.jpg) 
Autor: Robert
Małecki
Tytuł: Zmora.
Czarna toń
Cykl: Kama
Kosowska, tom 2
Data premiery: 15.10.2025
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 416
Gatunek: powieść
kryminalna / thriller kryminalny
Robert Małecki swoją karierę literacką
rozpoczynał od serii kryminalnych - w 2016 debiutował pierwszym tomem trylogii
kryminałów sensacyjnych z Markiem Benerem (recenzje – klik!), w 2018 rozpoczął
cykl z komisarzem Grossem (recenzja – klik!). Ale musiały minąć jeszcze dwa
kolejne lata, zanim przyszła pora na powieści oddzielnie - w przeciągu trzech lat
ukazały się takie cztery tytuły, w tym “Zmora”, określona jako thriller
kryminalny z Kamą Kosowską. Teraz cztery tytuły w kategorii osobnych powieści
pozostają, mimo że autor w 2025 na koncie ma dwie kolejne nowości – a to
dlatego, że „Rumor” (recenzja – klik!) jest powieścią osobną, ale „Zmora” z
2021 wskakuje do kategorii serii! “Zmora. Czarna toń” to jej tom drugi, który
stanowi oddzielną zagadkę kryminalną, a więc można ją czytać od pierwszego
niezależnie. Jest to już siedemnasta powieść tego autora.
 Sylwester, Toruń. Kama Kosowska szykuje się na
bal - właśnie siedzi na fotelu fryzjerskim, gdy dzwoni do niej nieznany numer.
To matka zaginionej przed sześcioma laty Moniki Matczak, młodej dziewczyny
pracującej w toruńskim urzędzie, która w Nowy Rok rozpłynęła się jak kamfora.
Kama dość obcesowo obchodzi się z kobietą, jednak później okazuje się, że ze
sprawą związany jest jej przyjaciel, Michał Bąk, który wtedy z Moniką się
spotykał. Te powiązanie sprawia, że Kama zmienia nastawienie, postanawia
przyjrzeć się sprawie, a o wgląd w materiały zgromadzone przez policję prosi
zaprzyjaźnionego Lesława Korcza. To z nim miała dzisiaj wieczorem się spotkać,
jednak policjant odwołuje wspólne wyjście - dostał w nos od zatrzymanego,
podejrzanego w sprawie zaginięcia Justyny Brzózki, którą właśnie teraz
prowadzi. To świeże śledztwo, w którym jeszcze sporo jest do odkrycia. Czy to
jednak nie dziwne, że obydwoje w tym samym czasie badają bardzo podobne sprawy?
Książka podzielona jest na nienumerowane,
kilkustronicowe rozdziały naprzemiennie pisane z perspektywy Kamy i Korcza.
Kama narrację prowadzi w osobie pierwszej czasu teraźniejszego, Korcz w
trzeciej osobie czasu przeszłego, niemniej jednak we wnętrza obydwu postaci
czytelnik ma swobodny dostęp. Styl powieści jest spokojny, uważny, skupiony na
detalach otoczenia i rozmówcach - przyglądamy się bacznie wyglądowi
zewnętrznemu, gestom, zachowaniom. Równocześnie zdania układają się bardzo
naturalnie, czuć tę swobodę stylu, umiejętność dopasowania odpowiedniej formy wypowiedzi
do rozmówcy, co bardzo wyraźne jest w dialogach - inaczej prowadzone są te
pomiędzy policjantami na komendzie, inaczej rozmawia się ze świadkami, a
inaczej, gdy Korcz kontaktuje się z Kamą. Język jest codzienny, bez
wulgarności, z potocznymi wstawkami, które dodają powieści realizmu. Historia
rozgrywa się na przestrzeni dwóch miesięcy, jednak główna oś fabularna zawiera
się w pierwszych dniach stycznia i prowadzona jest względnie linearnie - autor
i tutaj stosuje charakterystyczny dla niego zabieg budujący napięcie -
rozdziały często kończy cliffhangerami, a czytelnik o tym, co wydarzyło się w
kluczowym momencie, dowiaduje się już ze wspomnień postaci, w chwili, gdy robi
czy zajmuje się już czymś innym. To jednak jedyne odstępstwo od linearności
zdarzeń.
 Mimo że to Kama jest narratorką
pierwszoosobową, to mam wrażenie, że w tym tomie Korcz dominuje. Kreacja Kamy
jest stała, Korcz z kolei pod wpływem zdarzeń zewnętrznych musi
przewartościować swoje życie, spróbować pogodzić się z czymś, co stało się lata
temu, jednak dopiero teraz do niego dotarło. To powieść, w której przeszłość
przejmuje ster, w której mocno chwieje, a nawet zaciemnia teraźniejszość. Jak
jednak nie dać się przeszłości przytłoczyć, kiedy to nagle trzeba podjąć
