętnie skonstruowany horror, który na bazie motywów i schematów już znanych, tworzy coś współczesnego, coś pochłaniającego, co jest świetnym odbiciem podziałów pokoleniowych naszych czasów - poprzez tę powieść autor wprowadza w te podziały dialog. Mądrze wykreowane postacie i fabuła, która choć momentami obrzydza, równocześnie dziwnie do siebie przyciąga. Sama jestem tą pozycją zaskoczona - w końcu makabra, nastolatki i bawienie się w ciuciubabkę na polu to nie moje ulubione części składowe historii, a tutaj jednak sprawdziły się wyśmienicie. Odpowiednie proporcje, lekkość stylu i dobre uzasadnienie psychologiczne mogą z wiele razy już odgrzewanego pomysłu, zrobić coś naprawdę ciekawego!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Akurat.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

lipca 26, 2025

Maraton czytelniczy z Eddiem Flynnem: mini-book toury zakończone!

Maraton czytelniczy z Eddiem Flynnem: mini-book toury zakończone!

W kwietniu i maju na profilach Kryminału na talerzu dominowała seria thrillerów prawniczych z Eddiem Flynnem autorstwa Steve'a Cavanagha - organizowałam dla Was cały wielki maraton czytelniczy, w których zachęcałam Was do wspólnej lektury sześciu dostępnych tomów tej serii, jak i dostarczałam wiele atrakcji - nie tylko w formie recenzji i rolek, ale również konkursów, jak i ... mini-book tourów! Okazji zatem do zapoznania się czy to z pojedynczymi tomami, czy całą serią było naprawdę sporo! Teraz, w najbliższą środę na naszym rynku pojawi się tom siódmy serii pt. "Wspólniczka", ale zanim zaczniemy o nim mówić na poważnie, to czeka nas jeszcze ostatnie podsumowanie - wszystkich sześciu mini-book tourów w jednej publikacji! 

Podstawową zasadą mini-book tourów było założenie 5x5 - 5 uczestników czyta i przesyła książkę dalej w przeciągu 5 dni. A jak dobierałam uczestników? Po prostu według kolejności zgłoszeń, nie wykluczałam nikogo, co trochę przystopowało nas już przy starcie - pierwsza uczestniczka mini-book touru z tomem pierwszym pt. "Obrona" nie dotrzymała swojego terminu wysyłki... Na szczęście po trudnym starcie cała akcja mini-book tourów przebiegła sprawnie, aż do ostatniego tomu i wysyłki do ostatniej uczestniczki... Tak, i tu mieliśmy przygody, paczka z "Adwokatem diabła" w transporcie Inpostu spłonęła! Na szczęście szybko zareagowaliśmy, nowy egzemplarz polecał do ostatniej uczestniczki w przeciągu kilku dni, niestety to jednak poskutkowało tym, że utraciliśmy wpisy poprzedniej czwórki. Finalnie cała akcja mini-book tourów została 24 czerwca zakończona - po 78 dniach, czyli 2 miesiącach i 17 dniach od jej startu. 

Jako że każdy z sześciu tomów czytany był zaledwie przez 5 uczestników, to egzemplarze raczej nie noszą śladów użytkowania - poza "Trzynaście", które jednak już w akcję leciało używane (w chwili gdy organizowaliśmy egzemplarze na book toury ciągle czekaliśmy jeszcze na dodruk tej książki, a więc wtedy nie dało się kupić jej nowej - teraz już się da!). Każdy tom zaopatrzony był w mapkę do zaznaczania trasy książki, karteczki indeksujące i zakreślacze. Uczestnicy, choć przeze mnie zachęcani, raczej nie byli skłonni do pisania po książkach, nad czym ubolewam, bo zawsze po powrocie książek z book tourów lubię sobie czytać komentarze zostawiane na gorąco! Ale to nie tak, że całkiem ich zabrakło - poza "Obroną", w każdym tomie znalazłam jakieś wpisy. Podobnie z karteczkami indeksującymi - tylko w "Obronie" nie zostały wykorzystane. 


Przyjrzyjmy się teraz każdemu book tourowi po kolei! 


Mini-book tour z "Obroną"

Książka wystartowała do pierwszej uczestniczki 7 kwietnia, wróciła do mnie 20 maja, w trasie była zatem miesiąc i 13 dni. Pierwsza uczestniczka (@zakochani.wksiazkach) spóźniła się z wysyłką aż o 4 dni, później jednak book tour szedł już bardzo sprawnie. Niestety również w warunku wystawienia książce opinii ta sama uczestniczka zawiodła, więc o "Obronie" finalnie możemy poczytać wrażenia czterech osób biorących udział w tej akcji - tylko jedna z nich nie była całkowicie entuzjastyczna! 
Sama książka poza fajną pieczątką i wpisami dwójki uczestników nie nosi śladów po book tourze.

Lista uczestników:
1. @zakochani.wksiazkach (09.04-18.04)
2. @czytelnia.osobista opinia - klik!
3. @iter_per_libros opinia - klik!
4. @po_prostu_o_ksiazkach opinia - klik!
5. @zaczytana_panna opinia - klik!

Fragment opinii @po_prostu_o_książkach:
"Steve Cavanagh debiutuje mocno i stylowo – i już w pierwszym tomie serii pokazuje, że ma pomysł, warsztat i wyczucie gatunku."


Mini-book tour z "Zarzutem"

Książka ruszyła w trasę 14 kwietnia, wróciła 23 maja, zatem w drodze spędziła 39 dni - dokładnie o te cztery mniej w porównaniu do "Obrony", a to znaczy, że każdy uczestnik tego mini-book touru pięknie wywiązał się pod kątem terminowości. Jak i wystawienia opinii książce - 5 uczestników, 5 opinii i wszystkie pozytywne! 
Ten tom doczekał się też zaznaczeń i komentarzy, mogę więc chyba uznać, że przebiegł naprawdę wzorcowo? 


Lista uczestników:
1. @kasienkaj7 opinia - klik!
2. @monikaormanin opinia - klik!
3. @iter_per_libros opinia - klik!
4. @nieuleczalna_ksiazkara opinia - klik!
5. @zaczytana_panna  opinia - klik!

Fragment opinii @kasienkaj7:
"To historia, w której ani przez sekundę nie można się nudzić."


Mini-book tour z "Kłamcą"

Booktourowy egzemplarz "Kłamcy" w Polskę ruszył 21 kwietnia, podróżował przez 37 dni i w moje ręce wrócił 28 maja - wynik książki w trasie mamy coraz lepszy! Nic dziwnego, w końcu Eddie z tomu na tom wciąga coraz mocniej... Każdy z piątki uczestników wystawił książce swoją opinię, każda była pozytywna - niektórzy właśnie przy tym tomie mieli styczność z serią po raz pierwszy, inni Eddiego już znali. To dowodzi tego, co powtarzam od początku - nieważne od którego tomu tę serię się zaczyna, od razu chce się więcej!


Lista uczestników:
1. @nieuleczalna_ksiazkara opinia - klik!
2. @mirkowo3 opinia - klik!
3. @iter_per_libros opinia - klik!
4. @czytelnia.osobista opinia - klik!
5. @zaczytana_panna opinia - klik!

Fragment opinii @mirkowo3:
"Dawno żadna książka tak mnie nie wciągnęła.... polecam!"

 

Mini-book tour z "Trzynaście"

"Trzynaście" w podróż po Polsce ruszyło 28 kwietnia i po 38 dniach, 5 czerwca wróciło w moje ręce. Terminowość uczestników, a raczej uczestniczek, bo przy tym book tourze książkę czytały same kobiety, ponownie bez zarzutu! Warunek wystawienia książce opinii także został spełniony i znowu - wszystkie były pozytywne, bez względu na to, czy było to pierwsze spotkanie uczestniczki z serią czy nie! 


Lista uczestniczek:
1. @danutabobrowicz opinia - klik!
2. @mirkowo3 opinia - klik!
3. @kasienkaj7 opinia - klik!
4. @zafascynowana.ksiazkami_ opinia - klik!
5. @zaczytana_panna opinia - klik!

Fragment opinii @zafascynowana.ksiazkami_:
"Tak dogłębnie wczułam się w te historię. To było coś niezwykłego."