decyzję, która miała być podjęta lata temu? Zagubienie Korcza jest oddane
bardzo naturalnie, bardzo ludzko, a to sprawia, że staje się człowiekiem takim
jak my - takim, który czasami nie potrafi oddzielić życia osobistego od
zawodowego, mimo że naprawdę mocno mu na tym zależy. To postać, w której dawne
rozczarowania, dawne blizny pod wpływem zewnętrznej sytuacji na nowo odżywają,
bo czy ze zdradą można się tak naprawdę pogodzić? Na poziomie emocjonalnym, a
może i tym podświadomym, bo choć logicznie jesteśmy sobie w stanie swoje emocje
poukładać, to jednak ta zadra, której nie jesteśmy w stanie kontrolować,
zostaje…
 “(...) częściej myślał o przeszłości. Pochłaniała go niczym głębina.”
A Kama, mimo że w tym tomie jest
psychologicznie stała, to i tak narażona jest na dylematy tego, co powinna
robić czy mówić. Czy prawda, a może jednak próba nieranienia innych jest
ważniejsza? I ona zdaje się wchodzić coraz mocniej w mroczną toń kłamstw
związanych ze sprawą, sama daje się w kłamstwa wikłać, sama jest tworzy. I choć
robi to w dobrej wierze, to jednak jasność sytuacji zostaje zaburzona…
 “(...) kiedy toniesz w jeziorze kłamstw, prawda zawsze pozostaje na brzegu. I jest za późno, by ją poznać, bo czarna toń wciąga i zatrzymuje mnie na samym dnie, aż ostatnie pęcherzyki powietrza ulecą ku górze. Ostatni ślad życia.”
Sprawa kryminalna tego tomu prowadzona jest
tempem bardzo spokojnym - zgodnym ze stylem narracji, jak i porą roku, w jakiej
toczy się akcja. Można nawet określić ją jako senną, choć zasnąć przy niej
trudno - w końcu rozmawiamy z kolejnymi świadkami, tropimy nieścisłości zeznań
i dowodów. To historia, w której nie samo tempo jest ważne, a człowiek, który
stoi w centrum. Przyglądamy się matce zaginionej, która teraz sama umiera, znajomym
zaginionej i tego, jak została zapisana w ich pamięci. Cała intryga jest bardzo
spójna i przemyślana, te detale, które tak bacznie obserwujemy, mają znaczenie,
są w tej historii po coś. Co ciekawe, po raz kolejny u Małeckiego przy finale
lektury nie czułam się zaskoczona - nie dlatego, że spodziewałam się takiego
rozwiązania, a dlatego, że to się po prostu wszystko układa z tak spójną,
bardzo równą i pasującą do siebie, naturalną całość. Cała intryga jest bardzo
bliska realności, doskonale naśladuje życie prawdziwe - stąd też u mnie pod
koniec uczucie smutku, nie zaskoczenia. Tak historie kryminalne tworzy tylko
Małecki.
 Intryga i sposób opowieści mocno związane są z
samym miejscem akcji - to Toruń, ale przede wszystkim okoliczne Kamionki, mała
wioska z jeziorem, gdzie mieszka zaledwie kilka osób. Jest zima, więc zaledwie
przez parę godzin jest jasno, krajobraz pozbawiony jest zieleni, a choć
temperatur minusowych nie ma, to jednak czuć wokół ten chłód ogarniający nie
tylko ciała, ale i umysły. Bo poza głównymi postaciami, te drugoplanowe
spotykamy różne, ale niewiele z nich tak naprawdę przejmuje się losem drugiego
człowieka…
 “Szkoda, że nie mam czasu na marzenia.”
Robert Małecki po raz kolejny z powieści
kryminalnej tworzy opowieść o człowieku, o jego skazach, wadach i zagubieniu,
jakie nieraz każdy z nas w życiu czuje. Tu zagadka kryminalna, choć jest tym,
co spaja opowieść w całość, nie wydaje się najważniejsza, jest raczej
pretekstem do sprawdzenia, jak radzimy sobie w sytuacjach kryzysowych, czy
jesteśmy gotowi zachować się tak, by niczego później nie żałować. Spokojna,
bardzo klimatyczna, chłodna atmosfera doskonale współgra z fabuła powieści, a
swobodny styl i bardzo ludzkie kreacje postaci sprawiają, że w dziwny sposób
książka staje się czytelnikowi bliska. Coś dla tych, co lubią grzebać w
zagadnieniach psychologicznych, przyglądać się ludzkim reakcjom i zachowaniom.
Dla fanów spokojnych, nastrojowych kryminałów!
 Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Literackim.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
 


.jpg) 

 



 
.jpg)

.jpg) 
 


.jpg) 