 

Mini-book tour z "Pół na pół"

"Pół na pół" zwiedzać Polskę rozpoczęło 4 maja, a po 37 dniach, dokładnie 10 czerwca wróciło w moje ręce. Ponownie zarówno terminowość, jak i wywiązanie się z wystawienia książce opinii wypadła na medal! Ten tom jednak okazał się wyjątkowy - druga z uczestniczek (@wdech_wydech_powtórz) pokusiła się o zaserwowanie książce rysunków na brzegach! Piękna sprawa, prawda?
Książka doczekała się też sporej aktywności na gorąco - podkreślenia, komentarze, ba! nawet dyskusje i naklejki! Nie mogę jednak pokazać na zdjęciach wszystkiego, bo uczestniczki robiły zakłady i wyjawiały własne przeczucia co do tożsamości sprawcy, więc to pozostaje top secret!

Lista uczestniczek:
1. @malgorzatanocon opinia - klik!
2. @wdech_wydech_powtorz opinia - klik!
3. @jpryczek opinia - klik!
4. @czytelnia.osobista opinia - klik!
5. @zaczytana_panna opinia - klik!

Fragment opinii @czytelnia.osobista:
"Ten kryminał jest naprawdę dobry. Trzyma czytelnika w niepewności do końca. Do ostatnich kartek. Matko, jakie to jest dobre."

Mini-book tour z "Adwokatem diabła"

Tom ostatni całej akcji w drogę ruszył 12 maja i wszystko szło doskonale aż do momentu przedostatniej wysyłki... od 9 do 14 czerwca mieliśmy przerwę, nastąpiła szybka organizacja i zastąpienie zniszczonej w transporcie Inpostu paczki na nową - i to ten egzemplarz po przystanku u ostatniej uczestniczki w moje ręce wrócił 24 czerwca. Jak na takie zamieszanie wynik 43 dni mini-book touru chyba nie jest zły? 😉 
Niestety ze względu na stratę książki po lekturze czterech uczestniczek utraciliśmy większość wpisów, zaznaczeń, a i ponownie ozdobione brzegi przez @wdech_wydech_powtórz... Jedynie udało nam się odtworzyć trasę book-touru co wspólnymi siłami z uczestniczkami uzupełniłam na mapce. 

Lista uczestniczek:
1. @mirkowo3 opinia - klik!
2. @wdech_wydech_powtorz  opinia - klik!
3. @malgorzatanocon opinia - klik!
4. @poczytane_zapisane (09.06 zniszczenie paczki przez Inpost, wymiana) opinia - klik!
5. @zaczytana_panna  opinia - klik!

Fragment opinii @poczytane_zapisane:
"Każdy rozdział trzyma w napięciu jak ostatnia mowa obrończa."

 


78 dni, 6 książek, 2 wpadki (nigdy nie może się bez nich obyć, choć przyznam, że spłonięcie paczki przydarzyło mi się po raz pierwszy 😉), 29 opinii (wszystkie mniej lub bardziej, ale każda jedna entuzjastyczna!), 14 nowych fanów serii! Czy to nie świetny wynik uzyskany w czasie jednej szybkiej akcji czytelniczej? Ja jestem z niej zadowolona i dumna z uczestników, którzy tak pięknie wywiązali się i z terminowości i wystawienia książce opinii! Teraz czekam na wrażenia tych, którzy deklarowali nadrobienie serii we własnym zakresie (wszyscy uczestnicy, którzy załapali się tylko na jeden, dwa tomy w tej akcji!), jak i opinię z zaraz rozgoszczającej się w naszych księgarniach "Wspólniczki"! 



We współpracy z Wydawnictwem Albatros w ramach akcji #eddieflynnmaraton

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

lipca 25, 2025

"Eva Luna" Isabel Allende

"Eva Luna" Isabel Allende

Autorka: Isabel Allende
Tytuł: Eva Luna
Tłumaczenie: Ewa Zaleska
Data premiery: 09.07.2025
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura piękna
 
Isabel Allende to latynoamerykańska autorka uznawana za jedną z najpoczytniejszych pisarek na świecie. Urodzona w Paru, pierwsze kilkanaście lat mieszkała w Chile, po czym wróciła do kraju swojego urodzenia. Po latach przeniosła się do Wenezueli i dalej, teraz od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Jest znaną filantropką i feministką walczącą o prawa człowieka, kobiet i dzieci, nagradzana zaszczytnymi tytułami zarówno ze względu na tę działalność, jak i swoją twórczość pisarską. Jej książki sprzedawane są praktycznie na całym świecie, tłumaczone na prawie pięćdziesiąt języków, sprzedawane w milionach egzemplarzy. Tworzy od lat 80-tych XX wieku, debiutowała “Domem duchów”, choć jeszcze przed tworzeniem powieści, napisała wystawioną w teatrze sztukę. Aktualnie na koncie ma prawie trzydzieści tytułów, w Polsce wydawana jest od dawna, ale od pięciu lat opiekuje się nią Wydawnictwo Marginesy, które nie tylko wydaje najnowsze tytuły, ale także odświeża te starsze. I tak w moje ręce trafiła “Eva Luna”, jedna z pierwszych powieści autorki, w oryginale wydana w 1987, w Polsce po raz pierwszy w 1997.
 
Ameryka Łacińska, prawdopodobnie początek XX wieku. W ośrodku misjonarzy zjawia się małe dziecko - biała dziewczynka o włosach barwy płomienia, która wyszła z lasu. To Consuelo, która w przyszłości zostanie służącą starego profesora, a po nocy spędzonej z umierającym ogrodnikiem, stanie się matką Evy Luny, dziewczynki niezwykłej, która pierwsze lata życie spędzała przy jej boku, słuchając jak matka sprawnie przeplata prawdę z fikcyjnymi opowieściami. To od niej Eva nauczy się ubierać świat w słowa i historie, które przenoszą w miejscu i czasie, umiejętności, która będzie jej towarzyszyć przez całe życie, która pomoże jej przetrwać nie tylko stratę matki w wieku lat kilku, ale i przeżyć wszystkie z najczarniejszych chwil. I tak zaczynie się podróż Evy przez kraj i opowieści - jej własne i ludzi, których na swojej drodze spotka…
“-Kim są twoi rodzice?
-Nie wiem.
-Kiedy się urodziłaś?
-W roku komety.
Już wówczas Consuelo maskowała własną niewiedzę za pomocą poetyckich wyrażeń. Odkąd usłyszała po raz pierwszy o komecie, postanowiła przyjąć jej pojawienie się za datę swojego urodzenia.”
Książka rozpisana jest na jedenaście rozdziałów i zakończenie. Rozdziały choć długie, dzielone są na krótsze scenki, od jednej do kilku stron, przez co lektura pod względem komfortu nie jest uciążliwa. Narracja prowadzona jest przez Evę Lunę w pierwszej osobie czasu przeszłego, prócz zdania pierwszego, w którym narratorka się nam przedstawia w czasie teraźniejszym - to jej opowieść, historia jej życia, a przynajmniej kilku jego pierwszych dekad. Styl powieści jest magiczny, sposób snucia narracji przypomina baśnie, zresztą sam cytat otwierający pochodzi z “Baśni tysiąca i jednej nocy”. Język powieści jest naturalny, subtelnie poetycki, zwyczajny na tyle, że nie ma nic trudnego w zrozumieniu opowieści narratorki, ale sposób budowy zdań, porównań, czy nieoczywistych skojarzeń bezsprzecznie wpisują powieść w literaturę piękną, gdzie liczy się nie tylko sama historia, ale i sposób w jaki jest opowiedziana.
“Pomyślałam, że ta strona czekała na mnie od dwudziestu kilku lat, że żyłam tylko dla niej, i zapragnęłam, by od tej chwili zająć się wyłącznie chwytanie unoszących się w lekkim powietrzu opowieści o zmieniać je we własne. Napisałam swoje imię i natychmiast słowa napłynęły bez trudu, jedno łączyło się z drugim.”
Bo tu autorka łączy to, co magiczne, baśniowe, z tym brutalnie przyziemnym. A może jeszcze trochę inaczej - tak naprawdę to, o czym pisze jak najbardziej może być przyziemne, ale właśnie baśniowy styl opowieści sprawia, że historia nabiera magiczności, wrażenia nierealności. Imiona postaci, ich cechy charakterystyczne, sam sposób bycia są ekstrawaganckie, nieco abstrakcyjne, ale to nie dlatego wydają nie bardziej baśniowe, niż realne - a to odpowiada sama magia słowa. Historię tę można więc poznawać dwojako: jako baśń dla dorosłych, gdzie dobro mierzy się ze złem, namiętność z brutalnością, sacrum z profanum, ale także po prostu jako opowieść o Ameryce Łacińskiej XX wieku, prawdopodobnie Chile pomiędzy 1930-1980, choć nigdy nie jest to w powieści powiedziane wprost. O różnorodności i dziwności tego kraju, o rozgrywkach politycznych, walkach o poczuciu wolności, ścierających się wpływach. To wszystko tam jest, od czytelnika tylko zależy jak głęboko w powieść spojrzy, czego będzie w niej tak naprawdę szukać.
“- Lubię ten kraj - powiedział kiedyś Raid Halabi, rozsiadłszy się w kuchni nauczycielki Ines. - Wszyscy należą do tej samej klasy, są jednym ludem, bogaci i biedni, czarni i biali. Każdy czuje się gospodarzem ziemi, po której stąpa, nie ma miejsca na hierarchię, protokół, nikt nad nikim nie góruje z powodu urodzenia albo majątku. Ja pochodzę z zupełnie innych stron. W moim kraju pełno jest kast i reguł, człowiek rodzi się i umiera zawsze w tym samym miejscu.”
Główna bohaterka Eva Luna jest odpowiedzialna za element magiczny opowieści. To ona jako narratorka daje nam iluzję baśni, iluzję nierealności. Swoją opowieść snuje chronologicznie poczynając od życia swojej matki, przez swoje dzieciństwu u jej boku, jak i jej dalsze, skomplikowane lata po śmierci Consuelo. Bo to wtedy Eva rusza w podróż po kraju i ludziach, którzy raz po raz przecinają jej ścieżki - jedni pojawiają się tylko na chwilę, inni przychodzą i odchodzą, by za chwilę znaleźć się ponownie. Eva, przez to, że jej życie już w bardzo młodym wieku narażone było na ciągłą zmianę, jest postacią, która odnajduje się w każdej sytuacji. Od początku uczona, że jej życie ma wartość, nie pozwala, by inni zrobili z niej swoją marionetkę. Wraz z biegiem lektury bohaterka dojrzewa, z dziecka przeradza się w kobietę, odkrywa namiętności, jak i poczucie przywiązania i miłości. Poprzez swoją nieoczywistą historię nigdy nikogo nie ocenia, jest otwarta na ludzi i ich inność, od której pozostali odwracają głowy. I to właśnie na tej inności się skupiamy…
“- Trzeba walczyć o swoje. Nikt nie podejdzie do wściekłego psa, a potulnego zadepczą. Zawsze trzeba walczyć.
To była najlepsza rada, jaką otrzymałam w życiu.”
Plejada postaci, jaka pojawia się obok Evy, robi wrażenie. Służące, pomoce domowe, profesorowie, politycy, biznesmeni, sprzedawcy, partyzanci, prostytutki, burdelmama, transwestyta, dziennikarz, żołnierz czy równie bezdomny chłopiec co wtedy ona - każdy z nich ma swoje miejsce w opowieści, historia każdego z nich jest unikalna i na swój sposób poruszająca. Różne kolory skóry, różne wyznania, różne narodowości, różna zamożność i jedna Eva, która ich wszystkich łączy. To w tym jest magia, a zarazem prawdziwość, bo czy nie ta plejada postaci doskonale oddaje barwność i różnorodność przenikających ten jeden kraj kultur?
“Wierzyła w katolickich świętych, w świętych pochodzenia afrykańskiego i w wielu innych, których sama wymyśliła. Zrobiła w swoim pokoju ołtarzyk, w którym umieściła w rzędzie wodę święconą, fetysze wudu, zdjęcie zmarłego ojca i małe popiersie, które uważała za podobiznę świętego Krzysztofa, choć jak później odkryłam, było popiersiem Beethovena, nigdy jednak nie wyprowadziłam jej z błędu, bo uważała je za najbardziej cudowny przedmiot na ołtarzu.”
Na właśnie, w książce miejsce chyba nigdy nie zostaje wymienione, patrząc jednak po historii i mapie kraju, jak i miejsce urodzenia samej autorki, wydaje mi się, że będzie to Chile. Pod opowieścią Evy, historiami ludzi na jej drodze spotkanych, dostajemy przecież również historię kraju, a nawet świata. Jest I i II wojna światowa, jest wojna w Wietnamie i lokalne czy krajowe powstania. Są zmiany władzy, zmiany ustrojów, jedni dochodzą do głosu, innym zostaje on odebrany. Biznesy i import rozkwitają i upadają, pieniądze są, by po chwili tracić swoją wartość. W jednej opowieści przedstawione pół wieku historii kraju i to tak, że wcale nie czujemy się jak na lekcji historii - bo cały czas ta część historii pozostaje w tle, choć na tyle wyraźna, że nie sposób jej nie zauważyć.
“W tym wielkim kraju istnieją różne epoki historyczne. Podczas gdy w stolicy wielcy przedsiębiorczy omawiają telefonicznie interesy ze wspólnikami w innych miastach kuli ziemskiej, w Andach nadal istnieją obszary, gdzie zachowanie ludzkie regulują takie same zasady, jakie pięć wieków wcześniej przywieźli tu hiszpańscy konkwistadorzy, a w niektórych wioskach położonych w głębi puszczy ludzie dalej chodzą nadzy, jak ich przodkowie z epoki kamiennej. Była to dekada wielkich wstrząsów i cudownych wynalazków, choć dla wielu niczym nie różniła się od poprzednich.”
Wszystko to składa się na opowieść, która jest tak naprawdę pochwałą, hołdem dla umiejętności jej budowania, opowiadania. Czar słów, czar wymyślonych światów, czar łączenia czegoś, co wydaje się niepołączalne pokazuje, że rzeczywistość możemy kreować poprzez narrację. Że historia nie jest niczym innym jak opowieścią, a każda jej strona ma swój sposób i swoje miejsce, by ją opowiedzieć. Dla miłośników słowa to coś, co wprowadza magię, ale i porządek, coś, na czym sami budujemy swój świat.
“Rzeczywistość jest mgławicą, nie udaje nam się jej ogarnąć ani rozszyfrować, bo wszystko dzieje się równocześnie. Gdy pan i ja tu rozmawiamy, za pana plecami Krzysztof Kolumb wymyśla Amerykę, a ci sami Indianie, którzy witają go na witrażu, żyją nadal nadzy w głębi puszczy o kilka godzin drogi od tego urzędu i będą tacy sami za sto lat. Staram się odnaleźć drogę w tym labiryncie, wprowadzić odrobinę porządku w cały ten chaos, sprawić, żeby życie było łatwiejsze do zniesienia. Gdy piszę, opowiadam o życiu takim, jakie według mnie powinno być.”
“Eva Luna” to magiczna opowieść. Lekka przez styl, w jakim jest podana, przez klimat, który sprawia, że mamy wrażenie, że nic nie dzieje się tu naprawdę, że wszystko jest baśnią, zmyśloną opowieścią. Ciężka przez historię kraju, którą w tle opowiada, czasy, które tak naprawdę dla całego świata były wyzwaniem - wojna doświadczyła przecież wszystkich, a próba odbudowania po niej życia w każdym miejscu na świecie przyniosła inne wyzwania. To opowieść o akceptacji inności, o różnorodności świata, o radościach i tragediach, uniesieniach z namiętności, ale i brutalności. Świat pełny, świat fikcyjny, świat oddany magią słowa, czarodziejski, a zarazem tak bliski. Pierwsza moja powieść Isabel Allende i mam nadzieję, że nie ostatnia!
“Przestałam wtedy przyglądać się samej sobie w lustrze, porównywać się z kobietami doskonałymi, tymi z filmów i czasopism, i stwierdziłam, że jestem piękna, bo mam ochotę taka być. Więcej się już nad tym nie zastanawiałam.”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy.



Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!